Sean Patrick Flanery o Świętych z Bostonu 3 i demonicznej roli w Złowrogim

news.5v.pl 12 godzin temu
fot. materiały prasowe

Sean Patrick Flanery powraca do kin w filmie Złowrogi, który stał się okazją do naszego spotkania. Podczas rozmowy zdradził nam, jak się pracowało nad tą świetną rolą. Poruszyliśmy kwestię jego pasji do jiu-jitsu i omówiliśmy postępy prac nad Świętymi z Bostonu 3, w których ponownie będzie grać z Normanem Reedusem.

ADAM SIENNICA: Musisz wiedzieć, iż masz dużo fanów w Polsce. Gdy mówiłem, iż będę z tobą rozmawiać, od razu słyszałem: „Super, spytaj go o Świętych z Bostonu 3!”.

SEAN PATRICK FLANERY: Dzięki, bardzo mi to schlebia i jestem bardzo wdzięczny.

Co możesz powiedzieć o Świętych z Bostonu 3?

Zdecydowanie jest coś wyjątkowego w tym, iż mogę iść na plan i zrobić kolejny film z moimi najbliższymi przyjaciółmi. W branży rzadko się to zdarza. W większości przypadków pracujesz nad filmem i w trakcie niego poznajesz ludzi. Norman Reedus jest moim przyjacielem od lat 90. Obaj jesteśmy podekscytowani tym faktem. Przyznam ci, iż nie mamy jeszcze konkretnych dat, a zawsze mówi się: „Nie pracujesz nad filmem, póki nie zaczniesz go kręcić”. Wiele może się wydarzyć, zanim rozpoczniemy zdjęcia, ale idziemy w dobrym kierunku. w tej chwili przez cały czas pracujemy nad scenariuszem.

Stawiam, iż w pewnym momencie zobaczymy w mediach społecznościowych komentarze w stylu: „Johnie Wicku, masz nową konkurencję. Święci z Bostonu powracają!”.

A mamy tego samego producenta, co filmy z serii John Wick!

Spotkaliśmy się, by porozmawiać o filmie Złowrogi, który wchodzi na ekrany polskich kin. Zaskoczyłeś mnie! Wiedziałem, iż jesteś dobrym aktorem, ale rola Nefariousa jest wprost fantastyczna. Ciekawi mnie, jak ważne były dla ciebie gesty, mimika i inne szczególiki przy kreacji tej postaci?

Podczas opracowywania roli wszystko jest dla mnie ważne. Zarówno w tworzeniu postaci, jak i w jej zrozumieniu. W tym przypadku bardzo pomógł mi scenariusz, bo to naprawdę rzadkie, by mieć tak dobrze skonstruowany tekst. Gdy masz taki scenariusz, te wszelkie niuanse pojawiają się w głowie już podczas czytania. To działa w taki sam sposób, gdy wciągasz się w dobrą książkę. Dzięki wyobraźni dokładnie widzisz, jak postać wygląda. Masz w głowie sposób, w jaki chodzi. Wyobrażasz sobie gesty i inne detale. To właśnie tak na mnie zadziałało przy pracy nad Złowrogim. Nie ma nic łatwiejszego niż tworzenie kreacji aktorskiej przy dobrym scenariuszu.

Dostrzegam, iż w Internecie Złowrogi jest różnie określany gatunkowo. W zależności od miejsca, czytamy, iż to film religijny, horror, thriller czy dramat psychologiczny. Zastanawia mnie, jakbyś ty określił gatunek?

Jedyna rzecz związana z horrorem to tematyka, która może dla niektórych być przerażająca. Nie ma tu jednak typowych aspektów horroru. To bardziej dramat o walce dobra ze złem. To naprawdę bardzo proste, ponieważ każda opowieść o walce dobra ze złem ma w sobie trochę strachu i niebezpieczeństwa. Dotyka nas emocjonalnie. Nie nazwałbym Złowrogiego horrorem, a bardziej psychologicznym thrillerem lub dramatem. Ten aspekt jest bardzo ważny. Czasem jest to tak precyzyjnie skonstruowane, iż zostaje z tobą na dłużej. Tak jest ze mną i dialogami ze Złowrogiego.

Co masz na myśli?

Niektórych rzeczy nie możesz ot tak zapomnieć. Mam tak z niektórymi dialogami. Powodują, iż spoglądam wewnątrz siebie. Nie z własnego wyboru. One są tak mądrze skonstruowane, jak słowa z Biblii. Gdy je czytasz, bez względu na to, czy jesteś wierzący, czy nie, zmusza cię to do myślenia. Scenariusz tego filmu tak właśnie na mnie zadziałał.

Ciekawi mnie, co dokładnie jest w tych dialogach, iż choćby podczas oglądania wywołują podobną reakcję? Zmuszają widza do myślenia.

