Warszawski wieczór 10 sierpnia przywitał nas lekkim, chłodnym powiewem, który idealnie pasował do atmosfery norweskiego black metalu. Letnia Scena Progresji była jeszcze skąpana w jasnym świetle dnia, gdy zameldowałem się w okolicy. Szybkie piwko pod klubem, kilka słów z innymi fanami, i można było wejść w mroczny świat, który czekał za bramą.
Owls Woods Graves – mocny wstęp
Wieczór otworzyli krakowscy Owls Woods Graves. Ich brzmienie było surowe, bezpośrednie i pełne mrocznej energii, co dobrze przygotowało publiczność na to, co miało nadejść. Pomimo jasnego nieba nad głowami, klimat zaczął gęstnieć.
Owls Woods Graves / 10.08.2025 / Letnia Scena Progresji
Mayhem – 40 lat norweskiego mroku
Gdy na scenę wkroczył Mayhem, jasność dnia powoli ustępowała miejsca ciemności, a Letnia Scena Progresji zamieniła się w świątynię black metalu. Zespół świętował czterdziestolecie istnienia (w tym roku już choćby 41.), a ich występ był hołdem dla całej swojej historii. Za muzykami dominował ogromny telebim, na którym wyświetlano fragmenty archiwalnych nagrań, zdjęcia i momenty z przeszłości – jakby każdy riff był przypomnieniem o tym, skąd przychodzą i dokąd zmierzają.
Mayhem / 10.08.2025 / Letnia Scena Progresji
Setlista obejmowała zarówno nowsze kompozycje, jak i kultowe klasyki. Gdy rozbrzmiało „Freezing Moon”, tłum wpadł w trans, a „De Mysteriis Dom Sathanas” dopełniło atmosfery ceremonialnej grozy. W kulminacyjnym momencie „Funeral Fog” pojawił się głos legendarnego Deada, a publiczność trwała w hipnotycznej ciszy, zanim wybuchła w oklaskach.
Finał był brutalny i bezkompromisowy – szybkie, pierwotne ciosy, które przypomniały, iż Mayhem to wciąż nieokiełznana siła.
Zespół udowodnił, iż po czterech dekadach przez cały czas potrafią przywołać mrok, który sprawia, iż publiczność czuje dreszcz w kręgosłupie.
Kacper Mosior