Roberta Macfarlane’a, opowiadacza gór i rzek

magazynpismo.pl 3 tygodni temu

Mężczyzna uśmiecha się już z daleka, macha, a gdy wyciągam dłoń, momentalnie zostaję przez niego objęty.

– Naprawdę tak mówił? „Mind the river” zamiast „mind the gap”? Adam, chyba właśnie zacząłeś pisać piosenkę! – Ledwie zdążyliśmy się przywitać, Robert Macfarlane już nadaje naszemu spotkaniu twórczy wymiar.

Newsletter

Aktualności „Pisma”

W każdy piątek polecimy Ci jeden tekst, który warto przeczytać w weekend.

Zapisz się

Dworzec King’s Cross to dobre miejsce na spotkanie z uznanym pisarzem i wykładowcą literatury na uniwersytecie w Cambridge. Kilkadziesiąt metrów od miejsca, w którym się umówiliśmy, w ceglaną ścianę dworca wbity jest wózek bagażowy. Nad nim – prostokątna tabliczka: „Platform 9 ¾”. To stąd Harry Potter wyruszył do szkoły magii, a jego wyczyn usiłują dziś powtórzyć fani książek J.K. Rowling. Ale do Hogwartu dostaną się jedynie ci, którzy naprawdę wierzą w czary. Pozostali nieszczęśnicy – mugole – zderzają się z dworcową ścianą. Pozostaje im tylko zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie w charakterystycznym bordowo-żółtym szaliku hogwarckiego bractwa Gryffindor.

Do literackiego świata Macfarlane’a dostać się łatwiej. Nie trzeba walić głową w mur. Choć nie obejdzie się bez drobnego poświęcenia – zanim dobiegliśmy do najbliższej kawiarni, byliśmy cali mokrzy. jeżeli między peronami płyną rzeki, to my właśnie przebiegliśmy pod wodospadem.

To nie jest nasze pierwsze spotkanie. W sierpniu 2018 roku poleciałem do Cambridge, żeby przeprowadzić dla „Tygodnika Powszechnego” wywiad z cenionym już w Wielkiej Brytanii autorem, dopiero co wówczas po raz pierwszy przetłumaczonym na język polski. Macfarlane przyjął mnie w swoim domu na przedmieściach uniwersyteckiego miasta. Ugościł kawą, a potem wrzucił do plecaka kilka jabłek i zaprosił na wycieczkę po Cambridge i okolicy. Przeszliśmy się starą rzymską drogą, którą opisał w Szlakach, oprowadził mnie po opustoszałym w wakacje kolegium. Przedstawił ulubionemu drzewu i karpiom z pobliskiego stawu. Spędziliśmy razem pół dnia, a rozmowa wykroczyła daleko poza ramy wywiadu prasowego. Nie było innego wyjścia – towarzyszył nam Will, pięcioletni wówczas syn pisarza i najmłodszy z trójki jego dzieci, którego potrzeby również musieliśmy uwzględnić. Żona pisarza – znana sinolożka Julia Lovell – wraz ze starszym synem Tomem i córką Lily byli na urlopie, a Will co rusz domagał się uwagi lub telefonu taty, na którym mógł grać w Minecraft.

Przede wszystkim przekonałem się, iż pisarz jest bardzo rodzinnym człowiekiem, który błyskawicznie skraca dystans, często wybucha śmiechem i nie tylko mówi, ale również z uwagą słucha. Pytania padały w obie strony, kwestie zawodowe mieszały się z prywatnymi, a otwartość Roberta dopraszała się wzajemności. Wracałem do Polski przekonany, iż jeżeli podobnie wyglądają jego zajęcia ze studentami Emmanuel College, jednego z 31 kolegiów tworzących Uniwersytet w Cambridge, to muszą się oni czuć wyjątkowo dowartościowani.

