Marek K. E. Baczewski w tomie „Elegancki przyrząd na biurko” zaprasza nas do zabawy i myślę, iż warto się przyłączyć!
Alfabet jako plac zabaw
Zacznijmy od tytułu. Co to znaczy „Elegancki przyrząd na biurko”? Książki nie od dziś używane były jako stylowy element wystroju w typie smart casual. Zdobią domy mieszczan, dodają powabu, a bywa i tak, iż wykorzystuje się je jako modowe akcesorium.
Baczewski, mówiąc o książce jako „przyrządzie”, otwarcie nawiązuje do filisterskiej powierzchowności. To żart w stylu kogoś, kto świadom jest rządzących nami (i literaturą) konwencji i postanowił się nimi bawić.
Między autorem a czytelnikiem
Zanim jeszcze zagłębimy się w odwołania filozoficzne, warto zwrócić uwagę, iż Baczewski w swoim nowym tomie posługuje się znanym nie od dziś narzędziem literackim, jakim jest ironia romantyczna. Polega ona na umieszczeniu w tekście odniesień do autokreacyjnego charakteru świata literackiego.
Baczewski pisze na przykład:
„A w mojej książce wieją wiatry bez wiatru / i dobrze napisani ludzie przechadzają się szeptem / po dobrze napisanych wrzosowiskach”.
Autor „Eleganckiego przedmiotu na biurko” nie poprzestaje na tym chwycie, idzie znacznie dalej i decyduje się wskazać palcem samego czytelnika, wytrącając go nieco z wygodnej pozycji odbiorcy:

fot. materiały promocyjne WBPiCAK
Mind the gap
Hej, ty, z drugiej strony wiersza, jesteś?
Dziś dobra pogoda na spotkanie.
Przygotowałem dla ciebie tekst z zakresu poezji.
To nie jest zwykły wiersz, dlatego nie spodziewaj się
zbyt wiele. Oczekujesz czegoś od lektury? Inni ludzie stawiają
wymagania. Czy nie dlatego istnieje literatura, żeby człowiek
nauczył się spodziewać zbyt wiele? Ale zakładam,
że przebyłeś drogę powrotną od ostatniego rozczarowania
i jesteś gotów czytać. W przeciwnym razie nie czytaj.
Nie czytaj, jeżeli chcesz się tylko upewnić w goryczy.
Ja piszę wiersz i mam nadzieję, iż ty przeczytasz,
a nie czytałbyś, gdybyś nie oczekiwał, iż coś w tym jest.
Oczekiwanie jest ważniejsze niż to, czego się oczekuje.
Dlatego jesteśmy tutaj, ty i ja, w dwóch różnych miejscach,
w dwóch różnych czasach, w jednym tekście.
„To jakieś zawracanie dupy”, myślisz przelotnie
i cokolwiek teraz bym napisał, wiem, iż nadeszła chwila,
kiedy czytelnik odrywa wzrok od tekstu i zastanawia się,
czy nie ma czegoś pilnego do załatwienia.
To też jest uczucie i autor może mieć prawo do dumy,
ponieważ udało mu się wywołać uczucie. Ale uczucia
powstają i giną, żadne uczucie nie jest prawem przyrody.
(…)
Podmiot przypomina tutaj figurę dyskutanta, interlokutora zawsze gotowego na dysputę o rzeczach najbardziej niepraktycznych, a zarazem – jak pewnie przekonywałby podmiot – najważniejszych. Nad tomem unosi się oczywiście duch XX-wiecznego austriackiego filozofa, Ludwiga Wittgensteina, a polemika z jego wczesnymi tezami regularnie powraca do nas podczas lektury.
„Czy nie dlatego istnieje literatura, żeby człowiek / nauczył się spodziewać zbyt wiele?” – pyta podmiot.
Wczesny Wittgenstein marzył o języku bez metafor, zredukowanym do funkcji czysto logicznej, pozbawionej kontekstu i ograbionej z wszelkiej wieloznaczności. Człowiek nawykły do literatury pojmuje jednak świat inaczej – rozszyfrowuje kulturowe niuanse, sarkastyczne komunikaty czy choćby dowcipy, których nie sposób rozumieć na sposób zero-jedynkowy.
Tego „oczekiwania” związanego z nagromadzeniem znaczeń uczy nas oczywiście bardzo dobrze beletrystyka, na której kartach tak wiele wydarzeń przyjmuje wymiar symboliczny, alegoryczny czy polifoniczny. W świecie, gdzie stykają się różne światopoglądy, nie ma miejsca na językową binarność.
„I tyle, Wittgenstein”
Współcześnie dobrze wiemy, iż tezy Wittgensteina były skrajnie redukcjonistyczne. Wiedział o tym sam filozof, pisząc pod koniec życia swoje „Dociekania filozoficzne”, w których przedstawił teorię zgoła różną od tej z początków swej intelektualnej twórczości. Piszę o tym ze względu na fakt, iż spora część tomu została stworzona na kanwie swoistego dialogu między tymi dwiema, skrajnie różnymi tezami. Baczewski rozbraja tezy młodego Wittgensteina jego późniejszym dziełem, co w rezultacie daje nam bardzo interesujący eksperyment poetycki.
Baczewski odnosi się do austriackiego intelektualisty nie tylko na poziomie sensu, ale również na poziomie formy. Część z cyklu wierszy to trawestacje zgrywające się z traktatem logiczno-filozoficznym filozofa i przedstawionymi w nim tezami.

