Rozmawiamy z Kasią Mazur – autorką „Do poprawki” i „Zamaskowanej”

filmawka.pl 18 godzin temu

Dnia 7 marca 2025 r. nakładem wydawnictwa Kultura Gniewu ukazał się najnowszy komiks Kasi Mazur Do poprawki. Autorka ponownie opowiada w nim czytelnikom o swoich trudnych doświadczeniach, jednak tym razem, opowie nam więcej o niełatwych transformacjach swojego ciała i procesie zaakceptowania tychże. Czy sukces poprzedniego komiksu wpłynął jakoś na postrzeganie osób w spektrum? Jak ciężko jest tak odsłaniać się przed czytelnikami? Jak dobrą terapią są komiksy autobiograficzne? I dlaczego Kasia nie lubi swojej twórczości? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie w poniższym wywiadzie.


Norbert Kaczała: Zanim będziemy mówić o nowym komiksie, chcę zapytać o drugą premierę, za której oprawę graficzną jesteś odpowiedzialna – Za dobrze się maskowałam Moniki Szubrycht. Jak ta kooperacja została nawiązana i jak przebiegła?

Kasia Mazur: Książka, o którą pytasz, to zbiór rozmów z kobietami w spektrum, które uzyskały diagnozę w dorosłym wieku. Zostałam zaproszona do bycia jedną z rozmówczyń, a ponieważ autorka chciała, żeby okładkę do tej książki zrobiła któraś z nich, to padło na mnie. Nigdy nie robiłam okładki do książki i nie wiedziałam, jak mi to pójdzie, ale wyszło całkiem sprawnie. Jestem bardzo zadowolona z tej współpracy.

NK: Zakładam, iż premiera Zamaskowanej bardzo pomogła w tej kwestii.

KM: Na pewno. Ta premiera wyszła „pozakomiksowo”, dużo osób, które na co dzień nie czytają komiksów, o mnie usłyszało. Byłam na wielu panelach autorskich organizowanych w ramach spotkań dotyczących świadomości spektrum czy zdrowia psychicznego, więc komiks dotarł do dużo większej grupy – zainteresowanej lub bezpośrednio powiązanej z tematem. Do tej pory robiłam sobie po prostu paski do internetu, które nawet, jeżeli zahaczały o temat, to było to dość niszowe. Nie mam szczególnie dużych zasięgów.

NK: Mimo tego feedback był dość jednoznacznie pozytywny. Zwłaszcza, iż sam jestem jedną z osób, które po lekturze poukładały sobie w głowie kilka spraw. Echo poniosło się szerzej.

KM: Tak, był bardzo pozytywny, to mnie zaskoczyło. Wiadomo, iż pojawiły się jakieś recenzje… może nie negatywne, to złe słowo, ale najczęściej czytałam o rozczarowaniu, iż Zamaskowana nie jest poradnikiem, albo iż za mało rozwinęłam temat. Zrobiłam te 200 stron, ale nie chciałam robić encyklopedii, nie znam się aż tak na autyzmie, żeby czuć się osobą kompetentną do narysowania czegoś więcej niż komiks, w którym dzielę się swoimi doświadczeniami i uczuciami. Przed narysowaniem swojego debiutu robiłam paski komiksowe, które już wtedy poruszały temat autyzmu i które tytułowałam Z pamiętnika autystki. Założeniem Zamaskowanej było kontynuowanie tego, co robiłam wcześniej, tylko tym razem w dłuższej formie. Po premierze dużo osób odezwało się do mnie prywatnie, wiele z nich pisało, iż utożsamia się z treścią, iż w końcu czuje się rozumianym. To jest bardzo miłe i motywujące do dalszej pracy, zwłaszcza, iż po roku od wydania Zamaskowanej już średnio ten komiks lubię. Czuję, iż mogłam go inaczej zrobić, ale z drugiej strony, będąc w tamtym momencie w moim życiu, myślę, iż stworzyłam go na miarę swoich możliwości. Do robienia encyklopedii są bardziej kompetentne ode mnie osoby, żyjące z diagnozą dłużej, które więcej czytały i mają więcej doświadczenia z osobami w spektrum.