Pozostaliśmy w zdalnym kontakcie, a teraz, po prawie siedmiu latach od tamtego spotkania, mam wrażenie, jakbyśmy po prostu wznowili przerwaną na chwilę rozmowę. Jestem zdumiony, jak wiele z tamtego sierpniowego dnia zostało w jego pamięci. Pyta między innymi o książki, które chciałem napisać. O podróże, które planowałem odbyć. Chce wiedzieć, co słychać u syna, u którego kilka lat temu zdiagnozowano cukrzycę typu 1. Tym razem nasz czas jest mocno ograniczony – po południu Robert musi stawić się w teatrze Kings Place. Wystąpi tam na scenie z Haydenem Thorpe’em, kiedyś frontmanem nieistniejącej już grupy Wild Beasts, który w 2024 roku przerobił na muzyczny albumNess, jedną ze starszych książek Macfarlane’a pod tym samym tytułem. Wcześniej czeka ich jeszcze wspólna próba.

Nessto moja odpowiedź na erę Trumpa – mówił mi w 2018 roku, na kilka miesięcy przed premierą książki. – Spędziłem dwa pierwsze lata jego kadencji, nie pisząc jej. Nie byłem w stanie wykrzesać ani słowa. Potem przysiadłem, by w trzy miesiące skończyć całość. Gdy zaostrzył się spór między Trumpem a Kim Dzong Unem, nagle wrócił do nas dawno zapomniany lęk przed wojną nuklearną. Centralną figurąNessjest The Armorer (Zbrojmistrz), silny technokrata, arogancki prowokator, jednocześnie postać groteskowa. Nie tyle sam Trump, ile amalgamat cech, które z nim utożsamiamy.

Przeczytaj też:Svalbard. Turyści rujnują śnieżny raj

Nessjest literacką zabawą gatunkiem średniowiecznego misterium. Autor nazywa go „długim, polifonicznym wierszem”, inspirowanym dawnym brytyjskim poligonem nuklearnym Orford Ness. Być może z uwagi na nietypową formę książka przeszła przez rynek bez większego echa [nie ma polskiego wydania – przyp. red.]. Najwyraźniej czekała na drugą kadencję Trumpa.

– Zawsze wyobrażałem sobie tę książkę jako występ, prawie iż operę. Po wydaniu zapadła w wieloletni sen. Aż wreszcie odnalazł ją Hayden i tchnął w nią nowe życie – opowiada. – Doszło do metamorfozy. Najgorszą rzeczą, jaką mógłbym zrobić jako autor, to być zamkniętym na to, co ktoś inny może zrobić z moją pracą.

Po pierwsze – rzeki, po drugie – artystyczne współprace. Nasza rozmowa będzie dziś płynąć dwoma nurtami.

Od belfra do literackiej gwiazdy

Robert Macfarlane urodził się w 1976 roku. Dzieciństwo spędził w hrabstwie Nottinghamshire. Wspomina je jako nieprzerwany ciąg wycieczek, przede wszystkim w góry. Być może za sprawą dziadka, Edwarda Pecka, dyplomaty odznaczonego Orderem Świętego Michała i Świętego Jerzego [prestiżowe brytyjskie oznaczenie za działania międzynarodowe – przyp. red.], po godzinach członka Klubu Alpejskiego, najstarszej górskiej organizacji na świecie. Wydawało się, iż wnuk pójdzie w ślady przodka. Początki swojej drogi jako alpinisty i wspinacza Robert opisał w esejuGóry. Stan umysłuwydanym w 2003 roku (polski przekład ukazał się w 2018 roku).

Książka była próbą odpowiedzi na pytanie, co ciągnie ludzi w góry; kilkusetstronicową wariacją na temat słynnego cytatu George’a Mallory’ego („Bo jest” – miał odpowiedzieć na pytanie o sens wspinania się na Mount Everest ten, który w 1924 roku zginął podczas trzeciej próby wejścia na szczyt). Dla Macfarlane’a stała się też pożegnaniem z poważną wspinaczką. Rok przed wydaniem tej książki dostał posadę członka rady Emmanuel College w Cambridge. Zamiast robić karierę w górach, został akademikiem na jednej z ważniejszych uczelni w Wielkiej Brytanii.

