Na Netfliksie właśnie zadebiutował "Ród Guinnessów", czyli świeżutki serial przenoszący widzów do Irlandii i świata jednej z najsłynniejszych dynastii browarniczych. Za produkcję odpowiada Steven Knight – twórca kultowego "Peaky Blinders", więc klimat intryg, rodzinnych konfliktów i mocnych charakterów jest gwarantowany. Tytuł już zdążył przyciągnąć sporą widownię i cieszy się rosnącą popularnością. A poniżej znajdziecie naszą recenzję, w której sprawdzamy, czy warto dać się wciągnąć w tę historię.
W swojej recenzji Dawid Myśliwiec sprawdza, czy Steven Knight powtórzył sukces swojego sztandarowego dzieła "Peaky Blinders". Jak pisze: Pierwszy, ośmioodcinkowy sezon tej historii sugeruje, iż jest ku temu potencjał. Ale autor jednocześnie zauważa, iż serial ma pewne ograniczenia: Wątpię jednak, by serial Stevena Knighta zdobył aż takie uznanie jak jego "Peaky Blinders".
Jest jednak nadzieja, iż drugi sezon nadrobi uchybienia pierwszych odcinków.
Co natomiast w "Rodzie Guinessów" sprawdza się najlepiej?
"Ród Guinnessów" to produkcja, która może się podobać – scenograficznie i kostiumowo to na pewno światowa pierwsza liga (choć niekiedy zbyt dużo tu filtrów i efektów specjalnych), aktorsko także nie ma się do czego przyczepić (jedynie postaci Arthura brakuje nieco ikry), a nade wszystko dobrze się tego serialu słucha, gdyż zadbano tu o żywe i często niebanalne dialogi.
Czy to wystarczy, by "Ród Guinnessów" stał się nowym hitem platformy Netflix? Przeczytajcie całą naszą recenzję POD LINKIEM TUTAJ.
"Ród Guinnessów" – recenzja. Serial jest już dostępny na platformie Netflix
W swojej recenzji Dawid Myśliwiec sprawdza, czy Steven Knight powtórzył sukces swojego sztandarowego dzieła "Peaky Blinders". Jak pisze: Pierwszy, ośmioodcinkowy sezon tej historii sugeruje, iż jest ku temu potencjał. Ale autor jednocześnie zauważa, iż serial ma pewne ograniczenia: Wątpię jednak, by serial Stevena Knighta zdobył aż takie uznanie jak jego "Peaky Blinders".
Jest jednak nadzieja, iż drugi sezon nadrobi uchybienia pierwszych odcinków.
Co natomiast w "Rodzie Guinessów" sprawdza się najlepiej?
"Ród Guinnessów" to produkcja, która może się podobać – scenograficznie i kostiumowo to na pewno światowa pierwsza liga (choć niekiedy zbyt dużo tu filtrów i efektów specjalnych), aktorsko także nie ma się do czego przyczepić (jedynie postaci Arthura brakuje nieco ikry), a nade wszystko dobrze się tego serialu słucha, gdyż zadbano tu o żywe i często niebanalne dialogi.
Czy to wystarczy, by "Ród Guinnessów" stał się nowym hitem platformy Netflix? Przeczytajcie całą naszą recenzję POD LINKIEM TUTAJ.
"Ród Guinnessów" – zobacz zwiastun