Kadr z komiksu „Zamaskowana” Kasi Mazur (wyd. Kultura Gniewu)

NK: Do kwestii nielubienia swoich komiksów jeszcze wrócę, ale ładnie zapowiadasz to, o co chciałem zapytać. To zapotrzebowanie encyklopedyczne oraz Twoje liczne spotkania autorskie… Czy czujesz się, w pewnym sensie, ambasadorką kobiet w spektrum?

KM: Jezu, nie! Są osoby, które sprawdzają się w tej roli, ale ja kompletnie nie czuję się ambasadorką i nie chciałabym, żeby ktoś mnie tak postrzegał. Mówię tylko o swoich doświadczeniach, czułabym zbyt dużą odpowiedzialność, gdybym miała wypowiadać się w czyimś imieniu albo reprezentować jakąś grupę. Nie czuję się też specjalnie doinformowana, czytałam dużo książek na temat autyzmu, ale przez cały czas przerabiam to w głowie, głównie na swoim przykładzie. Wolę być postrzegana jako osoba w spektrum, która ma coś do powiedzenia na bazie swoich doświadczeń i która chce przekazać, jak to może wyglądać. Większość wątków to pokazanie, jak maskowanie wpływa na osobę w spektrum, albo przynajmniej jak ono wpływa bądź wpływało na mnie. Zwróciłam na to uwagę dopiero z perspektywy czasu, nie miałam jakiegoś odgórnego celu czy planu, żeby kogoś doedukować. Dopiero po pewnym czasie od narysowania komiksu zorientowałam się też, jaki jest jego motyw przewodni, mimo iż od samego początku komiks miał nosić tytuł Zamaskowana. Wiedziałam, iż poruszę ten temat i iż w jakiś sposób spaja on cały komiks, ale dopiero teraz zauważyłam, iż większość rozdziałów jest właśnie o tym. O ukrywaniu, kim się jest i dopasowywaniu się do innych. Gdybym miała być ambasadorką albo samorzeczniczką bałabym się, iż znowu będę próbować spełniać czyjeś oczekiwania na mój temat czy temat autyzmu. Poza tym, nie lubię być w centrum uwagi! Nawet, jeżeli przez Zamaskowaną ją teraz mam, to nie staram się o nią. Zrobiłam komiks, bo musiałam coś z siebie wyrzucić.

NK: Co do wyrzucania… W rozmowie z Kanałem Książkowym mówiłaś, iż jedna z trudniejszych rzeczy, jakie autyzm ściąga ci na głowę, to problem z przerabianiem trudnych sytuacji. A to już twój czwarty autobiograficzny komiks! Dezynfekujesz sobie tym rany? Wiedząc, iż będzie szczypać, ale jest to konieczne?

KM: Zawsze rysując komiksy, nie tylko autobiograficzne, pojawia się coś inspirowanego moim życiem. choćby teraz, gdy pracuję nad zmyśloną fabułą, pewne rzeczy przerabiam. Wielokrotnie mówiłam w wywiadach, iż komiks jest dla mnie pewną formą terapii, pozwala mi układać w głowie różne tematy i chyba dlatego tak lubię je rysować. Czuję, iż rozwijam się nie tylko twórczo, ale i osobowościowo. Nie robię ich, bo chcę się wyżalić czytelnikom lub ściągnąć na siebie uwagę. Potrzebuję przerobić niektóre rzeczy, a inne z siebie wyrzucić. Jest też cicha nadzieja, iż może ktoś to przeczyta i sobie pewne wątki z własnego życia uporządkuje. Do poprawki w sumie też takie jest. Dużo tam mówię o rodzicach i jak na mnie wpływali przez całe życie. A to szczypanie… Każdy komiks, który zrobię, jest dla mnie bolesny. Rysowanie, a potem czytanie ich jest dla mnie dużym przeżyciem. Może to też lekka forma masochizmu. (śmiech)

Kadr z komiksu „Zamaskowana” Kasi Mazur (wyd. Kultura Gniewu)

NK: W Do poprawki dochodzi aspekt przepracowania nie tylko kwestii osobowościowej, ale także wyglądu. Czy skoro mówienie o psychice jest już tak trudne, o ile ciężej było dołożyć do tego jeszcze aspekt wizualny?

