Kate Hudson w głównej roli i cała plejada znanych twarzy na dalszym planie, a za sterami Mindy Kaling – czy to wystarczy, by przejąć się losami kalifornijskiej drużyny i jej nowej szefowej? Oceniamy serial „Rozgrywająca” Netfliksa.
Nowa komedia Mindy Kaling („Świat według Mindy”), Elaine Ko i Ike’a Barinholtza porównana została już do wielu tytułów. Chyba najczęściej pojawiają się głosy o mieszance „Sukcesji” i „Teda Lasso”, ale widziałam też opinię, iż to „Ted Lasso” dla wielbicieli „Emily w Paryżu” lub po prostu sitcom, który wygląda, jakby AI miało stworzyć coś w stylu Kaling.
Rozgrywająca – o czym jest serial platformy Netflix?
Netfliskowa „Rozgrywająca” („Running Point”) faktycznie może prowokować do takich zestawień, chociaż, nie oszukujmy się, do „Teda Lasso” upodabnia ją wprawdzie gatunek sportowy, a do „Sukcesji” sytuacja związana z przejmowaniem firmy, którą twardą ręką przez lata rządził surowy ojciec, jednak porównania te nie bronią się, gdy chodzi o jakość, emocje, przełomowość. Tu faktycznie bardziej pasowałaby samozwańcza amerykańska paryżanka, chociaż ja nie byłabym może dla serialu z Kate Hudson („U progu sławy”) aż tak okrutna. Mimo różnicy gatunkowej sama najczęściej przy oglądaniu myślałam o mojej przygodzie z „Nikt tego nie chce„.

Pozornie romantyczną komedię z Kristen Bell i Adamem Brodym dzieli od „Rozgrywającej” sporo. Tu wszak mamy do czynienia z połączeniem komedii sportowej, opowieści rodzinnej i satyry na bogatych. Oto Isla (Hudson), dotąd przez wszystkich marginalizowana w męskim środowisku koszykarskiej ligi, musi przejąć klub, gdy jej brat, Cam (Justin Theroux, „Pozostawieni”), trafia na odwyk. Pozostałym braciom, Nessowi (Scott MacArthur, „The Mick”) i Sandy’emu (Drew Tarver, „The Other Two”), z trudem przychodzi pogodzenie się z taką sytuacją. A przecież niedługo do rodziny, w zwrocie akacji rodem z telenoweli, dołączy Jackie (Fabrizio Guido, „Perry Mason”), który dotąd nie miał do czynienia ze światem białych bogaczy.
Tym jednak, co łączy dla mnie dwa netfliksowe seriale, byłby fakt, iż i „Nikt tego nie chce”, i „Rozgrywającą” uważam za historie o wielkim potencjale i dużych walorach produkcyjnych (obraz jest ostry jak brzytwa!), ale zaskakującej pustce pod połyskliwą powłoką. Tak jak jesienią nie potrafiłam w pełni kibicować pozornie niedobranej parze „rozrywkowa dziewczyna” i „seksowny rabin”, tak i w przypadku nowej szefowej Los Angeles Waves nie widzę powodu, żeby szczególnie przejąć się jej sukcesami i porażkami.
Rozgrywająca – Kate Hudson i nadmiar wątków wokół
Kaling chyba za dużo chciała zmieścić w jednej komedii. Mamy więc historię emancypacji kobiety, która jako jedyna w rodzinie faktycznie kocha koszykówkę, ale nigdy nie miała wsparcia ojca. Mamy rodzinę, której nikt nie nauczył, jak być rodziną – dostajemy więcej ileś lekcji o relacjach i wsparciu. Mamy trudny sportowo sezon, konteksty medialne i biznesowe, która Isla musi opanować. Do tego drużyna prowadzona przez stoickiego trenera, Jaya (Jay Ellis, „Niepewne”), pełna jest odmiennych typów osobowości – od doświadczonego, niechcącego się angażować Marcusa (Toby Sandeman, „Power Book III: Raising Kanan”), przez skandalistę Travisa (w tej roli faktyczny skandalista Chet Hanks, z „Your Honor” i z tych Hanksów, którego Kaling chyba chce kontrowersyjnie zrehabilitować przed światem), po nowicjusza Dysona (Uche Agada).

