
Jan Komasa, po międzynarodowym sukcesie „Bożego Ciała”, prezentuje swój pierwszy w pełni anglojęzyczny film. o ile spodobał wam się „Civil War” Alexa Garlanda, to i dzieło Komasy ma szansę znaleźć waszą akceptację, choć jest filmem stawiającym na zupełnie odmienną formę prezentacji rozkładu społeczeństwa.
„Rocznica” (Anniversary) to thriller polityczny, zręcznie ukryty pod płaszczem kameralnego dramatu rodzinnego. To już pierwsze wyraźne rozróżnienie w stosunku do wspomnianego filmu Alexa Garlanda. Tam planem był w zasadzie cały kraj (Stany Zjednoczone), tutaj mamy spojrzenie na podstawową komórkę społeczną: rodzinę.
Jan Komasa wie co robi. Reżyser, znany jest z prześwietlania polskich wyższych sfer, tym razem bierze na warsztat zamożne elity Waszyngtonu. Obserwujemy spotkanie z okazji 25. rocznicy ślubu, które staje się katalizatorem ideologicznego i osobistego konfliktu, odzwierciedlającego pęknięcia współczesnej Ameryki. Brzmi to może zbyt górnolotnie, ale absolutnie takie nie jest podczas seansu i duża w tym zasługa maestrii aktorskiej.

Tytułowa „Rocznica” jest tu spoiwem narracyjnym. Film zaczyna się rocznicą małżeństwa cenionej wykładowczyni uniwersyteckiej Ellen (Diane Lane) i restauratora Paula (Kyle Chandler). Również ostatnie sceny to rocznica, ale o jakże odmienna w formie i charakterze. Nie chcę zdradzać fabuły, niemniej kameralność inscenizacyjna nie odbiera temu tytułowi splendoru. Wręcz przeciwnie, fakt, iż niemal wszystkie sceny rozgrywają się w jednym miejscu pozwala zabłysnąć aktorsko i moim zdaniem afisz nie zawodzi, a amerykańskie gwiazdy stają na wysokości zadania, serwując widzom emocjonalny rollercoaster.
Co jednak ma wspólnego rodzina z politycznym thrillerem? Sztampowy film z tego gatunku najczęściej epatuje gabinetowymi naradami, przebitkami z miejsc typu Biały Dom, Kongres, etc. Komasa podszedł do tego zupełnie inaczej. Faktycznych polityków widzimy dosłownie przez sekundy, czy to w scenie w restauracji Paula, czy na przebitkach z transmisji telewizyjnych.
Komasa umiejętnie gra na symbolach, choćby flaga. Niby to tylko flaga państwowa, ale właśnie ona jest tu symbolem o większym ciężarze gatunkowym i wymowie, niż jakiekolwiek inscenizowane przemowy polityków, który tu na szczęście widzom oszczędzono.

Siłą „Rocznicy” jest przede wszystkim gra aktorska. Dodać trzeba iż artystyczne skrzydła pozwolił im rozwinąć udany scenariusz Lori Rosene-Gambino. Błyskotliwe słowne starcia tu wystarczają, by powietrze gęstniało od emocji. Nie trzeba kul i efektów specjalnych, choć zrozumiem, iż fani „Johna Wicka” mogliby być tym filmem rozczarowani.
Jeżeli jednak umiejętna, precyzyjna, oparta na wiarygodnym sztafażu emocji, gra aktorska to coś co w kinie lubicie, amerykańskie dzieło Komasy nie powinno was rozczarować. I jakkolwiek znalazłoby się kilka rzeczy, do których na siłę mogłabym się przyczepić, to wynikają głównie z osobistego podejścia widza do poruszanej tematyki. Zupełnie inaczej ten film odbiorą zwolennicy każdej z dwóch stron amerykańskiej sceny politycznej, która – choć amerykańska – siłą rzeczy rezonuje globalnie.
Jeśli artykuł „Rocznica” Jana Komasy. Amerykańska elita toczy wojnę domową przy rodzinnym stole nie wygląda prawidłowo w Twoim czytniku RSS, to zobacz go na iMagazine.














