Samowolka służb

ekskursje.pl 4 lat temu


Notkę oznaczyłem jako „pop”, bo jest o komiksie – choć to komiks polityczny. No ale tak jest na moim blogu od zarania: jak o polityce, to popkulturowo. Jak o popkulturze, to politycznie.

Komiks przedstawia historię francuskiej V Republiki, trwającej od 4 października 1958 do dzisiaj. Wyszedł na jej 60. rocznicę.

Komiksy historyczne znamy i u nas. Jeszcze za rządów Platformy kasiora płynęła strumieniami na programy wychowywania młodzieży na mięso armatnie, a cóż temu lepiej służy od komiksowych opowieści o naszej strasznej historii.

Polskie komiksy historyczne zwykle przedstawiały wydarzenia z punktu widzenia „wszechwiedzącego narratora”, co we mnie zostawiało poczucie niedosytu. Jestem wrednym sceptycznym czytelnikiem, który lubi pytać: skąd ta wiedza? To fakt, opinia, czy hipoteza?

W komiksie „L’Histoire de la Ve Republique” scenarzysta, dziennikarz Thomas Legrand umieścił samego siebie w roli narratora. Rysownik Francois Warzala sporządził dla jego alter ego sympatyczną karykaturę.

Jak to w komiksie, chwilami prowadzi to do żarcików. Legrand w latach 60. zaczepia na przykład Mitterranda w latach 60. i mówi mu, iż przybywa z komiksu z 2018.

„Komiks? Takie coś jak Tintin? Wy się w to jeszcze bawicie w 2018?” – pyta zdziwiony Mitterrand, wieczny sztywniak. Na sfotografowanym fragmencie Legrand zaś legitymuje się ochroniarzom premiera w drodze na „umówiony wywiad”.

Dialog ochroniarzy: „Czy ja śnię, czy ten facet miał legitymację prasową z 2018?” „Jasne, i zaparkował swój latający spodek za rogiem. Przestań pić na służbie, Rene!”.

Bez takich żarcików komiks byłby ciężko przegadany. Wiele plansz to blachy tekstu typu „prezydent wygłasza przemówienie” albo „autor konstytucji wyjaśnia swoje intencje”.

Spojrzenie na 60 lat historii Francji daje pewien dystans do patrzenia na współczesność. Także w Polsce. Dlatego Zalecam.

Media ekscytują się „żółtymi kamizelkami”, ale prawda jest taka, iż demokracja francuska zawsze była w głębokim kryzysie. Witajcie w kraju sera, wina i zamieszek.

Wyjątkowo nieudana IV Republika (1945-1958) była jednym wielkim kryzysem. Kraj zbawienie zobaczył w mężu stanu, któremu dał uprawnienia de facto dyktatorskie.

Nie wszystkim się to podobało. 28 maja 1958 ok. 200 tysięcy obrońców demokracji (z byłym premierem Daladierem i przyszłym prezydentem Mitterandem) demonstrowało w Paryżu pod hasłem „precz z faszyzmem de Gaulle’a!”.

Historia nie przyznała im racji? Niekoniecznie. Gaullizm opierał się na dziwnej organizacji SAC (dosł. „Służba Akcji Obywatelskiej”), która początkowo miała być czymś w rodzaju pospolitego ruszenia apolitycznych patriotów, potem jednak zdegenerowała się w paramafijną bojówkę, uwikłaną w morderstwa, porwania i pobicia.

Policją rządzili fachowcy z czasów rządu Vichy, stosujący sprawdzone nazistowskie metody, czego przejawem były liczne ofiary śmiertelne paryskich demonstracji z 17 października 1961 i 8 lutego 1962. Liczba ofiar tej pierwszej jest do dziś nieznana (od kilkudziesięciu do kilkuset), w tej drugiej wszyscy byli biali, więc jest znana (9).

Lata 70. to z kolei szczytowa faza samowoli służb specjalnych. W redakcji pisma „Canard Enchaine” wieczorem 3 grudnia 1973 pewien rysownik zainteresował się dziwnymi „fachowcami”.

Powiedzieli mu, iż są hydraulikami. Rysownik nie uwierzył, bo Paryżanin nie uwierzy w hydraulika pracującego po godzinach.

Szybko okazało się, iż to agenci tajnej policji DST, zakładający podsłuch w redakcji. Połamano tutaj mnóstwo ustaw, w tym konstytucję, ale minister spraw wewnętrznych zakazał swoim podwładnym składania zeznań.

Sędzia Alain Bernard mimo to kontynuował śledztwo, bo „hydraulicy” zostawili dość śladów materialnych. Został więc oddelegowany na Korsykę, a jego sukcesor (sędzia Pinsseau) zamknął sprawę 29 grudnia 1976.

Dla nas wejście do Unii było wejściem do elitarnego klubu praw człowieka. Często zapominamy, iż tym samym Unia jest dla Francuzów, Szwedów, Niemców, Brytyjczyków i Włochów (wybrałem te kraje, o których wiem na pewno, iż tam też były podobne afery typu „samowolka służb, po której za kratki poszedł tylko dziennikarz, który to opisał”).

Zależy im na unijnym systemie wymuszania praworządności, bo oni też chcą być chronieni przed własnymi politykami. Nie trzeba im tłumaczyć, czym grozi sytuacja, w której minister może oddelegować niepokornego sędziego na Korsykę.

I nie ma argumentować, iż „u nich też tak było”. Właśnie po to założyli Unię, żeby już tak nie było.

Idź do oryginalnego materiału