Rymanowski broni wolności słowa? Tak tradycyjne media przegrywają wojnę o prawdę

polityka.pl 3 dni temu
Zdjęcie: Youtube


„Brednie u Rymanowskiego” – tekst z okładki „Newsweeka” pokazuje, iż tradycyjne media przegrywają wojnę o prawdę. Swój okładkowy tekst „Newsweek” poświęcił youtubowemu kanałowi Bogdana Rymanowskiego. Dziennikarz zaprasza do niego gości i pozwala się wygadać bez żadnej kontry czy sprawdzania faktów. Czarę goryczy przelał wywiad z technolożką żywności prof. Grażyną Cichosz. Tygodnik wyliczył przekłamania, jakich się dopuściła. „To naprawdę bardzo proste: Francja albo wycofała aspartam, albo nie. jeżeli nie, to prof. Cichosz albo się pomyliła, albo kłamała. A Rymanowski tej informacji nie sprawdził” – napisał w komentarzu naczelny tygodnika Michał Szadkowski.

Czytaj też: Wszystkie śmierci MTV. Zamknięcie jej kanałów to na pewno koniec epoki?

Polska szkoła wywiadu

Zabrał głos z powodu burzy w mediach społecznościowych – prawica przedstawia sprawę jako walkę z „wolnością słowa”. Rację ma red. Szadkowski, pisząc, iż „prawda jest taka, iż zrobiliśmy najmniej kontrowersyjną okładkę, jaką można zrobić. Napisaliśmy, iż rozpoznawalny, korzystający z wiarygodności, jaką dały mu radia i telewizje, pracownik mediów, zaprasza do swojego kanału na YouTube gości wygadujących antynaukowe brednie. I te brednie niosą się po internecie, bo gospodarz nie konfrontuje swoich gości i gościn z faktami”.

Farsa powtarza się jako farsa. Podobny wywiad (straszyła wówczas „rakotwórczą” margaryną) z Cichosz ukazał się w 2010 r. w Dużym Formacie „Gazety Wyborczej”. W odpowiedzi opublikowano kolejną rozmowę, tym razem z dr hab. Małgorzatą Kozłowską-Wojciechowską z Wydziału Farmaceutycznego Uniwersytetu Medycznego w Warszawie. „Pani profesor w tym wywiadzie porusza wiele tematów, które są dla nas nie do końca jeszcze wyjaśnione, a które są niezwykle dla ludzi nośne. Nie mając doświadczenia medycznego, stawia kropkę nad i”. Ten drugi wywiad był zniuansowany i trudny, przedstawiał rzeczywistość materialną taką, jaka jest – jeszcze nie do końca zbadaną, złożoną, wielowarstwową. Tymczasem ludzie pragną prostych instrukcji.

Można narzekać, iż pierwszy tekst w ogóle powstał. Cóż, wywiad jest dość trudną formą dziennikarską – co zrobić, gdy rozmawiamy z kimś, kto mija się z prawdą? W przypadku prasy drukowanej jest instytucja redakcji, ale i tak niezwykle rzadko spotyka się sprawdzanie rzetelności przedstawionych faktów (nic dziwnego, rozmówca wtedy może wyjść na głupka, a po co drukować wywiad z głupkiem?). Cóż, to są wpadki – tradycyjne media przynajmniej (nie mówimy tu o partyjnych szczekaczkach) próbują stać na straży faktów i rzeczywistości materialnej. Mediaworkerzy z YouTube nie mają choćby takiego lichego etosu. I będzie jeszcze gorzej.

Czytaj też: Gonciarz i Meduza. Kto jest winny w aferze z youtuberem?

Obrona wartości?

W 2008 r. Rymanowski został „Dziennikarzem Roku” miesięcznika „Press” za prowadzenie programu „Kawa na ławę” w TVN24. „Nagradzajmy dziennikarzy, a nie arbitrów elegancji podczas kłótni w maglu” – dosadnie ten wybór skomentował Piotr Pacewicz na łamach „Wyborczej” w tekście „Niedziennikarz Roku”: „Cóż to za dziennikarstwo? Co takiego ważnego Bogdan Rymanowski ma do przekazania Polakom? Na czym się zna? Jakich wartości broni? Co ujawnia, czego byśmy nie wiedzieli?”.

