Dalszy udział Rumunii w Konkursie Piosenki Eurowizji wciąż stoi pod znakiem zapytania. Na liście uczestników Eurowizji 2024 Rumunii nie ma, więc teoretycznie sprawa startu nadawcy TVR powinna być zamknięta. Jednak Europejska Unia Nadawców (EBU) pozwoliła Rumunom wydłużyć czas na decyzję i zabezpieczenie środków koniecznych do wysłania reprezentanta do Malmö. Mimo to więcej przemawia za tym, iż Eurowizja 2024 odbędzie się bez Rumunii.
Nawet jeżeli rumuński rząd przeznaczy znaczną kwotę na finansowanie mediów publicznych i TVR będzie w stanie wystartować w Eurowizji, to kto będzie zainteresowany uczestnictwem kraju w konkursie? W ostatnich latach Eurowizja w Rumunii straciła zainteresowanie, a telewizja publiczna należyty prestiż. Jak doszło do tego, iż kraj, który regularnie występował w finale Eurowizji, dziś nie potrafi znaleźć recepty na awans?
Złote czasy i pierwszy kryzys
Historia pokazuje nam, iż pierwsze symptomy kryzysu pojawiają się w czasach prosperity. Nie inaczej jest w przypadku Rumunii na Eurowizji. Połowa pierwszej dekady XXI wieku to dla TVR złote czasy. W 2005 roku Luminița Anghel wygrywa półfinał Eurowizji i zajmuje trzecie miejsce w finale. Na scenę przemyca element niedostępny dla innych. Szlifując metalowe beczki, tancerze wytwarzają substytut fajerwerków. To nowość, która przyciąga uwagę. Rok później Mihai Trăistariu przywozi z Aten czwartą lokatę. Na Eurowizję wysyłani są utalentowani i popularni w kraju wykonawcy, a telewizja dba o to, by występ był interesujący dla widza. W 2007 roku Rumuni już drugi raz z rzędu mają zagwarantowany finał ze względu na dobre wyniki w poprzednich latach. Do Helsinek jedzie zespół Todomondo, prezentujący utwór w sześciu językach. Oprawie towarzyszą fajerwerki i wizualizacje – elementy świadczące o tym, iż Rumunia jest w pierwszej lidze eurowizyjnych państw i podąża z duchem czasu.
Rumunia z dyskwalifikacją
W tym samym czasie zaczynają się kłopoty finansowe TVR. Od stycznia 2007 roku rumuńska telewizja zalega z płatnościami względem EBU. W spłacie zobowiązań nie pomaga kryzys finansowy, który w mniejszym lub większym stopniu dotyka wszystkich nadawców publicznych. EBU rozmawia z TVR o planie rozłożenia długu na raty i od 2010 roku podejmuje próbę jej restrukturyzacji i ustanawia kolejne harmonogramy wychodzenia z kryzysu. Harmonogramów tych TVR nigdy nie dotrzyma. Problem pozostaje nierozwiązany, a długi rosną. W kwietniu 2016 roku to już 10 milionów franków szwajcarskich. Sytuacja staje się dramatyczna. Tylko w pierwszym kwartale 2016 roku EBU czterokrotnie kieruje wezwania do rumuńskiego rządu o spłatę zadłużenia nadawcy publicznego. Każde pozostało bez odpowiedzi. TVR otrzymuje ostatnią szansę na uregulowanie długów do 21 kwietnia 2016 roku. Jednak i tego terminu Rumunia nie dotrzymuje. Następnego dnia – na trzy tygodnie przed finałem – EBU dyskwalifikuje nadawcę z udziału w Eurowizji 2016.
Odbicie od dna czy coraz większa przepaść?
Dyskwalifikacja Rumunii z Eurowizji to cios wizerunkowy dla nadawcy, także wśród krajowej opinii publicznej. Decyzja EBU jest niepodważalna, ale presja jest na tyle duża, iż jeszcze w maju TVR uzgadnia spłatę długu do 2019 roku i zaczyna regularnie wykonywać przelewy. Tym samym już w październiku Rumunia wraca na eurowizyjną mapę Europy, gdy EBU ogłasza, iż kraj weźmie udział w Eurowizji 2017. W samej telewizji zachodzą zmiany, a TVR jest doceniana przez EBU za wysoką jakość programów informacyjnych.
Rumunia jak Szwecja
Nie oznacza to jednak, iż start Rumunów jest bezpieczny. Problemy finansowe nie zniknęły, a TVR musi mocno się natrudzić, by nie tylko opłacać zaległe zobowiązania, ale także zebrać środki na bieżące składki na rzecz EBU czy na eurowizyjny występ. Trudna sytuacja finansowa nadawcy nie przeszkadza mu jednak w… organizacji wystawnych selekcji. W 2018 roku Rumunia wzorem Szwecji przeprowadza sześcioetapowe selekcje. To jedna z form świętowania 100. rocznicy zjednoczenia wszystkich ziem rumuńskich, dlatego finał poprzedza pięć półfinałów zorganizowanych w różnych częściach kraju. Co więcej, jeden z koncertów odbywa się w kopalni, 90-metrów pod ziemią, co zmusza telewizję do wydania dodatkowych środków na przygotowanie widowiska.
