JERZY RADZIWIŁOWICZ: – Było przyjemnie. Te firmy potrafią robić show, chyba tak teraz trzeba.
Nie wyczuwam przesadnego entuzjazmu. Nie jest pan fanem celebracji czy nie ma pan sentymentu do „Gliny” i swojej roli komisarza Gajewskiego?
Mam sentyment, ale takie „ściankowe” imprezy mnie troszkę bawią, para w gwizdek.
Pański udział w reaktywacji tej kultowej serii do ostatniej chwili trzymano w tajemnicy. Podlegał pan jakimś specjalnym procedurom w związku z tym?
Była sugestia, żebym na planie chodził w kapturze, ale nie skorzystałem. Żadnych dokumentów też nie podpisywałem, ale cała ta sytuacja z ukrywaniem była zabawna. Nie wiedziałem, iż widzowie tak się tym interesują, czy będzie, czy nie będzie tego Gajewskiego, iż ta kwestia tak rozgrzewa ludzi. Producenci wiedzą lepiej, bo się tym interesują, i umiejętnie na tym grali.
Ale świadomość statusu „Gliny” chyba pan miał? Serial portretuje Polskę początków XXI w. i cieszy się opinią jednego z najlepszych w historii, od finału drugiego sezonu w 2008 r. fani nie przestawali dopytywać o kontynuację.
Wiedziałem, iż ma duże wzięcie i wielu fanów, ale ponieważ nie używam mediów społecznościowych i używać nie chcę, dociera do mnie tylko to, co ktoś o tym opowie albo mi napisze, czyli odpryski. Dopiero podczas kręcenia trzeciego sezonu dotarło więc do mnie, iż – jak to się dziś mówi – wziąłem udział w rzeczy kultowej.
Komisarz Gajewski jest mentorem dla kolejnych pokoleń policjantów.











