Jeśli dla kogoś wizja kocyka, Netfliksa i ciepłej herbatki jest spełnieniem marzeń, to serial "Matki Pingwinów" powinien być pierwszym wyborem. To naprawdę urocza historia, którą ogląda się wyjątkowo przyjemnie, czas mija szybko. Pod koniec zostajemy wręcz z niedosytem i nadzieją na drugi sezon.
"Matki Pingwinów": Spektrum społecznych postaw
Główną bohaterką serialu jest zawodniczka MMA, Kama (w tej roli Masza Wągrocka). To silna, asertywna, wygadana kobieta, która odnosi zawodowe sukcesy w trudnym i zdominowanym przez mężczyzn sporcie. W jej życiu nagle pojawia się, jak rysa na szkle, problem, którego być może po raz pierwszy w życiu nie będzie w stanie rozwiązać. Syn Kamy, Jaś, po incydencie w szkole zostaje wyrzucony z placówki, co staje się dramaturgicznym początkiem całej historii. Okazuje się, iż podłożem trudności Jasia jest jego neuroatypowość. Dla Kamy spektrum autyzmu syna to wielki i niespodziewany cios, wręcz nokaut, po którym nie może się otrząsnąć. Reklama
Matka chłopca nie akceptuje diagnozy, ale z braku innych opcji jest zmuszona zapisać Jasia do placówki integracyjnej Cudowna Przystań. To właśnie tam poznaje Tatianę (Magdalena Różczka) - nieaktywną zawodowo matkę, która w pełni oddaje się opiece nad synem Michałem, Ulę (Barbara Wypych) - entuzjastyczną influencerkę, która na początku budzi mieszane uczucia Kamy, oraz Jerzego - neurotycznego samodzielnego ojca Toli (Tomasz Tyndyk), który generuje sporą część żartu sytuacyjnego w serialu.
Fabuła krąży wokół tych trzech różnorodnych bohaterów; każda postać jest skrajnie inna, a ich niekiedy wybuchowe charaktery napędzają dramaturgię fabuły. Mamy więc całe spektrum społecznych postaw i rodzicielskich dylematów. Myślę, iż każdy rodzic zobaczy w tym serialu wiele z własnych doświadczeń. Autentyczność jest ogromnym atutem produkcji - serial ukazuje rodzicielstwo w jego wielu odsłonach, ale nie dobija widza trudem i ciężarem opieki nad dzieckiem. Wręcz przeciwnie - normalizuje rodzicielstwo takim jakie jest: niekiedy słodko-gorzkim doświadczeniem, w którym można odnaleźć euforia i sens.
"Matki Pingwinów": Rodzicielstwo jednoczy nas jako ludzi
"Matki Pingwinów" podnoszą na duchu, ponieważ pokazują rodzicielstwo jako pewne uniwersalne doświadczenie, które jednoczy nas jako ludzi, niezależnie od kontekstu. Ukazanie relacji między rodzicami i dziećmi jest źródłem humoru sytuacyjnego, który działa oraz autentycznie rozśmiesza. Jednocześnie normalizując i oswajając dziecięce tantrum: rzucanie się na podłogę, ekspresyjne wybuchy emocji, fochy. Kto przeżył, ten zrozumie. Tak po prostu bywa i jest to ok - dla mnie odczarowanie dziecięcej złości to istotny przekaz serialu, który jednocześnie ma w sobie pewną lekkość.
Mimo, iż serial dotyka tematów trudnych, takich jak opieka nad dziećmi z niepełnosprawnością, neuroatypowymi i z zespołem Downa to jednak nie jest nakręcony w klimacie smutnego paradokumentu. "Matki Pingwinów" jest produkcją lekką i przyjemną, w stylu Netfliksa. I tu być może leży największe jej osiągniecie - umiejętność opowiedzenia fajnej i wciągającej historii z bohaterami, którzy nieczęsto pojawiają się w mainstreamowej kulturze popularnej. Dodatkowo twórcy robią to wszystko bez sztucznej tokenizacji.
Oglądając "Matki Pingwinów" nie czuje się sztucznej poprawności - dzieci niepełnosprawne nie są tam wklejone na siłę i z obowiązku; są naturalną i integralną częścią fabuły, bo takie też jest życie - osoby niepełnosprawne i osoby neuroatypowe są wśród nas, a zobaczenie rodzicielstwa w takim kontekście normalizuje i odczarowuje niepełnosprawność.
"Matki Pingwinów": Potrzeba nam przysłowiowej "wioski"
Jest w kulturze popularnej zrozumiała ostrożność w obrazowaniu "odmienności" - jakkolwiek chcemy to hasło interpretować. Szczególnie niepełnosprawność i tematy związane z popularnym ostatnio terminem neuroatypowość budzą usprawiedliwioną ostrożność twórców. Tutaj jednak wyszło to naprawdę naturalnie, bo to nie jest historia o granicach, tylko raczej o ich pokonywaniu i o wspierających relacjach, o które warto walczyć.
Serial z pewnością idealizuje pewne aspekty opowiadanej historii - można zaryzykować stwierdzenie, iż życie nie jest aż tak różowe. Jednak kontekst wymaga pewnych uproszczeń - "Matki Pingwinów" to jakościowa rozrywka, a nie program edukacyjny. Mimo tego komercyjnego kontekstu, serial robi dobrą robotę, bo pod humorem, dystansem i fajną historią, kryje się jednak pewna prawda życiowa - potrzeba nam tej przysłowiowej "wioski; grupy wsparcia. Samemu ciężko iść przez życie. Tu też leży przesłanie samego tytułu - to właśnie pingwiny dbają o swoje potomstwo w grupie, wiedząc, iż w pojedynkę nie dadzą rady przetrwać w bardzo trudnych warunkach. Trzymam mocno kciuki, aby powstał drugi sezon.
Zobacz też: Jeden z największych hitów Netflixa. Zyskał miano arcydzieła