[Recenzja] Swans - "Soundtracks for the Blind" (1996)

pablosreviews.blogspot.com 1 miesiąc temu


Łabędzi śpiew Łabędzi. "Soundtracks for the Blind" powstawał z myślą, iż będzie zwieńczeniem studyjnej dyskografii Swans. I faktycznie nim był. Wprawdzie tylko przez czternaście lat, do czasu gdy grupa wznowiła działalność, jednak wtedy, w połowie lat 90., Michael Gira planował definitywnie pogrzebać zespół, którego prowadzenie wykańczało go finansowo i emocjonalnie. Do prac nad tym album zabrał się wraz z Jarboe oraz kilkoma nowymi współpracownikami, jak perkusista Larry Mullins czy gitarzysta Vudi, jednak można tu też usłyszeć partie dawnych - a zarazem przyszłych - członków zespołu, by wymienić Normana Westberga, Billa Rieflina oraz Christopha Hahna. "Soundtracks for the Blind" jest bowiem kolażową mieszanką nowych i archiwalnych nagrań, rejestrowanych na przestrzeni lat 1981-96, a więc całej dotychczasowej działalności Swans.

Wydany pierwotnie na dwóch płytach kompaktowych, 140-minutowy "Soundtracks for the Blind" - pierwsze tak monumentalne dzieło Swans - uchodzi za jedno z największych osiągnięć zespołu. Doceniany zdaje się być głównie za swój rozmach, stylistyczny eklektyzm, a zarazem konsekwentny, ponury klimat. Sam mam raczej mieszane odczucia. Przede wszystkim nie uważam, by ten gargantuiczny rozmiar był uzasadniony jakością materiału. Atmosfera, owszem, jest dość spójna - zwłaszcza jak na album składający się z 26 utworów, które powstawały na przestrzeni piętnastu lat - ale to nie znaczy, iż wszystkie z nich były warte wydania.

Czytaj też: [Recenzja] Swans - "The Great Annihilator" (1995)

Utwory zawarte na "Soundtracks for the Blind" to z jednej strony instrumentalne kolaże, zdradzające inspirację post-rockiem, ambientem, industrialem, estetyką drone czy choćby musique concréte, a z drugiej - materiał skomponowany, zawierający partie wokalne, choć raczej unikający piosenkowych schematów. Wśród tych drugich, są zarówno jedne z najlepszych utworów w całym dorobku Swans, jak i kawałki, które powinny pozostać odrzutami. W sumie nie jestem zdziwiony, iż te ostatnie to głównie kompozycje Jarboe. "Yum-Yab Killers", koncertowe wykonanie kompozycji z jej solowej płyty "Sacrificial Cake", drastycznie tu odstaje swoją punkową estetyką, fatalnym brzmieniem i ogólną topornością. Jeszcze bardziej nie pasuje tu "Volcano" z tą swoją tandetnie dyskotekową rytmiką, radiową melodyką oraz lo-fi produkcją. Teatralnie egzaltowany śpiew Jarboe psuje też neofolkową kompozycję Giry "Hypogirl". Choć i Michaelowi zdarza się śpiewać w przerysowanie posępny sposób, czego dowodem "The Final Sacrifice".

Niewiarygodne, iż ten sam zespół, który stworzył wyżej wymienione paskudztwa, odpowiada też za taki utwór, jak "Helpless Child". Ten blisko 16-minutowy utwór, o problemie przemocy wobec dzieci, jest moim zdaniem najlepszym i najładniejszym, co do tamtej pory ukazało się pod szyldem Swans. To znakomicie rozwijające się nagranie, od niemal ambientowego wstępu, przez bardzo zgrabną, folkującą część quasi-piosenkową, po wspaniałą post-rockową kulminację, z doskonale budowanym napięciem, cały czas zachowując subtelność. Drugim fantastycznym momentem jest nieznacznie krótszy "The Sound", znów wyjątkowo, jak na Swans, melodyjny i subtelny, choć w środkowej części nabierający coraz większej intensywności oraz dość zgiełkliwego brzmienia, by wyciszyć się w finale. Tym razem już całość wpisuje się w estetykę post-rocka. Całkiem interesująco wypada też inny długas, 11-minutowy "Animus", gdzie w spójną całość stapiają się wpływy neofolku, gothic country i ambientu, do czego z czasem dochodzą bardziej noise'owe brzmienia i wręcz sonorystyczne eksperymenty. Na wyróżnienie zasługuje jeszcze 7-minutowy "Empathy" - powolny, posępny utwór, utrzymany gdzieś na pograniczu gothic rocka i ścieżek dźwiękowych z filmów Lyncha.

