
Płyta tygodnia 6.10-12.10
The Necks przyzwyczaili do długich utworów. Od tych kilkunastominutowych, po te trwające choćby w okolicach godziny. Na "Disquiet" australijskie trio idzie jeszcze dalej. Sam utwór "Ghost Net" osiąga siedemdziesiąt cztery minuty, co czyni go absolutnym rekordzistą wsród wszystkich dotychczasowych nagrań grupy. A to tylko jedna z czterech ścieżek albumu, wśród których znalazł się jeszcze jeden kolos, osiągający niespełna godzinę, oraz dwa już wyraźnie krótsze, trwające po około pół godziny. W sumie to aż 190 minut muzyki.
Dwudziesty studyjny album w czterdziestoletniej karierze The Necks fizycznie ukazał się w formie trzech płyt kompaktowych. Dwa krótsze nagrania zmieściły się na jednej płycie, dwa pozostałe samodzielnie wypełniają pozostałe dyski. Według muzyków kolejność słuchania płyt - choć zasugerowana w streamingu - nie ma żadnego znaczenia, może być zupełnie dowolna. Nie trzeba też słuchać całego materiału ciągiem - trudno to sobie zresztą wyobrazić w przypadku ponad trzygodzinnego wydawnictwa. Najlepiej potraktować "Disquiet" jako trzy oddzielne albumy.
Czytaj też: [Recenzja] The Necks - "Bleed" (2024)
O ile forma "Disquiet" jest wyjątkowo monumentalna choćby na standardy The Necks, to treść nie przynosi większych zaskoczeń. Trio wraca tu, po mniej typowym "Bleed" z zeszłego roku, do bardziej typowego dla siebie grania. Mieści się ono gdzieś na pograniczu ECM-owskiego jazzu, post-minimalizmu, ambientu i swobodnej improwizacji, momentami zahaczając też o rocka. Całość korzysta z raczej oszczędnych środków wyrazu. Instrumentarium sprowadza się do brzmień klawiszowych Chrisa Abrahamsa, basu Lloyda Swantona oraz perkusji Tony'ego Bucka, który sporadycznie gra też na gitarze. Poszczególne utwory są natomiast zbudowane na repetycjach. A jednak ani brzmienie nie wydaje się tu ubogie, niepełne, ani nagrania nie są wcale jednostajne - stopniowo się rozwijają, choćby tylko przy pomocy drobnych niuansów, bawiąc się dynamiką czy dźwiękiem.
Każdy z czterech utworów na "Disquiet" ma trochę inny charakter. "Rapid Eye Movement" z początku jest bliski jazzu z ECM-u, a to za sprawą subtelnych brzmień zelektryfikowanego pianina na pierwszym planie, w którym zatopiono powściągliwe partie kontrabasu i perkusji. Z czasem rozwija się w bardziej uduchowione rejony spirtual jazzu, z delikatnymi solówkami na już akustycznym pianinie, bogatymi perkusjonaliami oraz drone'owym tłem kontrabasu i brzmień klawiszowych, przywołującym mistycyzm klasycznej muzyki hindustańskiej. W "Ghost Net" trio dla odmiany gra bardziej zadziornie, wykorzystując ostrzejsze brzmienia organów i gitary - a zarazem z natarczywą, hipnotyczną powtarzalnością groove'u, któremu całość jest absolutnie podporządkowana. Jednak dzięki sprytnemu niuansowaniu intensywności to trwające blisko osiemdziesięciu minut nagranie zupełnie mnie nie nuży. Najbardziej niezwykłe i imponujące jest jednak to, iż tego kolosa zarejestrowano w jednym podejściu, bez najmniejszego potknięcia w kolejnych powtórzeniach rytmicznego wzoru, a przecież wszyscy muzycy są już po sześćdziesiątce.
Czytaj też: [Recenzja] The Necks - "Travel" (2023)
Do bardziej nastrojowego grania trio powraca w singlowym, zaledwie 26-minutowym "Causeaway", rozpoczętym rozedrganą gitarą zanurzoną w ambientowym tle organów, do czego z czasem dochodzi podwójna partia basu - kontrabas w jednym kanale i gitara basowa w drugim, których partie na przemian się spotykają i oddalają - a następnie melancholijna solówka na elektrycznym fortepianie. Utwór płynie w takim niespiesznym tempie i subtelnym nastroju, delikatnie się rozwijając przez dziesięć minut, aż do wejścia perkusji, która dalszej części nadaje większej dynamiki. W tej cześci The Necks znów zbliżają się do jazzu spiritual, zwłaszcza z okolic Alice Coltrane, gdy jej podstawowym instrumentem stały się elektryczne organy - na których Abrahams wykonał dłuższe solo. To jeden z najbardziej dopracowanych utworów tria, a zarazem najbardziej przystępnych i uniwersalnych, mogący spodobać się też słuchaczom psychodelii czy post-rocka. Finałowy - trzymając się kolejności ze streamingu - "Warm Running Sunlight" jest natomiast czymś w rodzaju klamry, powracając do tego ECM-owskiego klimatu otwieracza. Tylko tym razem rozwija się to w bardziej ambientowe, czy wręcz post-rockowe rejony.
"Disquiet" to ryzykowny album, mogący zniechęcać do słuchania swoją długością. Jednocześnie jednak materiał jest na tyle różnorodny, a paleta inspiracji tak szeroka, iż bardzo różni słuchacze - miłośnicy jazzu, post-minimalizmu, ambientu czy choćby niektórych odmian rocka - mogą znaleźć tu coś dla siebie. Co zresztą odróżnia "Disquiet" od wcześniejszych, bardziej homogenicznych wydawnictw The Necks.
Ocena: 8/10
The Necks - "Disquiet" (2025)
1. Rapid Eye Movement; 2. Ghost Net; 3. Causeway; 4. Warm Running Sunlight
Skład: Chris Abrahams - instr. klawiszowe; Lloyd Swanton - kontrabas, gitara basowa; Tony Buck - perkusja i instr. perkusyjne, gitara
Producent: The Necks












