
Choć jest zdecydowanie za gwałtownie na tak kategoryczne stwierdzenia, to bardzo się zdziwię, jeżeli ktoś w tym roku wyda lepszy debiut od Spiral Garden. Nie mogę całkiem wykluczyć takiej sytuacji pamiętając rok 2021 - gdy już na samym jego początku absolutnie powalił mnie "For the First Time" Black Country, New Road, a niedługo potem zdetronizował go "Bright Green Field" Squid - jednak kwartet z Północnej Karoliny znacznie podniósł poprzeczkę tegorocznym debiutantom. Praktycznie nieznany Spiral Garden to inicjatywa Bena Hjertmanna - formalnie wykształconego kompozytora, wykładowcy i nauczyciela gry na gitarze, multiinstrumentalisty oraz wokalisty, a także twórcy instrumentów - który postanowił wykorzystać możliwości stroju naturalnego na gruncie rocka.
Początków projektu należy szukać już w 2019 roku. To wtedy Hjertmann zaczął komponować utwory na wydany dwa lata później album "Visitors", sygnowany wspólnie z klasycznie szkoloną wiolonczelistką Emmalee Hunnicutt. To specyficzna płyta, zakorzeniona w folku czy bluesie, jednak do jej nagrania wykorzystano m.in. samodzielnie zmodyfikowane gitary i cytry, a całość oparto na stroju naturalnym, który dla współczesnego słuchacza - przyzwyczajonego do systemu równomiernie temperowanego - wcale nie brzmi naturalnie. Praktycznie od razu po opublikowaniu tamtego intrygującego dzieła, Hjertmann rozpoczął prace nad materiałem kontynuującym te założenia. Tym razem w nagraniach towarzyszyło mu kilkunastu muzyków, z których troje - Hunnicutt, Graham Thomason i Jonathan Snead - utworzyli wraz z nim trzon Spiral Garden. Mimo dość zespołowego podejścia do nagrań, zawierających choćby wspólnie improwizowane fragmenty, niezaprzeczalnym mózgiem przedsięwzięcia jest Ben Hjertmann, twórca tej artystycznej wizji oraz autor całego repertuaru, odpowiedzialny też za produkcję i resztę technicznej strony.
Czytaj też: [Recenzja] Extra Life - "Secular Works" (2008)
Muzyka zawarta na "Spiral Garden" najbardziej nasuwa mi skojarzenia z grupami Gentle Giant i Extra Life. Podobnie, jak w tej pierwszej, muzycy podstawowego składu są multiinstrumentalistami, wszyscy też śpiewają, a ich głosy finezyjnie się przeplatają, całość jest też bardzo złożona pod względem rytmicznym. Z tą drugą kojarzy się natomiast wysoki, czysty głos Hjertmanna, głównego wokalisty, a także matematyczna precyzja partii instrumentalnych. W przeciwieństwie do tamtych zespołów, nie ma tu natomiast niemal w ogóle rockowego ciężaru, a nawiązania do muzyki dawnej nie są tak oczywiste, ale bardziej subtelne - wynikają głównie z zastosowania stroju naturalnego oraz użycia tu m.in. takiego instrumentu, jak viola da gamba. Nie jest to też rock progresywny w znaczeniu stylistycznym; określiłbym tę muzykę jako połączenie math rocka z folkowymi brzmieniami oraz eterycznym nastrojem dream popu. Konkretne inspiracje i proporcje pomiędzy nimi różnią się jednak w zależności od utworu.
Wspólnym mianownikiem dla całego repertuaru jest natomiast pewna dziwność - wynikająca z nietypowego stroju, obecności mikrotonowych dźwięków czy stosowania polirytmii oraz skomplikowanych podziałów rytmicznych - a także bogate instrumentarium. Obejmuje ono m.in. przeróżne gitary i klawisze, bezprogowy bas, wiolonczelę, cytrę czy tablę, a obok brzmień z dawnych epok jest też elektronika: syntezatory, sampler i theremin. Co więcej, słychać tu wiele zupełnie unikalnych instrumentów. Samodzielnymi, domowymi konstrukcjami Hjertmanna są bifur - rodzaj zelektryfikowanego dulcimera młoteczkowego, który słychać w "Shovel" - oraz doorian, czyli bardzo długa gitara barytonowa, wykorzystana w "Aurora" i "Paramonde". Artysta na potrzeby albumu przerobił też wiele istniejących instrumentów, choćby poprzez przesunięcie lub usunięcie progów, aby dało się z nich wydobyć dźwięki spoza stroju równomiernie temperowanego, gdzie na oktawę składa się jedynie dwanaście półtonów.
