Każdy kawałek jest mega zapamiętywalny, a w niektórych przypadkach to przy puszczaniu wszystko się samo śpiewa, tańczy i wywija, jak np w tytułowym. Cóż to jest za cios! Można takich albumów nie słuchać przez lata, ale jak się włącza, to ma się wrażenie, iż obcowało się z nimi codziennie przez ostatnie ćwierć wieku.
To jest, przy jednoczesnym ciężarze tej muzyki dość głęboki krok w psychodelię, chociaż nie tak, jak np Hawkwind czy 13th Floor Elevators. Diabeł macha ogonkiem, bo taki właśnie psychodeliczny mrok jest tu ciągle obecny, mimo gwałtowności bębnów, wczutego wokalu, jadących solówek i nośnych, hiciarskich riffów. Zajebiaszcza płyta.
Statystyki: autor: DiabelskiDom — 27 min. temu