Czytaj też: [Recenzja] Swans - "White Light From the Mouth of Infinity" (1991)

Instrumentale brzmią z kolei najczęściej jak próba grania muzyki do horrorów czy wręcz imitowania współczesnej poważki. Podczas prac nad materialem powstała choćby kompozycja o tytule wiele mówiącym na temat inspiracji, mianowicie "Ligeti's Breath". Była zresztą zalążkiem dwóch albumowych nagrań, "The Beautiful Days" oraz bardziej zgiełkliwego "I Love You This Much", w których zespół faktycznie jakby próbował oddać atmosferę kompozycji węgierskiego twórcy. Przy czym zarówno w tych fragmentach, jak i pozostałych kolażach, daje się odczuć, iż to eksperymenty amatorów. Czasem udaje się im wykreować interesujący nastrój czy brzmienie, jednak na dłuższą metę męczy powtarzalność stosowanych przez zespół rozwiązań i nieustanne epatowanie mrokiem, na tyle przerysowane, iż zamiast budzenia grozy wprawiające raczej w zażenowanie. A fragmenty z wsamplowanym głosem i jednostajnym, ograniczonym do minimum akompaniamentem, jak "All Lined Up", "How They Suffer" czy "Minus Something", są cholernie nużącymi wypełniaczami, muzycznie nie wnoszącymi tu absolutnie nic. Żywszy i bardziej pogodny "Blood Section" opiera się z kolei na całkiem fajnym motywie, tyle iż powtarzanym do znudzenia; to ledwie zalążek kompozycji, zmarnowany pomysł.

Chociaż materiał na "Soundtracks for the Blind" powstawał przez całą dotychczasową karierę Swans, to stylistycznie nawiązuje tylko do tych późniejszych, folkowo-gotyckich dokonań, jednocześnie wprowadzając nowe inspiracje, jak post rock, ambient, drone czy choćby pewne zapożyczenia z muzyki współczesnej. To interesujący kierunek i sam rozwój również zasługuje na docenienie, zwłaszcza w momencie, gdy zespół kończył działalność. Kompletnie jednak nie rozumiem, czemu ma służyć tak monumentalna forma, gdy faktycznie wartościowego materiału jest tu na standardowy album. Z tak mocnymi utworami, jak "Helpless Child" czy "The Sound" mogłoby to być najlepsze wydawnictwo Swans. Jednak dodanie kilkudziesięciu minut marnych odrzutów i powtarzalnych kolaży drastycznie rozwadnia "Soundtracks for the Blind". Nie jest to najgorsze dokonanie Swans, ale najpewniej jest tym, o najbardziej zmarnowanym potencjale.

Ocena: 6/10


Swans – "Soundtracks for the Blind" (1996)

CD1: 1. Red Velvet Corridor; 2. I Was a Prisoner in Your Skull; 3. Helpless Child; 4. Live Through Me; 5. Yum-Yab Killers; 6. The Beautiful Days; 7. Volcano; 8. Mellothumb; 9. All Lined Up; 10. Surrogate 2; 11. How They Suffer; 12. Animus
CD2: 1. Red Velvet Wound; 2. The Sound; 3. Her Mouth Is Filled With Honey; 4. Blood Section; 5. Hypogirl; 6. Minus Something; 7. Empathy; 8. I Love You This Much; 9. YRP; 10. Fan's Lament; 11. Secret Friends; 12. The Final Sacrifice; 13. YRP 2; 14. Surrogate Drone

Skład: Michael Gira – wokal, gitara, sample, efekty, pętle; Jarboe – wokal, instr. klawiszowe, efekty, pętle; Joe Goldring – gitara, gitara basowa; Christoph Hahn - gitara; Mark "Vudi" Pankler – gitara; Clinton Steele - gitara; Norman Westberg - gitara; Algis Kizys - gitara basowa; Larry Mullins – perkusja i instr. perkusyjne, wibrafon; Bill Rieflin - perkusja i instr. perkusyjne; Cris Force – altówka; Larry Lame
Producent: Michael Gira (CD1: 1-6,8-12, CD2); Jarboe (CD1: 7)


Idź do oryginalnego materiału