KM: To akurat nie było takie trudne. Jestem już inną osobą, inaczej teraz wyglądam. Ten garb, mimo iż przez cały czas jest ze mną psychicznie, jest już w pewnym dystansie. Na pewno jest to ulga. Nie chcę tu spoilować, ale to wracanie do pewnej traumy. Wracam do uczuć, które były wtedy, do tego, jak siebie wtedy postrzegałam, jak się czułam czy się akceptowałam. Do całego procesu operacji i zmiany mojego ciała. To było dla mnie duże przeżycie. Ten komiks to duże rozdrapywanie ran. Ma większe znacznie niż Zamaskowana, bo tam podeszłam do tych problemów z dystansem, chociaż nie lubię tego słowa. Może lepiej: z pewnym humorem. Tutaj też się staram i mam nadzieję, iż wybrzmiewa trochę z tego ten żart, ale kiedy robiłam korektę, bolało! Był moment, kiedy poszłam do kawiarni z myślą, iż porobię poprawki i musiałam co jakiś czas robić pauzy w czytaniu i popatrzeć przez okno, żeby się nie rozpłakać. To była ciężka podróż.

NK: Myślisz, iż jest szansa, iż czytelnicy będą mieć odrobinę łagodniejszą? Jakiś promyk nadziei w tym wszystkim?

KM: Feedback, jaki dostawałam jednoznacznie mówił, iż to ciężki komiks. Nie wiem, czy tam jest jakikolwiek promyczek, szczerze mówiąc. Nie chcę za wiele zdradzać, ale na pewno do czegoś ta historia prowadzi.

NK: Pytam głównie dlatego, iż twoja estetyka z „guziczkowymi oczami i kartoflanymi nosami” kojarzy się raczej z lekkostrawną historią. A tutaj rozdrapywanie ran na operowanych plecach!

KM: Oj nie, to będzie smutna historia. Bardzo wszystkich przepraszam! Ale w takich jestem najlepsza, nic nie poradzę. Czasem się nabijam z pewnych rzeczy i są pozytywne momenty, ale przede wszystkim są to rany i trauma. Z resztą wystarczy spojrzeć na blurb, który chyba ostrzega przed treścią. Nie jest to co prawda poziom Mama zabiła mi psa, ale jakoś pomiędzy tym a Zamaskowaną.

NK: Blurb głosi, iż jest to „iście hiobowa historia”, tak iż wszyscy będziemy w doskonałych humorkach.

KM: Jest szansa, iż czytelnik odbierze to lżej niż ja. Nie wiem, na ile można się ze mną utożsamić w tym konkretnym komiksie. Tak, jak przy Zamaskowanej rozumiem, dlaczego sporo osób, choćby tych nieatypowych, tak miało, tak tutaj ciężko jest mi jednoznacznie ocenić, jaki może być odbiór. Mam nadzieję, iż czytelnicy nie będą cierpieć w trakcie, ale sporo osób, które przeczytało go przedpremierowo uważa, iż to dość mocny komiks.

Kadr z komiksu „Zamaskowana” Kasi Mazur (wyd. Kultura Gniewu)

NK: Często, kiedy publikujesz aktualizacje prac nad nowymi rzeczami, mówisz, iż już ich nie lubisz. Głównie tych skończonych. Tutaj też tak jest?

