SANDRA DRZYMALSKA: – Od łatwych.
Podobno ciekawość świata to pani pasja. Serwis Filmweb podaje, iż największym źródłem inspiracji jest dla pani wyspa Bali. Konkretnie jakiego rodzaju są to inspiracje i dlaczego Bali?
Nie mam zielonego pojęcia, kto to wymyślił, ponieważ nigdy nie byłam na Bali.
Ostatnio media odnotowały pani wizytę w Mediolanie. Wiązało się to z promocją włoskiej marki odzieżowej Santoni. Jakie zawodowe korzyści czerpie pani z takich wyjazdów?
Świat mody jest wpisany w świat filmu. Razem z moją babcią, krawcową, od dziecka oglądałam Fashion TV. Moda zawsze była mi bliska. Sukienki, kostiumy często osiągają poziom sztuki, czego przykładem działalność Alexandra McQueena czy wielu innych projektantów. Ubrania są sposobem na wyrażanie siebie. Zakładając to czy tamto, podkreślamy swoją osobowość. Santoni jest światową marką, która obchodziła 50-lecie. Kunszt wykonania butów czy torebek mają imponujący, robią to najlepsi rzemieślnicy, więc obcuje się z czymś wyjątkowym. Czerpałam z tego ogromną przyjemność. Takie spotkania sprzyjają też poznawaniu środowiska, podobnie jak na festiwalach filmowych. To areny międzynarodowej wymiany doświadczeń. Miłe i bardzo pouczające.
A jak pani wspomina Los Angeles? Była tam pani z okazji nominacji filmu Jerzego Skolimowskiego „IO”, w którym zagrała główną rolę.
Różnica między tym, co się ogląda w telewizji, a tym, co się obserwuje na żywo, jest ogromna. Mimo wrażenia, iż gala oscarowa to gigantyczne przedsięwzięcie, sala widowiskowa wydaje się dość skromna. Wszędzie jest wąsko, na rozpoczęcie czeka się w rozstawionym namiocie. Dolby Theatre wygląda trochę jak galeria handlowa. Osoby nominowane w kategorii najlepszy film międzynarodowy muszą się zameldować na miejscu już o godz. 13.00. Pod fotelami stoją pudełka z amerykańskimi słodyczami i preclami. Mimo to, kiedy o 23.00 gala się skończyła, umierałam z głodu.
Odbyła pani jakieś spotkania biznesowe? I jakie wrażenie zrobił na pani amerykański show-biznes?
Wolę Europę i to, co się dzieje na naszym rynku. Amerykański jest zupełnie inny i ja się w nim nie odnajduję. Nigdy nie miałam marzeń, żeby wyjechać do Hollywood, chętnie natomiast zagrałabym ponownie we włoskim filmie. Co do Los Angeles, mnie to miasto przeraża. Chyba nigdzie indziej nie widziałam tak ogromnej skali bezdomności. Wystarczy, iż zdiagnozują chorobę psychiczną i lądujesz na ulicy. Opieka medyczna i leki są bardzo drogie i na ogół nierefundowane. Z jednej strony blichtr, Hollywood, z drugiej – całe kwartały zajmowane przez bezdomnych i ludzi zepchniętych na margines.
Skoro jesteśmy przy Oscarach, czy Karla Sofía Gascón słusznie nie dostała statuetki za „Emilię Pérez”?
Trudno mi to oceniać, nie sprawdziłam, co ona dokładnie napisała na Twitterze. Nie zamierzam jej usprawiedliwiać, dostrzegam tu jednak pewien mechanizm psychologiczny. o ile ktoś czuje niezgodę na to, kim jest – jak ona przed tranzycją – nienawidzi świata. W różnych sytuacjach wyrzuca się wtedy na zewnątrz swoją niechęć, gorycz, sprzeciw. Głęboko też wierzę w to, iż człowiek na przestrzeni lat i doświadczeń się zmienia.
Artyści nie powinni być karani za poglądy?