Na uczelni zaczął wykładać literaturę i humanistykę środowiskową na wydziale języka angielskiego, a potem pisać nieakademickie książki, w których dawał upust swoim naukowym zainteresowaniom. Według uczelnianej strony internetowej prace doktorskie jego studentów dotyczyły między innymi zdegradowanych krajobrazów, eksperymentalnej poezji brytyjskiej, konstelacyjnej formy u Marcela Prousta, Winfrieda Georga Sebalda i Teju Cole’a, antarktycznej wyprawy badawczej Roberta Scotta z lat 1910–1913 oraz brytyjskiej literatury podróżniczej z pierwszej połowy XX wieku.

– Mając na uwadze kwestie finansowe, dawno już mógłbym zrezygnować z wykładania – mówił mi w 2018 roku. – Ale po prostu bardzo to lubię. No i nikt o zdrowych zmysłach nie rzuci uczenia najlepszych studentów na najlepszej uczelni świata.

Za literacki debiut otrzymał nagrodę „Guardiana”. Z czasem sam został jurorem – przewodził komisji, która w 2013 roku Bookerem nagrodziła Nowozelandkę Eleanor Catton i jejWszystko, co lśni[o autorce pisała Katarzyna Kazimierowska, „Pismo” nr 1/2025 – przyp. red.].

Za sprawą kolejnych książek, między innymi wydanych również u nasDzikich miejsc(2007, polskie wydanie: 2024) i Szlaków(2012, polskie wydanie: 2018), w Macfarlane’ie znaleziono patrona nurtu nowego przyrodopisarstwa,nature writing, który dzięki różnych stylów i form literackich przygląda się relacji człowieka z pozaludzkim otoczeniem. W obu tych książkach wędrował – zwykle pieszo – po Wielkiej Brytanii i Irlandii, odnajdując tam miejsca przede wszystkim odludne, które jednocześnie kryją w sobie wielowarstwowe narracje o człowieku. Balansując na styku subiektywnych doznań i suchych naukowych faktów, nawiązywał do bogatych tradycji pisania o przyrodzie, sięgających romantyzmu i Waldena, czyli życia w lesieHenry’ego Davida Thoreau.

„Zna się na roślinach i kwiatach, potrafi odróżnić krzyk płomykówki od pohukiwania puszczyka. Jego podejście do świata przyrody czasem jest poetyckie i liryczne, ale potrafi być również precyzyjne i naukowe”, pisał William Dalrymple w recenzjiSzlaków. Inny recenzent zauważał z kolei, iż znalezienie niepochlebnej opinii na temat Macfarlane’a wydaje się niemożliwe: „Wewnętrzna strona okładki książki w miękkiej oprawie wymienia 15 autorów, którzy w zeszłym roku nazwaliSzlakijedną ze swoich książek roku; kolejne cztery strony zawierają cytaty z 35 recenzji, wszystkie sprowadzające się do zalecenia: musisz to przeczytać”. „Nie jest belfrem-molem książkowym, raczej Action Manem” – żartobliwie oceniała go w 2014 roku gazeta „Cambridge News”.

PóźniejszePodziemia(2019, polskie wydanie: 2020) dały angielskiemu pisarzowi status literackiej gwiazdy, również po drugiej stronie Atlantyku. W 2024 roku jego nazwisko pojawiło się w puli bukmacherskich prognoz do literackiej Nagrody Nobla.

Ale nijak mu nie pasowała etykieta przyrodopisarza. Starał się uciekać przed zaszufladkowaniem. Zamiast o naturze, wolał mówić o krajobrazach. Materialnych i tych, które wszyscy nosimy w sobie, bo miejsca kształtują nas tak samo silnie, jak i my wpływamy na nie.

„Krajobraz” to energiczny rzeczownik, prawie czasownik. Wymaga więc dynamicznej formy literackiej, a kluczem jest eksperymentowanie.

jobraz …

Idź do oryginalnego materiału