KM: Nie lubię tego komiksu. (pauza) Może nie jakoś bardzo, bo uważam, iż nie zrobiłabym go lepiej. Wydaje mi się, iż dałam z siebie tyle, ile mogłam, ale za każdym razem, gdy kończę komiks, nie wiem, po co one są. Pewnie głównie dla mnie, bo nie wiem, czego się spodziewać po czytelniku ani czego oczekuje. Rozrywki? Lekcji? Presja, żeby zadowolić czytelnika, jest zawsze. Kiedy wszystko jest już narysowane i człowiek się zastanawia „co teraz?”, to najbardziej kusi po prostu wrzucenie całości do internetu, żeby i feedback był na bieżąco, i żeby komiks paradoksalnie dotarł do dużo mniejszej grupy odbiorców. Co czytelnik, to inne oczekiwania, a wydaje mi się, iż tzw. „czytelnicy papierowi” są dużo surowsi w swojej ocenie. Wielu z nich nie obserwuje moich poczynań w sieci i nie ma tej parasocjalnej relacji, która często ma znaczenie w odbiorze danego dzieła. Generalnie wydawanie komiksów jest trudne psychicznie! Strasznie się stresuję, iż w druku wyjdą wszystkie błędy, wszystko będzie zmarnowane albo iż się nie sprzeda i wydawca będzie niezadowolony. Albo iż dostanę złe recenzje, a w nich „znowu o sobie gada i marudzi”! Mimo tych obaw i tak jestem ciekawa, jak komiks się przyjmie.

NK: Coś mi się wydaje, iż premiera Idź pobiegaj może nie być najlżejszą z dotychczasowych.

KM: (śmiech) Raczej nie będzie. Bo to też nie jest przyjemny komiks.

NK: Pamiętam, iż dopiero co skończyłaś spory kawał prac i już ogłosiłaś niezadowolenie. A biorąc pod uwagę jeszcze cięższy, bardziej kojarzony w mainstreamie temat, jest szansa na duży ruch.

KM: No i robię tam nie-ludzkie postaci. Jak wrzuciłam ich designy to miałam bardzo duży i pozytywny odzew. Przyciągnęło to uwagę ludzi, którzy mnie nie obserwują. Miałam ze 130 reakcji, a zwykle mam z 70 przy dobrych wiatrach. Może to jest sposób na sławę i biznes? Robić antropomorficzne zwierzątka… Trochę żartuję, ale może to przyciągnie uwagę. Tym razem temat dotyczy depresji i nieudanego związku. Pierwsza wersja była tylko o depresji, ale puenta mi się kompletnie nie podobała. Druga wersja czerpie sporo z poprzedniej, ale poszłam w kompletnie innym kierunku. Uwaga jest podzielona na dwa tematy.

NK: Na horyzoncie jest jednak weselsza premiera, bo do wydania i omówienia została Zielona Gęś. To będzie dobra odskocznia?

KM: Jezu, tak! Chociaż ten komiks jest przeklęty, to przez cały czas go lubię. Wiem, iż mogłabym go zrobić lepiej, może są też osoby, które stwierdziłyby podobnie, ale czytam tę Gęś i jestem zadowolona. To bez wątpienia pozycja dla tych, którzy wolą lżejsze rzeczy i komedię. Chociaż nie wiem, jaki będzie odbiór, bo to dość absurdalny humor, bardzo specyficzny. Ostatnio się zastanawiałam nad tym, ile jest na rynku komiksów stricte komediowych i to takich dla dojrzalszego czytelnika i ciężko mi było wymyślić jakiś tytuł. Może utknęłam w obyczajówkach.

NK: Zatem biorąc pod uwagę twoją kreskę, chciałabyś dla własnego komfortu wydać coś dla dzieci?

KM: Bardzo bym chciała! Miałam kiedyś plan na książeczkę dla dzieci, do której może kiedyś wrócę. Tak iż jestem otwarta na ten temat! jeżeli to będzie pod czyjś scenariusz, byłabym bardziej zadowolona, bo o ile jestem jakoś świadoma swoich mocnych i słabych stron w rysowaniu, tak przy pisaniu scenariuszy kompletnie nie umiem ocenić, czy coś, co napiszę jest dobre. A dla dzieci to jednak wypadałoby wypuścić coś, czego wartości będę stuprocentowo pewna.

NK: Mam zatem nadzieję, iż to będzie komiks, z którym polubisz się nieco bardziej.

Korekta: Magda Wołowska, Anna Czerwińska

Idź do oryginalnego materiału