Serial "Pierścienie Władzy" jest do kitu, ale warto dać mu szansę. Oto dlaczego

natemat.pl 2 miesięcy temu
Zdjęcie: Jest jeszcze nadzieja dla serialu Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy (OPINIA) Fot. materiał prasowy / Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy


W pierwszym sezonie serialu "Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy" wiało nudą. Na dodatek fabuła drażniła tym, w jaki sposób odbiegała od oryginału stworzonego przez J.R.R. Tolkiena. Tak na dobrą sprawę prawa, które twórcy otrzymali do prozy pisarza fantasy, zdawały się – w kontekście ich produkcji – bezużyteczne. Drugi sezon przygód Galadrieli i Elronda zapowiada się pod tym względem obiecująco. Tolkien Estate najwyraźniej chce uratować ten tonący statek.


Serial "Pierścienie Władzy" zaliczył – przynajmniej w moim odczuciu – interesujący start, ale im dalej w las, tym coraz nudniej. Jedyną postacią, która faktycznie trzymała się kupy i intrygowała, był Adar (w tej roli Joseph Mawle z "Gry o tron"), ojciec orków. Galadriela i Halbrand (ekhem, przepraszam, Sauron) miewali razem momenty, aczkolwiek przypominały one bardziej fanfik romantasy niż opowieść rodem ze Śródziemia.

Jest jeszcze nadzieja dla "Pierścieni Władzy"


Przypomnijmy: akcja serialu "Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy" przebiega w II Erze Śródziemia, która według chronologii zaczęła się od upadku Morgotha. "Ten epicki dramat rozgrywa się tysiące lat przed wydarzeniami z 'Hobbita' i 'Władcy Pierścieni' J.R.R. Tolkiena" – mogliśmy przeczytać w oficjalnej zapowiedzi produkcji Amazon Prime Video.

Pierwszy sezon skończył się w momencie, w którym Sauron ujawnił swoje prawdziwe oblicze przed Galadrielą i rozpoczął się proces powstawania Mordoru. W finałowym odcinku upadły Majar i sługa Morgotha wyrusza do Eregionu, by przekonać kowala elfów, Celebrimbora, do wykucia Jedynego Pierścienia (tak, tego, który zatruł potem umysł Golluma i ciążył Frodowi).



Tolkien Estate musiało zauważyć, iż "Pierścienie Władzy" – mimo sporej oglądalności – są zjadane nie tylko przez krytyków, ale i widzów, i najwyraźniej zlitowało się nad drugim sezonem hitu Amazon Prime Video. Dotąd twórcy serialu mieli prawa wyłącznie do "Drużyny Pierścienia", "Dwóch Wież", "Powrotu Króla" i jego dodatków, a także "Hobbita".

– Nie mamy praw do "Silmarillionu", "Niedokończonych opowieści", "Historii Śródziemia" ani żadnej innej książki. Współpracowaliśmy ze światowej sławy Tolkienistami i Tolkien Estate, aby upewnić się, iż sposoby, w jakie połączyliśmy kropki, były zachowane w tolkienowskim duchu – mówił na łamach "Vanity Fair" showrunner JD Payne.

Ruch ze strony Amazona był wręcz skazany na mniejszą lub większą porażkę, gdyż serial w sporej mierze próbował manewrować wokół treści zawartych w "Silmarillionie", ale z wiadomych powodów wiedzę na jego temat czerpał z dodatków do trylogii "Władcy Pierścieni". Warto dodać, iż sam J.R.R. Tolkien nigdy nie chciał sprzedawać praw autorskich wytwórniom filmowym.

"Pierścienie Władzy" z prawami do Annatara i nie tylko


Dopiero materiały do drugiego sezonu "Pierścieni Władzy" potwierdzają to, iż Tolkien Estate dało Amazonowi zgodę na pewne najważniejsze dla historii II Ery postaci (być może poszerzył prawa o coś jeszcze - pożyjemy, zobaczymy). Wiadomo, iż serial zdobył prawa do pięciu Istarich, czyli Sarumana Białego, Gandalfa Szarego, Radagasta Brązowego i dwóch błękitnych czarodziejów, oraz do Annatara, wysłannika Valarów, pod którego podszył się Sauron. To dobra wiadomość!



Na tym jednak nie koniec. W materiałach promocyjnych drugiego sezonu pokazano po raz pierwszy na ekranie Toma Bombadila, jednego z ulubieńców prozy Tolkiena. To postać owiana ogromną tajemnicą, którego hobbici spotkali w Starym Lesie w "Drużynie Pierścienia".

Klipy zapowiadające drugą część "Pierścieni Władzy" sugerują również, iż twórcy wyciągnęli wnioski z uwag, jakie mieli wobec pierwszej odsłony widzowie. Elfowie w końcu mają długie włosy, a Annatar wygląda tak, jak opisano go na papierze. Nadzieja umiera ostatnia.

Idź do oryginalnego materiału