Seks, sława i telewizja

filmweb.pl 3 miesięcy temu
Jednym z pokoleniowych doświadczeń roczników okresu transformacji (w tym mnie) były pierwsze edycje "Big Brothera". Codziennie wieczorem ulice pustoszały, żebyśmy przed telewizorem mogli dowiedzieć się, co kombinuje Gulczas z Klaudiuszem i z jakiego powodu Manuela wybuchnie śmiechem. Kto z nas, dzisiejszych trzydziestolatków, tego nie pamięta? Największym ekscesem ówczesnych programów był seks Frytki z Kenem w jacuzzi. Z czasem – jak pewnie większość moich koleżanek i kolegów – porzuciłem młodzieńczą fascynację wojeryzmem z TV, więc "albo grubo, albo wcale" z "Warsaw Shore", "Love Island" czy "Hotelu Paradise" znam jedynie z memów. A od dzisiaj również z "Algorytmu miłości" – komediowego serialu Canal+, który parodiuje "miłosno-erotyczne" reality show.

Mateusz Dymidziuk, Małgorzata Socha
  • Canal+
  • Maciej Skwara

Za "Algorytm miłości" odpowiada Łukasz Sychowicz (reżyserami serii są Michał Tylka i Aleksander Pietrzak), scenarzysta polskiej edycji "Saturday Night Live" oraz filmu "Kryptonim Polska" i showrunner (czy też po polsku: scenarzysta wiodący) "The Office PL". Sychowicz jest niewątpliwie jednym z najważniejszych twórców nowej polskiej komedii (głównie serialowej) inspirowanej wzorcami z Ameryki. Przykład "The Office PL" pokazuje, iż do takiego projektu można zabrać się z sukcesem – udało się do rozpoznawalnego anglosaskiego formatu wprowadzić lokalny polski posmak i stworzyć niezależne, interesujące i sympatyczne postacie. Pozostałe produkcje spod pióra Sychowicza są jednak nierówne. Podobnie jest z "Algorytmem miłości". Pomysł uważam za ciekawy, ale ryzykowny, ponieważ konwencja serialu ma do złudzenia przypominać prawdziwy reality show, co sprawia, iż podczas oglądania zaciera się granica pomiędzy obcowaniem z udaną parodią a wierną kopią.

W "Algorytmie miłości" śledzimy losy uczestników programu o tym samym tytule. Na czas jego trwania cała grupa mieszka w podwarszawskiej Willi Amora naszpikowanej kamerami. Bohaterowie chcą tu odnaleźć swoją drugą połówkę, wygrać pieniądze i zyskać sławę. W meandry rywalizacji i relacji wprowadza odbiorców Lektor (Wojciech Malajkat), Prowadzący (Michał Czernecki) i A.M.O.R. (Katarzyna Kwiatkowska), czyli sztuczna inteligencja wyliczająca parom kompatybilność. Na konwencję oglądanego reality show składa się wiele dźwiękowych i obrazowych przebitek, co jeszcze bardziej urealnia obcowanie z rzeczywistym telewizyjnym formatem. Twórcy niemal nigdy nie decydują się zajrzeć za kulisy programu. Jako odbiorcy jesteśmy więc przede wszystkim kibicami swoich ulubieńców w Willi Amora – aż dziw, iż nikt nie zaprasza nas z ekranu do wysyłania smsów.

Dorota Chotecka, Adam Zdrójkowski, Katarzyna Gałązka
  • Canal+
  • Maciej Skwara

Choć tak skrojony serial daje autorom duże pole do zabawy, to jednocześnie narzuca pewne ograniczenia, które w ostatecznym rozrachunku nie umożliwiają "Algorytmowi miłości" być czymś więcej niż nieco za długim żartem. Konwencja reality show sprawia, iż nie łatwo w serialu o pogłębione rysy psychologiczne bohaterów, dlatego większość z nich ma memiczne i stereotypowe charaktery: infantylny facet feminista (Kamil Piotrowski), dziewczyna wyznająca tradycyjne wartości (Katarzyna Gałązka), wiejski chłopak wstydzący się swojego pochodzenia (Mateusz Dymidziuk). Nigdy nie jesteśmy świadkami przełamania, które pozwoliłoby dostrzec w nich złożone portrety, a żarty wygrywane na takich rysach osobowości są zwyczajnie płytkie. Nic dziwnego, iż najlepiej wypadają postacie trudne do opisania dzięki jednej cechy. Albert (Karol Dziuba) i Vanessa (Waleria Gorobets) niemal od pierwszej chwili przykuwają wzrok, ciekawią, dają coś z czym możemy się utożsamiać, bo choćby "jadąca po bandzie" komedia potrzebuje kogoś, za kim jesteśmy w stanie podążać.

Zaangażować w serial nie pomaga nieustanna rotacja bohaterami, którzy to odpadają z programu, to znów się w nim pojawiają. Czasem jednak twórcy wykorzystują ten rollercoaster, żeby wprowadzić do akcji kilka smakowitych epizodów zagranych przez rozpoznawalnych aktorów. Szczególnie udanie swoje pięć minut wykorzystali Zdzisław Wardejn jako nieopatrznie przyjęty do programu wojenny weteran, Ewa Gawryluk jako babcia jednej z uczestniczek (czy zamiast MILF-em należałoby nazwać ją GILF-em?) i Beata Ścibakówna jako matka Vanessy. Za interesujący pomysł uważam kuglowanie obsadą i jednoczesne mruganie okiem do czytelników portali plotkarskich. Ścibakówna jest przecież matką Heleny Englert, która gra jedną z głównych uczestniczek programu, a Wiktoria Gąsiewska i Adam Zdrójkowski (ich postacie również są pensjonariuszami Willi Amora) jako niegdysiejsza para nie raz, nie dwa pojawiali się na łamach Pudelka. Być może pointa całego serialu jest więc prosta: "Algorytm miłości" do złudzenia przypomina reality show, ponieważ rzeczywistość celebrytów ogranicza się do medialnego seksu, sensacji i banałów, a pod tą fasadą nie ma już nic więcej. Produkcja Canal+ jowialnie wyśmiewa współczesną telewizję, po cichu nadając jej demoniczny rys demiurga piorącego umysły ludziom po obu stronach ekranu.

Mateusz Dymidziuk, Adam Zdrójkowski, Waleria Gorobets, Weronika Malik
  • Canal+
  • Maciej Skwara

"Algorytm miłości" pozostawia niedosyt. Sporo w serialu Sychowicza udanej inscenizacji i stylizacji na współczesną TV, co może dawać pewną radochę, ale z drugiej strony brakuje tu czegoś ekstra, co przykryłoby niemałą ilość suchych i powtarzalnych żartów (ciągłe maglowanie wiejskiego pochodzenia Denisa z czasem staje się nużące i miałkie) oraz skeczowość fabuły podkreśloną sztucznymi cliffhangerami. Nie odbieram "Algorytmowi miłości" szans na to, żeby w potencjalnym drugim sezonie wspiął się na wyższy poziom, ale twórcy muszą go potraktować, jakkolwiek by to brzmiało, poważnie.
Idź do oryginalnego materiału