To jest dla mnie bardzo proste. Zaletą dobrego scenarzysty jest odpowiednie wykorzystywanie języka, by nakreślić pomysły i przemyślenia. Chuck Konzelman i Cary Solomon w swoim scenariuszu perfekcyjnie korzystają z dwóch rzeczy: zwięzłości i zdawkowości. Każdy wers dialogu złożony z dziesięciu słów jest odpowiednikiem trzydziestu ze zwyczajnego scenariusza. Potrafią pisać te kwestie z chirurgiczną precyzją i komunikują swoje pomysły przy użyciu minimalnej liczby słów.

Cały czas zastanawiamy się: on naprawdę jest demonem, czy tylko szaleńcem? Grając tę postać na planie, zastanawiałeś się nad tym?

Każda historia jest otwarta na interpretację. Dla mnie Złowrogi jest jak biblijna opowieść o walce dobra ze złem. Grając tę postać, postawiłem na to, iż gram osobę opętaną przez demona. Niektóre dialogi są tak wymyślone, iż nigdy nie powiedziałby ich normalny człowiek. Osiągnięcie takiej wydajności komunikacyjnej, jaką ma ta postać, nie jest możliwa dla śmiertelników. Dlatego dla mnie był to demon.

fot. naEKRANIE.pl

Praktykujesz i nauczasz jiu-jitsu. Czy widzisz jakieś podobieństwa między aktorstwem a jiu-jitsu? Podchodzisz do obu tak samo?

Dla mnie aktorstwo i jiu-jitsu są całkowitymi przeciwieństwami. Nie możesz ot tak wejść do szkoły jiu-jitsu i być w tym dobry. Bycie choćby przeciętnym wymaga ciężkiej pracy i wysiłku. Dla porównania: Eminem nigdy nie był aktorem, a w 8 mili był naprawdę dobry. Aktorstwo to oczywiście umiejętność. Jednak zdolność do zrozumienia i nazwania swoich emocji, by potem odtworzyć je przed kamerą, jest czymś łatwiejszym niż nauka ruchów, które twoje ciało nigdy przedtem nie wykonywało.

Jiu-jitsu sprawia, iż zaczynasz się uczyć wykorzystywać to w prawdziwym życiu. Poszukujesz w nim produktywności. Nie ma walki bliższej prawdziwemu starciu niż to, co dzieje się na macie jiu-jitsu. Kiedy ktoś cię dusi i odcina dopływ krwi do mózgu, odklepujesz, dając tym samym znać: proszę, nie zabijaj mnie. Partner odpuszcza. Dlatego jiu-jitsu i aktorstwo to kompletnie inne umiejętności. Szczerze powiem, a wiem, iż to sprzeczne z tym, co mówią inni aktorzy, nie widziałem złego aktora, który poszedł do szkoły aktorskiej i skończył edukację jako dobry aktor. Dla porównania: nie ma szkół jiu-jitsu, które tak jak te aktorskie, każą ci pokazać, co umiesz, by móc się tego uczyć. Bez względu na wszystko możesz zacząć. Przyjmiemy cię i zmienimy w kogoś, kto będzie umieć jiu-jitsu.

Żadna szkoła aktorska tego nie zrobi z kandydatem. By dostać się do szkoły aktorskiej, musisz wziąć udział w przesłuchaniu. Co samo w sobie jest dziwne. jeżeli aktorstwo to coś, czego da się nauczyć, moglibyśmy wziąć każdego i stworzyć nowego Roberta De Niro.

Przyznam, iż dopiero niedawno obejrzałem Urodzonego mistrza, w którym mogłeś zaprezentować swoje umiejętności jiu-jitsu. Czy przyjąłbyś role, które mogłyby ponownie ci to umożliwić?

W określonej sytuacji i przy odpowiednim pomyśle? Pewnie! Jiu-jitsu jest istotną częścią życia mojego i mojej rodziny. To coś, w co szczerze wierzę. Ta sztuka walki pomaga wielu ludziom bardziej niż lekarstwa.

Jakie plan na przyszłość poza Świętymi z Bostonu 3? Masz już jakieś filmowe plany?

Scenariusz Świętych z Bostonu 3 pochłania dużo mojego czasu. w tej chwili trwa sezon zapaśniczy, a mam dwóch synów, którzy uprawiają ten sport. W związku z tym dużo podróżujemy. Po prostu jestem tatą i kocham to!

To musi być najlepsza praca!

To najbardziej wesoła, najlepsza i satysfakcjonująca praca, jaką kiedykolwiek miałem! Nasza rodzina, czyli ja, moja żona i nasi dwaj synowie możemy być razem cały czas. Poza samym życiem to największy dar, jaki otrzymałem. Wesołych świąt dla wszystkich w Polsce!

Idź do oryginalnego materiału