Z mężem można się rozwieść, ale od dzieci nie uciekniesz!
— Wchodź prędzej! Siostra przyjechała! — zawołała Władysława, gdy tylko jej sąsiadka Bronisława pojawiła się w drzwiach ich domu w Poznaniu.
— Danuta? Nie może być! Ile to lat! — westchnęła Bronisława, przekraczając próg przytulnej kuchni.
Na krześle siedziała dostojna kobieta z twarzą zmęczoną, ale ocieploną uлыбką. Gdy zobaczyła Bronisławę, Danuta zerwała się i rzuciła w jej ramiona. Przyjaźniły się od dzieciństwa, dzieląc euforii i łzy, a teraz, po latach, ich spotkanie było jak powrót do beztroskich dni.
— Trzeba uczcić! Dwa lata minęły! — zaproponowała Bronisława, i kobiety, usiadłszy przy stole, pogrążyły się w rozmowie. Każda miała swoją historię, przesiąkniętą szczęściem i bólem, które życie hojnie rozdawało.
Danuta została wdową sześć lat temu. Jej mąż, Wojciech, zginął w wypadku samochodowym ze swoją kochanką. Przez cały rok wiódł podwójne życie, a Danuta niczego nie zauważyła. Czuła, iż coś między nimi nie gra, ale dla dobra dzieci — syna i córki — starała się za wszelką cenę uratować małżeństwo. Dzieci uwielbiały ojca, a ona nie chciała burzyć ich świata.
Lecz wypadek wszystko zmienił. Dzieci, oszołomione stratą, długo nie mogły dojść do siebie. Danuta, sama złamana żalem, próbowała być dla nich podporą, ale ból powoli niszczył ich rodzinę od środka.
— A mój Kazimierz to prawdziwy tyran! — westchnęła Bronisława, popijając herbatę. — Przeczytałam w internecie o toksycznych związkach — to jakby o nim pisał. Dobrze, iż wyrzuciłam go, zanim zupełnie oszalał.
— Mężowie to jedno — gorzko się uśmiechnęła Danuta. — Z nimi można się rozwieść. Ale dzieci… Od dzieci nie uciekniesz. Po śmierci Wojciecha moje całkiem się rozpuściły. Wszyscy przeżywaliśmy żałobę, ale syn… Zaczął mnie obwiniać o wszystko. Twierdzi, iż przez nasze kłótnie ojciec znalazł sobie kochankę. Że to nerwy go zgubiły, dlatego zginął. Teraz mnie nienawidzi. Powiedział, iż lepiej by było, gdybym to ja zginęła zamiast niego. Wyobrażasz sobie, Bronisławo? Lepiej ja…
Zamilkła, głos jej zadrżał, a oczy wypełniły się łzami. Bronisława i Władysława siedziały, nie znajdując słów. Danuta, nabrawszy tchu, ciągnęła dalej:
— Stał się prawdziwym despotą. Ma ledwie dziewiętnaście lat, a ja się go boję. Nie tylko obraża — ręce rozpuszcza. Cierpię, bo… co mam robić? Donieść na własnego syna? Córkę też prześladuje, bo staje w mojej obronie. Ostatnio tak się wściekł, iż uderzył nią głową w kant stołu — tylko za to, iż razem wyszłyśmy na spacer. Potem przepraszał, ale nazajutrz znów było po staremu. Mam nadzieję, iż wojsko go przemędrkuje. Uciekłyśmy z córką tutaj, żeby choć na chwilę odetchnąć od jego tyranii.
Bronisława patrzyła na przyjaciółkę, a jej serce ściskał ból. Wiedziała, jak ciężko Danucie, ale nie znajdowała słów pociechy. Władysława, siostra Danuty, siedziała w milczeniu, gniotąc w dłoniach serwetkę. I jej oczy błyszczały łzami.
— Wiesz — ciągnęła Danuta — ciągle myślę: gdzie popełniłam błąd? Chciałam być dobrą matką, a syn widzi we mnie wroga. Wini mnie za wszystko, co w jego życiu poszło nie tak. A ja… po prostu nie wiem, jak dalej żyć.
— To nie do zniesienia — szepnęła Bronisława. — Jak można tak traktować własną matkę? Powinien zrozumieć, iż to nie twoja wina!
— Nie chce rozumieć — pokręciła głową Danuta. — Łatwiej mu nienawidzić. A ja boję się, iż złamie nie tylko moje życie, ale i życie siostry. Ona przecież znosi jego wybryki tylko przez wzgląd na mnie.
Władysława w końcu podniosła wzrok:
— Danusiu, nie żałuję, iż staję w twojej obronie. On jest twoim synem, ale tak nie można. Musimy coś zrobić. Może z nim porozmawiać? Albo zaprowadzić go do psychologa?
— Psycholog? — gorzko zaśmiała się Danuta. — choćby słuchać nie będzie. Mówi, iż sama jestem wszystkiemu winna, i koniec.
Cisza w kuchni stała się ciężka jak burzowa chmura. Każda z kobiet czuła ból drugiej, ale nikt nie wiedział, jak go ukoić. Bronisława, próbując rozładować napięcie, uniosła kubek:
— Dziewczyny, wypijmy… za nas. Za to, byśmy znalazły siłę żyć, mimo mężów i dzieci, którzy łamią nam serca.
Danuta i Władysława uśmiechnęły się słabo, ale w ich oczach stały łzy. Wzniósłszy toast, nie czuły radości. Danuta patrzyła w okno, gdzie gęstniał zmierzch, i myślała o synu. Wciąż go kochała, mimo bólu, jaki jej zadawał. Ale gdzieś głęboko bała się, iż ta miłość stanie się jej przekleństwem.