Recenzujemy 2. sezon "Squid Game"

filmweb.pl 14 godzin temu
Zdjęcie: plakat


Na Netflix trafił właśnie długo wyczekiwany drugi sezon południowokoreańskiego hitu "Squid Game". Czy to udana kontynuacja? Na to pytanie odpowiada Bartosz Czartoryski. Przeczytajcie fragment jego recenzji.

***

Recenzja drugiego sezonu serialu "Squid Game"



Baba Jaga patrzy
autor: Bartosz Czartoryski

Baloniki pokolorowane niby dziecięcymi kredkami oraz arkady i klatki schodowe, wijące się ku milczącym plutonom egzekucyjnym jak trójwymiarowe Węże i drabiny, bardziej niż Boschowskie piekło przypominają starannie rozplanowane korytarze podziemnych rzeźni disneylandowego pałacu. Idący na śmierć tłum, omamiony mrzonkami, zachowuje się jednak jak uczestnicy letnich kolonii – niby świadomi tego, co ich czeka, a jednak odżegnujący zły los płonnym przeświadczeniem, iż przecież nie trafi akurat na nich. Przynajmniej do chwili, kiedy padnie pierwszy trup. Ale ten landrynkowy labirynt nareszcie ma swojego Tezeusza. A także Minotaura.


Po trzech latach, jakie upłynęły od pierwszego sezonu, bezzasadnie wybrzmiewają pytania odnośnie do sensu sztukowania kontynuacji historii, wydawałoby się, kompletnej. Bo i zostaliśmy wtedy z paroma fabularnymi nitkami, na których przydałoby się zawiązać supełek, i sam pomysł na powtórne skapitalizowanie tak nośnego pomysłu spina się z ideowymi założeniami "Squid Game". Projekt ten, z założenia będący krytyką kapitalistycznego porządku, od samego początku był jego inherentnym elementem. Nie tylko telewizyjną rozrywką per se, ale i dobrze naoliwioną maszynerią zdolną wyprodukować charakterystyczną ikonografię z ogromnym potencjałem merkantylnym. "Squid Game" stało się tym samym dziełem przewrotnym – bo z jednej strony, dzięki prędko pęczniejącej potędze komercyjnej marki, niejako wykorzystuje dobrodziejstwo systemu, a z drugiej, przy wykorzystaniu hiperboli, jest jego zajadłą krytyką.

Zupełnie jakby Hwang Dong-hyuk, reżyser i scenarzysta całości, chciał powiedzieć, iż możemy sobie narzekać, możemy się boczyć, możemy krzyczeć i drapać, ale i tak staniemy na linii startowej i pobiegniemy razem z innymi szczurami – choć wszyscy do tego maratonu sprintem ruszamy z innego miejsca. W tym świetle "Squid Game" proponuje rozwiązanie znacznie sprawiedliwsze, bo w oczach Lidera, który zawiaduje zabójczymi grami, wszyscy jesteśmy sobie równi. No, prawie. Bo choć Seong Gi-hun (Lee Jung-jae) znowu przywdziewa zielony dresik, to do turnieju przystępuje z zasobem wiedzy zarezerwowanym dla zwycięzcy. Ale czy aby na pewno? Otóż nie.

Stąd pozostaje uspokoić tych, co boją się powtórek. Zbierające krwawe żniwo, sadystyczne wersje dziecięcych zabaw są (z małym wyjątkiem) w drugim sezonie inne. Hwang nie ogranicza się do powtórki z rozrywki. Ba, zdaje się nawet, iż chętnie porozkładałby akcenty jeszcze inaczej, ale rynek wymusza skoncentrowanie się na owych grach, bo przecież chcemy oglądać zmagania nieszczęsnych dłużników, hazardzistów, eksmitowanych i oszukanych równie mocno, co zamożna publika, dla której się te igrzyska urządza. I choć wiemy, iż to przecież tylko streaming, to, znowu, czasem drga powieka i człowiek wierci się niewygodnie w fotelu, mając świadomość, iż padł ofiarą swoistego szwindla, stając się tym, który płaci za brutalny teleturniej.

Całą recenzję autorstwa Bartosza Czartoryskiego znajdziecie pod linkiem TUTAJ.

"Squid Game" w programie Serial Killers. Pierwsze wrażenia z drugiego sezonu


Zachęcamy też do obejrzenia nowego odcinka Serial Killers, w którym Kuba Karaś i Jakub Popielecki dzielą się swoimi wrażeniami z pierwszego odcinka drugiego sezonu "Squid Game":



Idź do oryginalnego materiału