Mamy do tego wszystkiego życie prywatne głównej bohaterki – i tu długo liczyłam, iż chociaż pod tym względem „Rozgrywająca” się czymś wyróżni, ale nie. W kwestii długoletniego narzeczonego, Leva (Max Greenfield, „Jess i chłopaki”), oraz potencjalnej innej szansy na miłość serial poszedł dokładnie w stronę, którą przeczułam w pilotowym odcinku. I nie, nie dało mi to satysfakcji, bo takiego rozwiązania nie wypracowano przez cały sezon w przekonujący sposób, jakkolwiek chemia między aktorami trochę ratuje sytuację.
Więcej: mamy też, na dalszym planie, ale czasem nagle na pierwszym, życie uczuciowe Nessa i Sandy’ego (w tym drugim wypadku z całą masą gejowskich serialowych stereotypów), a choćby Jackiego. To o tyle zrozumiałe, iż twórcy serialu ewidentnie chcą dać każdej postaci jakąś historię i trochę wyróżników poza tym, co słyszymy (tak, serial oczywiście ma głos Isly z offu) o każdym na samym początku. Niestety, po dziesięciu odcinkach odchylenia od jednozdaniowych charakterystyk nie są wystarczające. A jeżeli sitcom nie zaangażuje widowni w kibicowanie ciekawym postaciom, to co mu pozostaje? Żarty.
Rozgrywająca – komedia Netfliksa powinna bawić bardziej
Te jednak musiałyby być na znacznie wyższym poziomie niż w „Rozgrywającej”, żeby zrównoważyć nijakość postaci i ich przygód, stanowiących kolejny wariant czegoś, co już wiele razy widzieliśmy. adekwatnie już po dwóch odcinkach ma się wrażenie powtarzalności – jest problem, każdy zachowuje się w przypisany mu sposób, cudem udaje się znaleźć rozwiązanie. Naprawdę nie mam nic przeciwko sitcomowym schematom – w tym samym tygodniu, kiedy widziałam „Rozgrywającą”, zżymając się na jej banalność, w jedno popołudnie zobaczyłam osiem dostępnych wreszcie w Polsce odcinków 4. sezonu „Misji: Podstawówka”. Czy były zgodne z konwencjami gatunku? Tak, ale miały dość luzu, serca i naturalności, by przekroczyć wpisaną w sitcom powtarzalność. W „Rozgrywającej” tego nie widzę.

Hudson robi, co może, by nadać schematycznie napisanej postaci trochę życia. Miejscami się to udaje, ale nie wystarcza. Szkoda, bo kibicowałam aktorce w tej dużej roli (kto się wychował na „Jak stracić chłopaka w 10 dni”, nie potrafi nie kibicować). Tarver, świetny w „The Other Two”, zdaje się tu przez cały czas przebywać w tamtym serialu, tak podobnych środków używa. MacArthur, Guido, Greenfield, grająca przyjaciółkę Isly Brenda Song („Dollface”) nie dostają wiele materiału wykraczającego poza jeden wymiar ich postaci. choćby Theroux póki co jest dość kreskówkowy, ale może ewentualny 2. sezon (1. kończy się cliffhangerem) da mu szansę trochę zniuansować postać.
Nie wiem tylko, czy Kaling pragnie niuansów. Momentami wprowadza do odcinków postaci celowo totalnie absurdalne – jak matka Travisa grana przez Nicole Sullivan („Czarno to widzę”) czy drugi trener, Tony (Diedrich Bader, „Szczęściarz Hank”). Ich komediowe, z premedytacją przejaskrawione popisy zapadają w pamięć, ale wydają się nie pasować do tonu reszty „Rozgrywającej”. Satyryczne wstawki o tym, iż bogaci to zło, pojawiają się i znikają. Podobnie zresztą jak poważniejsze wątki dotyczące dziecięcych traum czy poważnych uzależnień.
Mam wrażenie, iż za każdym razem, gdy robi się trochę głębiej, twórcy natychmiast chcą to spointować żartem, nieraz nadmiernie slapstickowym. W „Rozgrywającej” w miarę celne nawiązania do popkultury i nieco bardziej wyrafinowane dowcipy co chwilę rozmywają się w ogólnym stylu, w którym najwyraźniej bawić mają żarty „grubsze” oraz to, iż główna bohaterka ciągle wchodzi w szklane drzwi, a ktoś na pewno przypadkiem wpadnie w ubraniu do basenu (serio, czy istnieje bardziej leniwa forma komedii?).
Rozgrywająca – czy warto oglądać sportową komedię?
Gdyby ktoś podejrzewał, iż jako największa w redakcji fanka „Teda Lasso” obrażam się, bo „Rozgrywająca” nim nie jest, to zapewniam, iż komedie Mindy Kaling też zdarza mi się bardzo lubić. Nie udało mi się wytrwać przy „Velmie”, ale licealne „Jeszcze nigdy…” i college’owe „Życie seksualne studentek” dawały mi zawsze mnóstwo rozrywki. Tam jednak wiele można było przypisać faktowi, iż mamy do czynienia z postaciami dopiero dorastającymi. Tu, w świecie przynajmniej formalnie dorosłych, można by oczekiwać, iż będzie to świat choć nieco inny niż szkolne korytarze.

Równocześnie, o ile „Nikt tego nie chce” wróci, ale ja sobie 2. sezon odpuszczę, o tyle „Rozgrywająca”, w wypadku zamówienia dalszych odcinków, może dostać ode mnie kolejną szansę. To serial pełen niezrealizowanych obietnic, ale im dalej, tym lepiej (nawet jeżeli przez cały czas średnio). Może jeszcze złapie rytm, znajdzie na siebie pomysł, skupiając się na tym, co działa – jak wątki poszczególnych graczy, odkrywanie emocjonalnych zaniedbań zafundowanych wszystkim przez ojca – i rezygnując z tego, co nie funkcjonuje dobrze (slapstick, nienaturalność pozornie bliskich więzi, brak zdecydowania, czym ta produkcja ma być). Póki co jednak zestaw gagów i garść banalnych mądrości życiowo-biznesowych (nie liczy się wygrana po trupach, ważna jest rodzina etc.) choćby w tak imponującej obsadzie nie przekonują.