Serial „Obcy: Ziemia”. Wymarzony sequel Nostromo? [recenzja, odcinek 1, 2]

panodkultury.com.pl 1 tydzień temu
Read Time:4 Minute, 15 Second

W kosmosie nikt nie usłyszy twojego krzyku. Na Ziemi twój krzyk nikogo nie obchodzi. Gdyby ksenomorfy z serialu „Obcy: Ziemia” wiedziały na jakiej planecie wylądują, prawdopodobnie byłyby przerażone. Czy więc fani „Obcego”, zmagający się z syndromem rosołu babci, wreszcie będą zadowoleni?

Całkiem znajomy ten „Obcy: Ziemia”. Już od pierwszych scen mamy wrażenie, iż to sequel filmu „Obcy: ósmy pasażer Nostromo” (1979). Czujemy TEN klimat, poruszamy się po znajomych retrofuturystycznych lokacjach, słyszymy znajome dźwięki, a oko cieszą wizualne cytaty z klasyki. Wraz z budzącą się z hibernacji załogą statku Maginot jemy śniadanie w mesie, a korporacyjny android coś kombinuje. Kolejny bezczelny recykling klasyki kina?

Serial Alien: Earth

Spokojnie, Noah Hawley (Fargo, Legion) nie stworzył nostalgicznej inscenizacji pokroju „Obcy: Romulus”. Nie serwuje filozoficznego bełkotu jak Ridley Scott w „Przymierzu”. Materiałem wyjściowym jest dla niego „Obcy: ósmy pasażer Nostromo”, ale nie ugrzązł w przeszłości i nie klęczy ze strachem przed tym co było. Gdy w tej chwili większość powrotów do klasyki kina przypomina przepisywanie pracy domowej („masz, ale zmień coś, żeby facetka się nie kapnęła”), Howley po prostu ma pomysł jak tchnąć życie w zastany świat. I co najważniejsze, w świecie, który dobrze znamy, potrafi zaciekawić, a choćby zaskoczyć.

Więcej kultury? Pan Od Kultury zaprasza na Facebooka i

O czym jest serial „Obcy: Ziemia”?

Akcja serialu rozgrywa się dwa lata przed wydarzeniami z filmy „Obcy: ósmy pasażer Nostromo” (serial nie próbuje być prequelem). Na Ziemi rozbija się statek korporacji Weyland−Yutani, uderzając w wieżowiec. Grupa bohaterów zostaje wysłana do wraku statku i walącego się budynku, by odzyskać tajemniczy ładunek i uratować ocalałych. Oczywiście nie ma kogo ratować, bo coś zmasakrowało załogę Maginota jeszcze przed katastrofą.

Obcy: Ziemia recenzja serialu

W pierwszym odcinku Kirsh (Timothy Olyphant) mówi, iż ludzie niegdyś byli pokarmem, ale rozwinęli technologię, polecieli w kosmos i… teraz wydaje im się, iż nie są już pokarmem. A przecież zawsze jest gdzieś zwierzę, które chce cię zjeść. Tym razem to zwierzę przybywa na Ziemię. Zwierzę, a raczej wiele zwierząt…

„Obcy” znów jest horrorem. Znowu przemierzamy klaustrofobiczne i duszne lokacje. Pot spływa po twarzach, podłogi są śliskie od krwi i śluzu. Gdzieś coś rzęzi, coś skrzypi, sypią się iskry ze zniszczonych urządzeń. Czujemy, iż w mroku czai się coś zabójczego. Coś nas obserwuje. I co najważniejsze – wreszcie zapamiętujemy imiona bohaterów, a choćby się o nich martwimy. Wreszcie nie są tylko mięsem do efektownego przemielenia.

Wrak statku obfituje w przerażające formy życia. Co najważniejsze, sam ksenomorf od dawna nie był tak zabójczy jak w „Obcy: Ziemia”. Absolutna maszyna do zabijania. Drapieżnik totalny. W kilka sekund potrafi urządzić krwawą łaźnię od której żołądek wykręca się na lewą stronę. Ręka, noga, mózg na ścianie. Noah Hawley brutalności się nie boi.

Obcy: Ziemia recenzja serialu

W kosmosie nikt nie usłyszy twojego krzyku. Na Ziemi twój krzyk nikogo nie obchodzi

Noah Hawley nie uległ modzie na ekspresowe filmy jak np. „Obcy: Romulus” i „Fantastyczna Czwórka”, którym spieszno do finału i wydają się streszczeniem fabuły. Nowy „Obcy” to groza w starym stylu. Hawley buduje napięcie, niespiesznie kreuje i daje wybrzmieć. Nie boi się podszyć swojej opowieści „Piotrusiem Panem” i zadawać trudnych pytań o transhumanizm. Powoli wciąga nas w ten brudny, zakrwawiony i lepki od śluzu świat. Ufamy jego turpistycznej wizji.

Warto wspomnieć, iż to świat straszny choćby bez kosmicznego monstrum. Technokratyczna dystopia, w której korporacje walczą o zyski, poświęcając bezwartościowe życie proletariatu. Naukowcy przeprowadzają makabryczne eksperymenty, oczywiście nie myśląc o konsekwencjach. Do tego powstają nieporadne cyborgi, do których dorosłych ciał wszczepia się umysły umierających dzieci (świetny motyw!). Podskórnie czujemy narastające konflikty, których erupcja jest nieunikniona.

Syndrom rosołu babci. Relikwie popkultury kontra oczekiwania

Serial Obcy: Ziemia

„Alien: Earth” to jedna z najlepszych rzeczy, która spotkała uniwersum „Obcego” od 40 lat. Cudowne ozdrowienie marki, która była już w stanie paliatywnym. Sydney Chandler jako Wendy jest wspaniale zagubiona i naiwna. Widać, iż Disney pieniędzy na scenografię i potwory nie skąpił, więc serial wygląda lepiej niż niejeden kinowy blockbuster. „Obcy” wreszcie stoi na własnych nogach bez Ellen Ripley i kosmicznych Marines ze statku USS Sulaco. Co więcej, „Obcy: Ziemia” może zostać jednym z najlepszych seriali roku. I co z tego? I tak fani „Obcego” będą marudzili, że „kiedyś to było…”.

To zrozumiałe, iż nic nie zadowoli nas tak jak „Obcy: Ósmy pasażer Nostromo” i „Obcy – decydujące starcie” (1986). Nic nie przebije starego „Predatora” czy „Terminatora”. Te filmy traktujemy jak relikwie, bo oglądaliśmy je jako dzieciaki, często pod kołdrą w tajemnicy przed rodzicami. Były to nasze pierwsze takie doświadczenia z popkulturą. Na ten samej zasadzie rosół w najznakomitszej restauracji nigdy nie będzie smakował tak dobrze jak rosołek babci, gdy w tle leciała „Familiada”. Ani Magda Gessler ani Marco Pierre White nie wygrają z sentymentem.

„Obcy: Ziemia” pewnie oberwie za to co „Joker: Folie à deux”. Będzie oceniany nie za to jaki jest, a jakie były klasyczne odsłony cyklu. Jest skazany na niesłuszne porównania do genialnej „jedynki”. A szkoda, bo to naprawdę dobry serial.

Nie zapominajmy o klasyce kina, ale przede wszystkim nie zapominajmy się dobrze bawić.

Więcej kultury? Pan Od Kultury zaprasza na Facebooka i

Idź do oryginalnego materiału