"Rozdzielenie" w 2. sezonie pozostało mroczniejsze, ambitniejsze i (w większości) wyśmienite – recenzja

serialowa.pl 3 godzin temu

Czy warto było czekać aż trzy lata na 2. sezon serialu „Rozdzielenie”? Krótka odpowiedź brzmi: tak, tak i jeszcze tak! Dłuższa jest bardziej skomplikowana, choć z pewnością nie aż tak, jak nowe odcinki największego hitu Apple TV+.

Czekanie po kilka lat na nowe odcinki ulubionego serialu to plaga ostatnich lat, znaczonych wszelkimi możliwymi katastrofami, jakie tylko ludzkość zdołała na siebie ściągnąć. W przypadku takiego tytułu jak „Rozdzielenie” trzy lata przerwy między sezonami szczególnie trudno jest przełknąć, ponieważ to nie tylko serial bardzo dobry w porywach do wybitnego, ale i mroczne zwierciadło naszych czasów, w których to sterylnie białe pomieszczenia, biurka i ekrany z rzędami cyfr pretendują do miana najbardziej upiornego widoku naszego życia. Źródła naszych depresji, zepsutych relacji społecznych, a czasem i czegoś więcej, czegoś, co wykracza daleko poza nas samych.

Rozdzielenie sezon 2 – co się zmieniło po mocnym finale?

1. sezon spiskowego korpothrillera w stylu „Black Mirror”, stawiającego w centrum fabuły pomysł na work-life balance z piekła rodem, tak naprawdę podbił widownię już samym konceptem, odjechanymi pomysłami i oryginalną oprawą wizualną. Wiele więcej nie było trzeba, a przecież finał zdołał nas jeszcze rozbić emocjonalnie na kawałki. 2. sezon miał o tyle trudniejsze zadanie, iż to, co trzy lata temu było dla nas wielką rewelacją, teraz stało się czymś oczywistym. Teraz wymagamy, żeby było więcej, bardziej i najlepiej też głębiej. A twórcy serialu, Dan Erickson, Ben Stiller, mówią na to: OK, pewnie. To wszystko da się zrobić, chociaż nie bez przeszkód i nie w pięć minut.

2. sezon „Rozdzielenia” (widziałam przedpremierowo sześć odcinków z dziesięciu, a o tym, czemu to niby świetna sprawa, ale jednak wciąż trochę za mało, będzie za chwilę) nie tylko dorównuje pokręconej „jedynce”, ale pod pewnymi względami wręcz ją przewyższa, rozszerzając świat serialu i sprytnie dawkując odpowiedzi, a przy tym dodając kolejne pytania, ale nie mnożąc ich bez sensu. Poziom dziwności rośnie z odcinka na odcinek, ale przede wszystkim rośnie poziom emocji, w miarę jak obserwujemy coraz bardziej miotającą się pomiędzy obiema swoimi tożsamościami czwórkę naszych znajomych więźniów korporacyjnego boksu – Marka (Adam Scott), Helly (Britt Lower), Irvinga (John Turturro) i Dylana (Zach Cherry). Jednocześnie fabuła wciąż prowadzona jest bardzo klarownie, w spokojnym tempie zmierzając do celu.

„Rozdzielenie” (Fot. Apple TV+)

Akcja nowych odcinków – to chyba największy spoiler, jaki będzie w poniższej recenzji – rozpoczyna się pięć miesięcy po wydarzeniach z finału. Mark S. wraca do swojego boksu w dziale rafinacji makrodanych, by dalej wykonywać tę samą, nużącą i kompletnie bezsensowną robotę przez osiem godzin dziennie. Wraca i spotyka zupełnie nowych kolegów, w których wcielają się Alia Shawkat („Arrested Development”), Bob Balaban („Pani dziekan”) i Stefano Carannante („Zaprzysiężeni”).

Ci dobrze wiedzą, iż Mark widział świat na zewnątrz, z miejsca zasypują go więc pytaniami, na które on nie zna odpowiedzi (skąd, do cholery, ma wiedzieć, jak wygląda niebo?). Jego dawni znajomi z pracy gdzieś zniknęli. Nie ma też pani Cobel (Patricia Arquette), w zamian całym piętrem rządzi pan Milchick (Tramell Tillman) do spółki z panną Huang (Sarah Bock), dzieckiem na menedżerskim stanowisku. Jedno WTF goni drugie, a zagubienie widza znajduje swoje genialne odzwierciedlenie wizualne w postaci Marka biegającego bez tchu niekończącymi się białymi korytarzami.

Rozdzielenie sezon 2 – korpokoszmar z nowymi twistami

Od 2. odcinka zacznie się rozplątywanie tajemnic, dawkowanie odpowiedzi i ciągłe powracanie do tego, co wydarzyło się w finale 1. sezonu „Rozdzielenia”. Z pierwszymi sześcioma odcinkami, które dostała większość krytyków, jest taka sprawa, iż nie posuwają fabuły do przodu aż tak bardzo, w zamian skupiając się na pogłębianiu głównych wątków i odsłanianiu przed nami pewnych szczegółów, których nie mieliśmy prawa zauważyć w 1. sezonie, mimo iż cały czas tam były, zmyślnie poukrywane.