Podżeganie do przemocy czy słowną agresję uważam za zachowanie niewłaściwe. Jesteśmy różni i mamy różne poglądy, każdy ma jakieś racje, doświadczenia życiowe i powinniśmy się traktować z szacunkiem, bo każdy z nas jest człowiekiem. Najgorsze jest to, kiedy ktoś właśnie o tym zapomina.
Jeśli komuś zarzuca się antysemityzm, jak Melowi Gibsonowi, to w sztuce powinno się go bojkotować?
Myślę, iż w każdym światopoglądzie istnieje cienka granica, której przekroczenie rodzi niebezpieczeństwo. Ale to skomplikowany temat. Choć jak się jest osobą publiczną, należałoby reprezentować sobą jakieś dobre wartości względem świata.
À propos trudnych wyborów: jak dokonuje pani selekcji ról? Czy przyjmuje pani wszystkie propozycje, a jakie odrzuciła?
Mam taki przywilej, iż przed zdjęciami próbnymi często dostaję do przeczytania scenariusz. Czasami jest tak, iż coś we mnie nie rezonuje, i to wcale nie musi być zły tekst, tylko kompletnie nie pasuje do mojej wrażliwości. Po prostu wiem, iż byłoby mi ciężko, męczyłabym się. A brak miłości w sztuce to najgorsza rzecz, jaka może się przytrafić. A co odrzuciłam? Było parę takich projektów.
A z tych przyjętych, które stanowiły największe aktorskie wyzwanie?
Każda rola jest wyzwaniem, innym i zawsze największym. Przy każdym nowym projekcie towarzyszy poczucie ekscytacji połączone z niepokojem. Czy dam radę? Czy poradzę sobie z rolą? Nie sposób pozbyć się wątpliwości, podszytych ogromną radością. Przy „Białej odwadze” sporym wyzwaniem wytrzymałościowym był taniec góralski: tuptanie, kręcenie się. Energetycznie wyczerpujące, choć mężczyźni mieli do wykonania więcej. Przy „Simonie Kossak” bycie blisko ze zwierzętami. Gdy zobaczyłam ważącego 120 kg dzika, wyobraziłam sobie, co się stanie, jak się zdenerwuje i zacznie na mnie napierać.
Co by się musiało stać, aby zaczęła pani poważnie myśleć o karierze teatralnej?
Musiałabym dostać bardzo dobrą propozycję ze świetnym zespołem.
Nie było takiej do tej pory?
Była, i to niejedna. Tak się jednak składa, iż pojawiają się, kiedy jestem zajęta planem filmowym.
Wielu aktorom udaje się łączyć plan zdjęciowy z próbami w teatrze.
Dla mnie to zbyt wyczerpujące. Przy filmie oprócz 30–35 dni zdjęciowych dochodzą miesiące przygotowań. Grając w serialu, jest się zajętym prawie rok. Potrzebuję wtedy więcej snu, źle znoszę brak regeneracji. Jestem aktorką, która lubi mieć swoją przestrzeń. Ciężko mi grać w kilku rzeczach naraz. Gdy skupiam się na jednej roli, chcę zanurzyć się totalnie w tym świecie. Podziwiam tych, którzy potrafią łączyć obowiązki. Mnie to wychodzi gorzej.
A jak się kształtują pani relacje z publicznością? Czy miała pani jakiś niemiły odzew np. po serialu „Sexify”?
Nie. Niemiłe rzeczy mało kto jest w stanie powiedzieć prosto w oczy. zwykle hejt pojawia się anonimowo na Instagramie albo w mediach społecznościowych. Osoby piszące takie posty nie tylko pod moim profilem (na szczęście u mnie zdarza się to rzadko) zasługują na współczucie. Po prostu szkoda mi człowieka, w którego głowie muszą się dziać straszne rzeczy. Jestem przekonana, iż taki wpis świadczy bardziej o cudzej frustracji niż o mnie.
Nie przejmuje się pani negatywnymi opiniami?