Czytaj też: [Recenzja] Gentle Giant - "Octopus" (1972)
Bardzo konsekwentny jest też klimat albumu, choćby w tych nieco żywszych momentach bardzo subtelny, wyrafinowany. Znakomicie wprowadza w ten nastrój "Septangle". Na przestrzeni ośmiu minut muzycy ciekawie budują napięcie, zaczynajac od oszczędnego wstępu, jedynie z zapętlającymi się dźwiękami gitary i onirycznym śpiewem, by stopniowo dochodziły tu kolejne elementy, coraz bardziej zagęszczając brzmienie oraz atmosferę. Punkt kulminacyjny pojawia się jednak już w środku utworu, gdy gościnną solówkę gra gitarzysta RJ Wuagneux, dodając utworowi dynamiki, ale trzymając się daleko od rockowych klisz. Jeszcze bardziej zwiewne są takie nagrania, jak "Heirophony", "Paramonde" i "A View from the Trees", łączące pastoralne brzmienia akustyczne, eteryczną atmosferę oraz bardzo ładne melodie. choćby w tych najbardziej rozmarzonych kompozycjach daleko jednak do anemicznego smęcenia - cały czas jest tu pewne napięcie i nieustannie coś się dzieje od strony brzmienia czy aranżacji.
Zdarzają się tu także trochę bardziej intensywne, zwarte utwory, jak "Shadow Key" i "Aurora" - oba z mocniej zaznaczonym rytmem i ostrzejszymi wejściami gitary, ale też najbardziej finezyjnie rozpisanymi wielogłosami - a zwłaszcza najbardziej piosenkowy "Shovel", w którym pobrzmiewa nieco country, oczywiście odpowiednio udziwnionego. We wspomnianym "Shadow Key" ciekawym dodatkiem jest minimalistyczny saksofon Daniela Richardsona, fantastycznie przeplatający się z partiami muzyków podstawowego składu. Całości dopełnia natomiast jedno, ale najdłuższe na płycie, ponad dziewięciominutowe nagranie instrumentalne. "Beal-Four Island Industrial Park Museum" to najbardziej atmosferyczny, nieśpieszny i oszczędny utwór w tym zestawie, estetycznie bliski post-rocka, dream popu, psychodelii czy choćby ambientu.
Czytaj też: [Recenzja] Half Empty Glasshouse - "Restricted Repetitive Behaviour" (2023)
"Spiral Garden" to muzyka bardzo wysmakowana i złożona, a jednocześnie bardzo przystępna za sprawą ładnych melodii oraz tego zwiewnego nastroju. Tworząc ten materiał Ben Hjertmann wykazał się zarówno wiedzą z zakresu kompozycji, jak i znakomitym zmysłem melodycznym. Wszyscy muzycy pokazują natomiast ponadprzeciętny - zwłaszcza na standardy rocka - warsztat instrumentalny, jednak nigdy nie wykorzystują go do popisywania się umiejętnościami. Tu nie ma efekciarskich solówek, są za to doskonała interakcja i dyscyplina. A o tym, jak ambitne to przedsięwzięcie, świadczy przygotowanie na potrzeby tych nagrań zupełnie nowych instrumentów oraz modyfikacja istniejących w celu jak najlepszego zrealizowania konkretnej wizji artystycznej.
Ocena: 9/10
Nominacja do płyt roku 2025
Spiral Garden - "Spiral Garden" (2025)
1. Septangle; 2. Shadow Key; 3. Heirophony; 4. Shovel; 5. Aurora; 6. Paramonde; 7. Beal-Four Island Industrial Park Museum; 8. A View from the Trees
Skład: Ben Hjertmann - gitara, wokal (1-6,8), ukulele (1), melodyka (2), perkusja (5,7), pianino (6), elektronika (6,7), gitara basowa (7), sampler (8); Emmalee Hunnicutt - gitara basowa (1,2,4-6), wokal (2,4,5), wiolonczela (3,6,8); Graham Thomason - elektryczne pianino (1), syntezator (2,4,7), organy (3,5), pianino (6), sampler (8), dodatkowy wokal (3,4); Jonathan Snead - viola da gamba (1,2,5), cytra (3), dulcimer (4), gitara (6,8), syntezator (7), dodatkowy wokal (3,4)
Gościnnie: RJ Wuagneux - gitara (1,7); Zack Kampf - perkusja (1); Will Beasley - perkusja (2-4,6,8); Daniel Richardson - saksofon sopranowy (2); Dave Bullard - perkusja (5); Hinton Edgerton - theremin (5,7); Jonathon Sale - tabla (6); Lane Claffe - gitara (7)
Producent: Ben Hjertmann