To, iż Mark, Helly, Irving i Dylan wracają do biura uzbrojeni w odrobinę – potencjalnie niebezpiecznej dla wszystkich stron – wiedzy o tym, kim są, zmienia wszystko. Mark jest zdeterminowany, by odkryć, co się stało z Gemmą/panią Casey (Dichen Lachman), jego „zmarłą” żoną. Irvinga wciąż ciągnie do Burta (Christopher Walken), a Dylan walczy o każdy skrawek informacji o swojej rodzinie. Najciekawszą postacią staje się jednak Helly, aka Helena Eagan, córka szefa całej korporacji – jako ta, która potencjalnie ma najwięcej do stracenia. Serial fenomenalnie rozwiązuje jej wątek, a Britt Lower jest niesamowita, kiedy przechodzi od jednej do drugiej wersji i z powrotem albo kiedy się dziwi jako Helena, przyglądając się swojemu alter ego. Szok, to też jestem ja!?

„Rozdzielenie” (Fot. Apple TV+)

Nie sposób nie podziwiać wyobraźni twórców, którzy co odcinek dorzucają nowe, coraz bardziej pokręcone atrakcje – mamy m.in. wielki powrót małych kózek, odcinek, w którym wszyscy noszą futrzane czapy, i nie, nie powiem wam dlaczego, a także sporo nowych, jeszcze mroczniejszych technik manipulacji bohaterami, których życie staje się horrorem na kolejnych poziomach. jeżeli 1. sezon „Rozdzielenia” przyprawiał was o dreszcze, to ten stanowi choćby bardziej przerażającą wiwisekcję życia korposzczurów – tych serialowych, ale i na bardziej ogólnym, powszechnie nam wszystkim znanym poziomie. Erickson i spółka wykazują się jeszcze większą inwencją, jeżeli chodzi o zamienianie dosłownie każdego elementu pracy w korpo w absolutny koszmar.

Podczas gdy czwórka naszych bohaterów próbuje ułożyć puzzle z własnego życia, na jaw wychodzą także nowe informacje o tym, czym adekwatnie może zajmować się Lumon Industries. Sześć odcinków nie wystarcza, abyśmy uzyskali satysfakcjonujące odpowiedzi, ale wystarcza, abyśmy zrozumieli, iż „Rozdzielenie” jest znacznie bardziej skomplikowaną układanką, niż nam się wydawało, a jego tematyka ani nie zaczyna się, ani nie kończy na egzystencjalnym bólu ludzi, których duszę dosłownie przejęła diaboliczna korporacja lubująca się w apple’owskim eleganckim minimalizmie.

Rozdzielenie sezon 2 – nowe postacie i szersze spektrum

Kolejnym plusem 2. sezonu „Rozdzielenia” są liczne występy znajomych twarzy na drugim planie. W tym gronie – oprócz wspomnianej trójki nowych pracowników – znaleźli się m.in. Gwendoline Christie („Gra o tron”), Merritt Wever („Niewiarygodne”), Ólafur Darri Ólafsson(„Turysta”) i John Noble („Fringe”). Niektóre z występów aż proszą się o zadanie pytania, czy Apple naprawdę musi zatrudniać gwiazdy do ról niemalże statystów, niemniej jednak efekt końcowy w kilku przypadkach (Wever!) sprawia, iż podziwiać będziecie coś więcej niż tylko rozrzutność korporacji z jabłuszkiem.

„Rozdzielenie” (Fot. Apple TV+)

Największym minusem 2. sezonu „Rozdzielenia” jest dla recenzentów to, iż nie pozwolono nam ocenić przedpremierowo całości. jeżeli jesteście fanami produkcji i zdążyliście się już zapoznać z szeregiem amerykańskich opinii, moją uznacie pewnie za mniej wartościową od tamtych. Wynika to z tego, iż Apple, po raz pierwszy, odkąd recenzujemy ich seriale, postanowiło podzielić krytyków na tych trochę lepszych, którzy otrzymali do recenzji całość (niewielka grupka głównie amerykańskich mediów, w tym „Rolling Stone” czy TVLine), i tych ciutkę gorszych, którym pokazano sześć odcinków z dziesięciu. W efekcie recenzja recenzji nierówna – podczas gdy Amerykanie rozpływają się nad całością, ja, obejrzawszy przydzieloną mi porcję, czuję jednak pewien niedosyt.

Niby wszystko super, serial wciąż jest wyśmienicie napisany i zrealizowany, a do tego rozwija się, wyraźnie ma większy pomysł na siebie i wciąż zaskakuje innowacyjnością, ale podejrzewam, iż powolne tempo w połączeniu z brakiem większych rozstrzygnięć, odpowiedzi i prawdziwie wywrotowych wniosków w pierwszej połowie sezonu wystawi na próbę cierpliwość niejednego widza, tak jak stało się to ze mną. Koniec końców myślę jednak, iż powinniśmy dać tym fenomenalnym twórcom kredyt zaufania, bo na to zasługują. Nie wątpię, iż po finale wszyscy będziemy równie zachwyceni, co Alan Sepinwall i spółka. I tylko trochę żałuję, iż mamy 2025 rok, internet jest globalny, daty premier też, a ja wciąż muszę odsyłać czytelników do „zachodnich” recenzji jako tych mających większą rację bytu niż moja własna. Dzięki ci za to, Lumon Industries Apple.

Tak czy inaczej „Rozdzielenie” wciąż ze wszystkich sił polecam. Serial w czasie przerwy między sezonami nie stracił nic ze swojej aktualności, a 2. sezon ma wszystko, czego trzeba, by w finale raz jeszcze wbić widownię w fotele. Po drodze zaś zachwycicie się kadrami nie z tej ziemi, będziecie drżeć o losy głównych postaci i zdziwicie się celnością diagnoz odnośnie naszego świata. Będą też liczne twisty, bliższe spotkanie z kozami i przynajmniej kilka momentów, które złamią wam serca. Warto oglądać, z lupą lub bez.

Rozdzielenie sezon 2 – odcinki co piątek na Apple TV+

Idź do oryginalnego materiału