Rusty Rabbit to side-scroller z elementami metroidvanii, w którym poznajemy ponurego królika (a przy okazji wiele innych futrzastych zwierzątek) oraz fabułę, która rozgrywa się długo po tym, jak ludzie opuścili Ziemię. Grę przygotowało Nitroplus, znane głównie z tytułów wizualnych i japońskich powieści interaktywnych. Tym razem studio poszło w zupełnie inną stronę.
Odważny koncept a wykonanie
Ziemia zmrożona drugą epoką lodowcową, ludzkość na obczyźnie, a planeta przejęta przez... króliki. Bohater gry, Stamp, zarabia na życie, przeszukując ruiny ludzkiej cywilizacji w poszukiwaniu złomu. Z czasem trafia na ekipę BB’s i razem z nią eksploruje kolejne poziomy pobliskiej góry, a przy okazji odkrywa fragmenty historii o swojej zaginionej córce.Reklama
Sama opowieść mogła przyciągnąć uwagę. Pomysłów tu nie brakuje. Króliki w tej rzeczywistości mają własne religie, struktury społeczne i choćby świętego - Piotrusia Królika. Problem w tym, iż mimo rozbudowanego tła scenariusz nie potrafi zbudować napięcia. Dialogi nużą, a bohaterowie gwałtownie zaczynają brzmieć jednowymiarowo. Już po paru pierwszych rozmowach miałem dość.
Mech ratuje tempo, ale nie całość
Sednem rozgrywki jest eksploracja góry, zróżnicowanej pod względem biomów i konstrukcji. Na kolejnych poziomach znajdujemy złom, walczymy z różnego rodzaju bestiami i zdobywamy nowe bronie. Do dyspozycji mamy między innymi wiertło, nóż, młot oraz broń palną. Można je dowolnie przełączać, a każda z nich przydaje się w innej sytuacji.
Sterowanie mechem nie jest skomplikowane, ale niestety nie jest też szczególnie precyzyjne. W teorii możemy rozbudowywać nasz pancerz dzięki specjalnego drzewka umiejętności. W praktyce - system ten bywa mało przejrzysty, a niektóre elementy progresji sprawiają wrażenie dodanych na siłę.
Nieudana walka z przeciętnością
Rusty Rabbit w wielu momentach przypomina gry takie jak SteamWorld Dig czy F.I.S.T., ale tylko na poziomie inspiracji. W rzeczywistości gra nie potrafi dorównać żadnej z nich. Walka to zdecydowanie najsłabszy element całości - sztuczna inteligencja przeciwników jest niekonsekwentna, a bossowie irytują brakiem przejrzystych mechanik. Starcia bardzo często sprowadzają się do strategii "uderz i uciekaj" i nie wprowadzają żadnego elementu taktycznego.
Niestety, sama walka wręcz bywa frustrująca - bohater przy każdym ciosie przesuwa się do przodu i w rezultacie łatwo wpaść w sidła przeciwnika. O unikach czy precyzyjnych blokach można zapomnieć. W starciach z większą liczbą wrogów zaczyna to przeszkadzać na tyle, iż chęć dalszego grania po prostu maleje.
Grafika i dźwięk
Graficznie Rusty Rabbit prezentuje się przyzwoicie. Biomy są czytelne i zróżnicowane, a styl 2.5D dobrze pasuje do tematyki. Gorzej wypada warstwa dźwiękowa - nagrania głosowe są przeciętne, a miksowanie dźwięku czasem sprawia, iż trudno zrozumieć kwestie wypowiadane przez postacie. Trzeba manualnie dostosować poziomy głośności, żeby uzyskać adekwatny efekt.
Niewykorzystany potencjał
Rusty Rabbit to produkcja z potencjałem, który pozostał niewykorzystany. Ma interesujący pomysł na świat, ładną oprawę i kilka sprawnych mechanik. Ale walka, tempo i struktura rozgrywki nie pozwalają jej wyróżnić się na tle innych gier z tego segmentu. To tytuł dla osób, które lubią nieoczywiste światy i nie oczekują perfekcyjnego wykonania. Dla pozostałych - Rusty Rabbit może być po prostu kolejną, gwałtownie zapomnianą platformówką.