Gdy byłam młodsza, przeczytałam raz komentarz, który mnie zmiótł z powierzchni ziemi. Nie mogłam dojść do siebie przez dwa dni. Nie rozumiałam, co się dzieje, skąd tyle agresji. Teraz uważam, iż takie wpisy powinny być momentalnie blokowane. Artyści też są ludźmi. Mamy określoną odporność, trzeba siebie chronić. Oczywiście niektórzy sobie wyobrażają, iż żyjemy nie wiadomo jak. Mamy panią do sprzątania, kucharkę, jesteśmy wożeni przez szofera, a to zupełnie tak nie wygląda. Prowadzę normalne skromne życie, jeżdżę tramwajami, metrem, rowerem. Sama robię zakupy, sprzątam u siebie w domu. Wychodzę z psem. Co więcej, bardzo lubię gotować. Ale ludzie mają zupełnie inne wyobrażenie na ten temat.
Sława budzi zawiść.
Hejt jest w stanie doprowadzić do naprawdę strasznych rzeczy. Mój pierwszy telefon komórkowy dostałam w wieku 15 lat. Bez internetu, Facebooka. Zastanawiam się nad dzisiejszym pokoleniem nastolatków, które od podstawówki prowadzi swoje profile na Instagramie czy TikToku. Tam złośliwe komentarze to codzienność. Jak oni sobie z tym radzą? Gdy do naszego mózgu płyną takie informacje, zaczynamy im ulegać. I to się robi bardzo niebezpieczne, bo każda negatywna opinia zostawia ślad, odbija się na psychice, a potem niczym kula śnieżna urasta do niebotycznych rozmiarów. Osoby piszące takie „wspaniałe” komentarze powinny się dziesięć razy zastanowić, nim coś takiego zrobią.
Czy po kolejnych falach rewolucji seksualnej widzi pani jeszcze potrzebę tworzenia w XXI w. filmów o przyjemności seksualnej kobiet?
Tak, mężczyzn zresztą też, bo to wciąż dla obu płci temat tabu. Trochę mnie to dziwi, ponieważ ciało jest dla mnie czymś naturalnym, zapewnia nie tylko intymny kontakt z drugim człowiekiem, ale też łączność z emocjami i duszą. jeżeli będziemy wokół tego budować wulgarną otoczkę, zasłaniać się wstydem czy niechęcią, stracimy z oczu tajemnicę.
Jaki jest pani stosunek do feminizmu? Czy feminizm nie zabija męskości?
Czuję się częścią ruchu feministycznego, ale nie jego agresywnego odłamu. Wszystko, co radykalne, budzi we mnie nieufność. Nie chcę w czymś takim uczestniczyć. Kobiety mają ogromną wytrzymałość, wrażliwość, intuicję, emocjonalność, i trzeba to w nas pielęgnować. W tym tkwi nasza siła. A przemoc budzi mój lęk.
Jaką rolę powinna dostać polska aktorka, żeby się wybić, zyskać sławę, popularność, a może i status gwiazdy?
Nie chodzi tylko o samą rolę. jeżeli film jest produkowany w kraju i mówi o lokalnych problemach, nie pomoże mu choćby wybitna rola. Dopiero pokazy na festiwalach klasy A, najlepiej w Cannes, Wenecji, Berlinie, zapewniają szerszy, międzynarodowy obieg. Wtedy aktorka czy aktor mogą zostać zauważeni. Tak się stało ze zjawiskową Joanną Kulig. Po „Zimnej wojnie” jej talent rozbłysł. Osiągnęła sukces we Francji, w USA. Chodzi o połączenie wszystkiego: talentu, ale też charyzmy, wrażliwości, pracowitości, odpowiedniej roli, reżysera, który był wcześniej nagradzany, ścieżki festiwalowej. To nie jest prosta droga i wymaga wyrzeczeń.
Czy grając w scenach erotycznych, czuje się pani bezpiecznie, i jak sobie pani radzi ze wstydem w takich sytuacjach?