Eurowizyjne chude lata
I choć TVR w tamtym czasie angażuje się zarówno w organizację selekcji, jak i w promocję Eurowizji w kraju, to przespano czas, kiedy Eurowizja rozwinęła się pod względem technologicznym. Okazuje się, iż przeciętna piosenka to nie wszystko i aby zostać zauważonym często nie wystarczy po prostu wyjść na scenę. Nowe możliwości prezentacji scenicznej, to rosnące koszty. Koszty, na których Rumunów nie stać.
Jednak Eurowizja 2018 i pierwszy w historii brak awansu Rumunii do finału przynosi wniosek, iż trzeba zmienić strategię. Mimo początkowych zapowiedzi TVR zmienia zdanie i rezygnuje z organizacji selekcji w całym kraju, ograniczając widowisko do trzech wieczorów. Zaoszczędzone środki nadawca przeznaczy na występ Ester Peony. Tylko na efekty specjalne na scenie w Tel Awiwie wydano 100 tysięcy euro. Rumuni sparzą się na inwestowaniu w ogień, bo choćby bogata aranżacja nie uchroni ich od 13. miejsca w półfinale. Dlaczego alokacja środków finansowych nie zagrała na dobry wynik Rumunii? Dlatego iż w międzyczasie pojawiły się dwa kolejne problemy.
Eurowizja vs. rumuński przemysł muzyczny
Po pierwsze, od dłuższego czasu do selekcji zgłaszają się coraz mniej znani wykonawcy. To o tyle fenomen, iż muzyka rumuńska na przełomie pierwszej i drugiej dekady XXI wieku to towar eksportowy. Kto z nas nie kojarzy takich wykonawców jak Inna, Akcent, Alexandra Stan, Morandi, Minelli, Sandru Ciorba czy Olivia Addams? A mimo to żaden z artystów robiących karierę zagranicą nie myśli o wyjeździe na Eurowizję. Co więcej, w selekcjach przestają brać udział także byli reprezentanci kraju. Dlaczego tak się dzieje? Pewnie za sprawą negatywnego wizerunku rumuńskiej telewizji i świadomości, iż za wyjazd na Eurowizję trzeba będzie w znacznej mierze zapłacić samemu. Co mamy w zamian? Debiutantów, amatorów, czasem eurowizyjnych desperatów. Ich udział niestety odbija się na jakości prezentowanych utworów. A to podstawa – słaba piosenka nie obroni się nawet, gdy opakujemy ją w nowoczesne show.
Cała władza w ręce jurorów
Po drugie, widzowie w Rumunii przestali mieć realny wpływ na wybór swojego reprezentanta. Choć za każdym razem publiczność w teorii współdecydowała o tym, jaka piosenka będzie bronić rumuńskich kolorów na Eurowizji, to de facto jej wpływ był marginalny. W 2019 roku głosy widzów stanowiły zaledwie 1/7 całej punktacji. Tym samym, mimo iż faworytką widzów była Laura Bretan, która otrzymała 4685 sms-ów, to do Tel Awiwu pojechała Ester Peony, choć zdobyła ich zaledwie 356. W 2021 roku telewizja oddała sprawę utworu dla Roxen w ręce nie widzów, a wytwórni, co fani podnosili później jako jedną z przyczyn fiaska w półfinale. W 2022 roku powróciły selekcje transmitowane w telewizji, ale znów – udział widzów w procesie wyboru reprezentanta ustalono na 17%. Faworytka widzów – Dora Gaitanovici – zajęła w głosowaniu jurorów dopiero szóstą pozycję i nie pojechała do Turynu.
Skandale w rumuńskiej delegacji gwoździem do trumny
Tak to już bywa w życiu, iż sukces ma wielu ojców, a porażka jest sierotą. Wraz z wyborem Roxen na Eurowizję, TVR liczyła na przełamanie złej passy. Z bardzo współczesną muzycznie i wizerunkowo młodą wokalistką wiązano duże nadzieje, jednak ostatecznie z powodu pandemii jej występ w 2020 roku nie doszedł do skutku. Rok później TVR nie organizowała już publicznej selekcji piosenki. Postanowiła oddać głos w ręce wytwórni, która zaproponowała utwór Amnesia. Niestety Roxen nie udźwignęła teatralnej wizji występu. I choć doceniano ją za pomysł sceniczny, już po pierwszej próbie wiadomo było, iż Rumunia kolejną edycję Eurowizji zakończy na etapie półfinałów.