W obronie Rymanowskiego przed Pacewiczem powstał list otwarty dziennikarzy (wśród podpisów m.in. Jacek Żakowski – Dziennikarz Roku 1997, Monika Olejnik – Dziennikarz Roku 1998, Kamil Durczok – Dziennikarz Roku 2000 i Janina Paradowska – Dziennikarz Roku 2002). „Widzimy potrzebę dyskusji i szukania środków zaradczych. Zgadzamy się z niektórymi krytycznymi uwagami Piotra Pacewicza pod adresem polskiego dziennikarstwa. Tym bardziej jednak nie akceptujemy arbitralnego tonu, stylu i języka jego komentarza do tegorocznego werdyktu środowiska”.

Pacewicz, ówczesny zastępca naczelnego „Wyborczej”, podkreślił, iż „zamiast objaśniać świat, teledziennikarze ściągają tabuny polityków i skazują nas na ich pyskówki. Za dużo polityków i show, za mało refleksji i ekspertów. Za dużo bzdury, za mało spraw poważnych”. I zaapelował: „Koledzy Laureaci, z Rymanowskim na czele, zastanówmy się razem, co z tym zrobić? Pytałem i pytam raz jeszcze: czy takie dziennikarstwo chcemy nagradzać?”.

Cóż, wszystkie błędy, jakie popełniły media tradycyjne, powróciły jako koszmar w czasach internetu. Dzisiejszy program Rymanowskiego jest naturalną konsekwencją stawiania na telewizyjne pyskówki, budowania oglądalności na żerowaniu na emocjach. Kto to potrafi, jest dziś królem internetu, powstają nowe medialne imperia. Ale jego następcy już czekają, jeszcze bardziej pozbawieni jakichkolwiek hamulców.

Czytaj też: Groźne fejki z Holokaustu. Jak walczyć z tą nową odsłoną holokiczu?

Antysystemowy mainstream

Miłośnicy polskiego komiksu wzdychali niegdyś do rynków japońskich i francuskich, gdzie komiksy ukazują się w wielkich nakładach, a dominują tytuły środka, rozrywkowe niczym seriale telewizyjne. Tymczasem cała polska produkcja wywodziła się z pozycji undergroundowych: mentalne i estetyczne „podziemie” było faktycznym głównym nurtem. Podobnie wyglądają polscy „antysystemowcy”, którzy naprawdę są systemem: publicyści czy politycy, którzy nie wyrażają wcale żadnych poglądów większości, a jedynie żyją z wrzucania do dyskursu skrajnych przekonań idących wbrew rzeczywistości materialnej. Nie dziwi więc, iż nową ikoną walki z systemem staje się osoba, która pracowała jako dziennikarz w największych mediach, a za swoją rozpoznawalność była wielokrotnie nagradzana.

„W 2005 r. uzyskał tytuł »Gentlemana Roku« od czytelników miesięcznika »Gentleman«”, podsuwa interesujący trop Wikipedia. Jest coś faktycznie stylowego w Rymanowskim, jego elegancja i grzeczność, która musi uwodzić proste umysły. „Medium jest masażem”, przekręcił kiedyś swoją tezę Marshall McLuhan (oryginalnie brzmiała „medium is a message”, medium jest przekazem): otula odbiorcę. Rzeczywistość materialna musi skapitulować wobec rzeczywistości wirtualnej, nie ma szans z youtubowym awatarem w garniturze, przebranym za dziennikarza. Od lat śledzę blogi, facebookowe strony czy podkasty zajmujące się prostowaniem różnych kłamstw i bredni. To syzyfowa praca, ciężka i frustrująca. Prowadzący podcast „If Books Could Kill” („Zabójcze książki”, poświęcony bestsellerom, które kształtują opinie milionów ludzi, chociaż są zwyczajnie stekiem bredni i manipulacji, jak np. twórczość Jonathana Haidta), co jakiś czas nie wytrzymują i rzucają zrezygnowane „ZAMKNIJ SIĘ, PO PROSTU SIĘ ZAMKNIJ”. To złamanie decorum, tak nie wolno, gdy bawimy się w agorę, gdzie warto rozmawiać, i różnić się pięknie. Zwłaszcza w pięknym garniturze i z pięknym głosem.

Idź do oryginalnego materiału