Miałam ten komfort, iż zawsze pomagały mi koordynatorki scen intymnych. Jestem im za to bardzo wdzięczna. Jedynie przy „Powrocie” Magdy Łazarkiewicz, moim debiucie, byłam zdana na siebie, bo wtedy jeszcze takich osób na planie filmowym nie zatrudniano. Nie wiem, czy szkoła mnie tego nauczyła, czy miałam taką intuicję, ale od początku wiedziałam, iż moje ciało ma służyć roli. W filmie czy w serialu po prostu oddaję swoje ciało fikcyjnej postaci. o ile seksualność jest mocno w nią wpisana, nie mam problemu, by to grać. Wstyd gwałtownie znika. Gdy kręcona jest intymna scena, ekipa zostaje mocno zredukowana. W pokoju, gdzie rozbierają się aktorzy, może przebywać zaledwie kilka osób. Dźwiękowiec, operator kamery i ktoś od kostiumów, kto pomaga się gwałtownie ubrać po każdym dublu, żeby ekipa mogła na nowo wejść i dokonać jakichś poprawek technicznych. Cały czas jest przy nas koordynatorka intymności i pyta, czy wszystko jest w porządku. Zanim ruszymy ze zdjęciami, uczy się nas stawiania granic względem swojego ciała. Taka asertywność dobrze działa na głowę, człowiek staje się dużo bardziej uważny.
Czy odnajduje pani cząstki siebie w swoich rolach? I prośba o przykłady.
Tak. Bardzo. Mimo iż na początku wydaje mi się, iż nie mam z nimi nic wspólnego. Jednak kiedy wkładam dużo emocji, kształtuję role, to, co wydawało się abstrakcją, staje się moim doświadczeniem. Ciężko to opisać, ale im prawdziwsza jest wkładana przeze mnie emocja, tym bliżej jestem postaci. A potem trzeba ten bagaż z siebie wypuścić. Ja oczywiście wiem, iż nie przeżyłam czegoś takiego, jak Bronka z „Białej odwagi” czy Simona Kossak. Nie znam czasów wojennych ani PRL. Ale od tego jest wyobraźnia, by te ograniczenia pokonać. A co nas jeszcze łączy? Simona i Bronka niosą w sobie siłę i waleczność, ale też bunt. Niezależnie od okoliczności pozostają sobą. Obie kierują się sercem. Ja chyba też tak wybieram. Siła aktorstwa polega na tym, by nie rezygnować z prawdy i szczerości.
Czy warto poświęcać życie rodzinne dla kariery?
Trudne pytanie. Mój zawód daje mi ogromne spełnienie. Jest nie tylko pracą, ale też moją pasją i miłością. Jednak prawdziwej bliskości aktorstwo nie jest w stanie zapewnić. Wracając do domu, podróżując, chce się mieć ukochaną osobę obok. Myślę też, iż bardzo ważna w tym wszystkim jest dbałość o siebie, żeby nie brnąć na ślepo. Jeden z profesorów w szkole teatralnej uświadomił mi, iż najważniejsze jest zdrowie, i tak jest. o ile niedomagasz, nie uda ci się wiele osiągnąć. Więc robiąc to, co się lubi, trzeba dbać o siebie i nie zapominać o przyjaciołach i rodzinie.
W ten sposób doszliśmy do ostatniego pytania, chyba filozoficznego. Kim pani jest?
Czującym i myślącym człowiekiem, który lubi sobie sprawiać różnego rodzaju przyjemności, podróżować, fascynować się ludźmi. Myślę, iż jestem również bardzo dobrą obserwatorką. Taką, która cały czas chce kształtować w sobie poczucie wdzięczności za to, gdzie jest, co się z nią dzieje i co jej przynosi los.
ROZMAWIAŁ JANUSZ WRÓBLEWSKI
***
Sandra Drzymalska (ur. 1993 r.) – absolwentka krakowskiej Akademii Sztuk Teatralnych. Rozgłos przyniosły jej role w dramacie psychologicznym „Powrót” Magdaleny Łazarkiewicz i w serialu „Sexify” (Netflix, 2021 r.). Wystąpiła m.in. w polsko-włoskim dramacie „Sole” Carlo Sironiego, w nominowanym do Oscara „IO” Jerzego Skolimowskiego oraz w „Simonie Kossak” Adriana Panka i w „Białej odwadze” Marcina Koszałki. Za tę ostatnią rolę otrzymała nagrodę na festiwalu w Gdyni.