Po trzeciej z rzędu porażce przyszła chwila goryczy. Szef rumuńskiej delegacji obarczył całą winą za wynik właśnie piosenkarkę, zarzucając jej brak doświadczenia. Te słowa oburzyły społeczność fanów Eurowizji, która wypunktowała, iż żaden wykonawca na Eurowizji nie odpowiada w pełni za to, w jaki sposób jest pokazany jego występ. Wizja, reżyseria i przygotowania do konkursu to przecież domena publicznego nadawcy i sztabu jego pracowników. Co więcej, to przecież nadawca publiczny wskazuje reprezentanta kraju. Dlaczego zatem delegacja zdecydowała się na wybór osoby bez doświadczenia?
Eurowizja 2022: zarzuty z ustawionym głosowaniem
Jakby tego było mało kolejna Eurowizja przyniosła Rumunii skandal związany z ustawianiem wyników jurorów w sześciu krajach biorących udział w drugim półfinale. W gronie tych państw oprócz Rumunii miały być Czarnogóra, Gruzja, Macedonia Północna, Polska i San Marino. Ostatecznie półfinałowe głosy tych państw zostały odrzucone. I choć większość nadawców oburzała się na oskarżenia EBU o wzajemne i stronnicze głosowanie, to ostatecznie sprawa ucichła. Najgłośniej krzyczeli właśnie Rumuni, którzy uznali działania EBU za sprzeczne z regulaminem konkursu. Co więcej, grozili wycofaniem się i sprawą sądową przeciw organizacji. Wizerunkowo dla Rumunów Eurowizja 2022 okazała się katastrofą. Bo o ile ich reprezentant w końcu awansował do finału, to wciąż pozostają wątpliwości, czy odbyło się to zgodnie z zasadami widowiska i czy więcej państw nie brało udziału w ustawianiu wyników drugiego półfinału.
Eurowizja 2023: smutny kres Rumunii
Najnowszy rozdział – Eurowizja 2023. TVR organizuje selekcje, ale choćby w tym aspekcie lata świetności już dawno minęły. Selectia Nationala 2023 to jeden wieczór z dwunastoma, niestety kiepskimi piosenkami. Organizacja po kosztach, na szybko, ze słabej jakości dźwiękiem. Nadawca próbuje wyciągnąć wnioski z przeprowadzanych debat z fanami i oddaje głos w całości w ręce widzów. Na Eurowizję jedzie niespełna 19-letni Theodor Andrei. Brak doświadczenia i brak merytorycznego wsparcia telewizji, która zamiast pomóc młodemu wokaliście, narzuca mu własną wizję eurowizyjnego występu. Co więcej, członkowie delegacji próbują go zmusić do wyboru akustycznej wersji piosenki. Theodor sam opłaca sobie realizację teledysku na Eurowizję, a TVR… blokuje jego emisję. Tam, gdzie nie ma ani finansów, ani jakości, ani sprzyjającej atmosfery – nie może być dobrego wyniku. Zero punktów w drugim półfinale to już nie wypadek przy pracy. To katastrofa.
Eurowizja 2024: quo vadis Romania?
W trudnych chwilach lubimy mówić: gorzej nie będzie. Moim zdaniem w tym kontekście bardziej zasadne wydaje się hasło: miło to już było. Bowiem środki na Eurowizję 2024 nie rozwiążą problemów, z którymi boryka się TVR w kontekście Eurowizji. Tu potrzebna jest nie korekta, tylko opcja atomowa. Problem tkwi wewnątrz nadawcy, który najpierw powinien całkowicie wymienić ekipę odpowiedzialną za udział kraju w Eurowizji. Do tej roboty potrzeba ludzi z pasją, empatią i otwartością na różne pomysły. Ludzi, którzy będą budować mosty, a nie tworzyć bariery. Ludzi, którzy wezmą pełną odpowiedzialność i za porażki, i za sukcesy.
To będzie pierwszy krok do odbudowania zaufania TVR. Zarówno wśród kompozytorów i wykonawców z doświadczeniem, którzy dziś nie chcą mieć nic wspólnego z projektem Eurowizja, jak i widzów. W 2023 roku półfinał z udziałem reprezentanta Rumunii oglądało zaledwie 104 tysiące widzów (2,11% udziału w rynku). To mniej niż oglądalność rumuńskich selekcji. Z kolei rok temu, gdy WRS awansował do finału, eurowizyjne zmagania w półfinale oglądało tylko 148 tysięcy widzów (2,8% udziału w rynku). Dla przypomnienia – jeszcze w 2014 roku finał Eurowizji w Rumunii obejrzało prawie dziesięciokrotnie więcej osób – 1,2 miliona (20,2 udziału w rynku). Łatwo zatem nie będzie. Spektakularny sukces nie przyjdzie od razu i może wymagać choćby kilku lat wytężonych wysiłków. Czy Rumunia podejmie to wyzwanie? Najbliższe tygodnie odpowiedzą nam na to pytanie.
Źródła: eurovisionworld.com, esctoday.com, eurovoix.com, escxtra.com, dziennik-eurowizyjny.pl, esc-plus.com, eurovisiontimes.wordpress.com, escunited.com, infomusic.ro, eurovision.tv, eurowizja.org