fot. materiały promocyjne WBPiCAK
Zwyczajne słowa, żaden wiersz (puzzle)
1. Uroda czytania książek polega na tym, iż człowiek cały czas
zastanawia się, czy nie warto byłoby zająć się czymś innym.
2. Uczucie braku słów na dowód, iż ranga sytuacji wzrosła.
Reszta może być z powodzeniem wyrażona w książkach.
3. Śpiew wody, śmiech ptaków, szept liści. Reszta jest w książkach.
4. Prawdziwe drżenie prawdziwego serca na myśl o spotkaniu
z przeznaczonym losem. Reszta jest w książkach.
5. Gorzkie uczucie klęski, gdy człowiek nie ma racji, popełnia
błąd albo się myli. Reszta jest w książkach.
6. Nie strój sobie żartów z biednego czytelnika, który moczy
nos w lekturze i chce być w pewnych sprawach pouczony.
Wielka poezja! Łatwo to poznać: poezja usypia, wielka poezja
usypia na zawsze.
Poeta konstruuje pozornie wyraźną, dychotomię: świat realny i ten, który „jest w książkach”, wartościując tym samym życie poza literaturą, co nabiera nieco komicznego charakteru – w końcu czytamy o tym w tomiku współczesnej poezji. Innymi słowy – jesteśmy w książce; ta jednak należy do tych kłączowatych, uwiązanych w odniesienia oraz głęboko czerpiących z tradycji literackiej.
Między patosem a groteską
„Elegancki przedmiot na biurko” to tomik operujący zarówno parafrazami ze starożytnych klasyków (pojawiają się nawiązania m.in. do Hezjoda, Plutarcha czy Artemidora z Daldis), jak i slangiem niemalże młodzieżowym („dzban”, „rzygawisko”). W ten sposób pozbawia klasyków patetyzmu, przybliżając ich współczesnemu czytelnikowi. Innym razem autor decyduje się na dekonstrukcję aktu pisarskiego:
Na miłość boską, co to jest?
To jest piękny i mądry wiersz znanego poety.
Przyciąga uwagę czytelnika głęboką refleksją
nad egzystencjalnymi niepokojami współczesności.
Nie epatuje mentorskim tonem i uporczywą dydaktyką.
Mimo zastosowania retoryki dalekiej od koturnowości
skrywa zalążki i zawiązki problemów fundamentalnych.
W szczególny sposób zdumiewa i zachwyca,
w szczególny sposób porusza i zapada w pamięć.
Autor wyczuwa subtelne drgawki rzeczywistości,
acz z równym powodzeniem operuje w materii
niepochwytnej. Niewielu poetów z taką mocą
w swej twórczości ogarnia słowami niepojętą
tajemnicę realnego. To wiersz płynący z głębi
doświadczenia ludzkiego losu, w szczególny
sposób wypływa z autentycznego doświadczenia,
w szczególny sposób dotyka gorzkiej prawdy życia.
Jest metafizyczną odpowiedzią na wyzwanie
płynące ze strony, z pustej strony.
Baczewski pokazuje nam współczesny akt pisarski od wewnątrz, zabiera czytelników prosto do środka doświadczenia kreacji wiersza, wskazuje szwy, rozpruwa podszewkę i wyciąga nici, eksponując to, na co czytający być może nie zwróciłby uwagi.
Ostatecznie tom jest przedmiotem, eleganckim przedmiotem, który w polu odniesień może znaczyć tyle, iż ktoś czyta, orientuje się w poezji, a tym samym jest człowiekiem kultury, nie byle kim!
Tę właśnie konwencję rozbraja autor – i to bardzo skutecznie: nie trzeba bowiem znać Wittgensteina, Tukidydesa czy wiedzieć, czym jest parenkliza Epikura, by dobrze się bawić przy lekturze Baczewskiego, co jest ogromną zaletą tej publikacji.





__wm.jpg)
