RECENZJA: "Rebel Moon2". Spełniony sen marzyciela?

filmweb.pl 8 miesięcy temu
Już od dziś na Netfliksie można oglądać drugą część widowiska "Rebel Moon" – "Rebel Moon – Część 2: Zadająca rany". Jak można przeczytać w opisie "to kontynuacja epickiej sagi Kory i ocalałych żołnierzy gotowych na najwyższe poświęcenia. Szykują się oni do walki obok dzielnych mieszkańców Veldt w obronie ich niegdyś spokojnej wioski, a teraz nowej ojczyzny tych, którzy stracili własne w walce z Macierzą. Tuż przed starciem z wrogiem żołnierze muszą zmierzyć się jeszcze z prawdami o własnej przeszłości, które ujawniają powody, jakie pchnęły ich do walki".

My już film wiedzieliśmy i mamy dla Was recenzję Bartka Czartoryskiego. Jej fragment znajdziecie poniżej. A w weekend na Filmwebie pojawi się odcinek MOVIE SIĘ w całości poświęcony filmowi. Bądźcie czujni.

***


recenzja filmu "Rebel Moon" – "Rebel Moon – Część 2: Zadająca rany"


Oratorium księżycowe
autor: Bartosz Czartoryski

Zackowi Snyderowi można zarzucić dużo, ale nie brak pasji. Dobrymi chęciami wybrukowane jest oczywiście samo piekło, tyle iż on chciałby sięgnąć nieba. I próbuje. Daleko mu, rzecz jasna, do postaci tragicznej, raczej ma się jak ten pączek w maśle. Niestety: podejmowane przez niego nieustannie od lat próby wyniesienia prywatnej wizji kina ku gwiazdom przypominają jałowe, dziecięce próby doskoczenia do księżyca. Cóż, za krótkie nóżki.

Snyder lubi otaczać się całymi tonami kulturowych nawiązań, posługiwać się rozbudowanymi kontekstami, odmalowywać obrazy będące swoistymi remiksami "Guerniki" i kosmicznych wojowniczek prowadzących lud na barykady, opowiadać wyłącznie dużymi literami. Tyle iż praktycznie każde dzieło zapada się pod własnym ciężarem, imploduje, nie potrafi dotknąć głębszego sensu. Zostaje tylko pozłotko.


Nie inaczej jest w widowisku "Rebel Moon - Część 2: Zadająca rany". Monumentalny dyptyk "Rebel Moon" to rzecz skupiająca ogrom skojarzeń i niezliczone cytaty wywiedzione z mitologii, kina i ogółem popkultury. Włożone między mikroskopowe szkiełka, zostają one jednak bezlitośnie spłaszczone. Innymi słowy, utkana pieczołowicie przez Snydera epigońska siatka ma oczka tak drobne, iż film staje się paradoksalnie hermetyczny i wsobny. Nie przepuszcza ona żadnej autorskiej myśli.

A z drugiej strony przecież to ewidentnie dzieło swojego twórcy, rzecz poskładana z puzzli powycinanych z tego samego szablonu, którym ten posługuje się niezmiennie od lat, choć pozostały już z niego chyba tylko nieponacinane rogi. Snyder nieuchronnie dobija do sześćdziesiątki, ale przez cały czas kręci, jakby lada chwila miał obchodzić osiemnastkę. I jest w tej młodzieńczej energii pewien czar, niezakłamany urok, szczera euforia i chęć podzielenia się swoją frajdą z innymi. Znowu – chęć. Czysta, acz pusta. I cokolwiek egotyczna.

Można spróbować zaklinać rzeczywistość, ale pierwszy odcinek "Rebel Moon" – czterogodzinnego filmu z konieczności podzielonego na połowy – był, koniec końców, niczym innym jak wariacją na temat "Gwiezdnych wojen". Bynajmniej nie cyniczną, ale wynikającą z całkiem skądinąd słusznego przekonania o Campbellowskiej uniwersalności utrwalonych przezeń toposów. A także z artystycznej potrzeby zaprojektowania własnego uniwersum, pozostawienia po sobie dziedzictwa trwalszego niż porozrzucane tu i ówdzie szczątki szeregu projektów z konieczności niedokończonych, porzuconych lub odebranych. Niewykluczone, iż taki los czeka również "Rebel Moon", bo Snyder ma plany ogromne i dalekosiężne, a cierpliwość korporacji mierzy się wyłącznie minutami spędzonymi przed ekranem przez subskrybentów. Ale na razie można mówić o triumfie, bo jest to przecież rzecz, która powstawała lata, spełniony sen wiecznego marzyciela.

Całą recenzję filmu "Rebel Moon" – "Rebel Moon – Część 2: Zadająca rany" można przeczytać na jego karcie TUTAJ.

"Rebel Moon" – "Rebel Moon – Część 2: Zadająca rany" – zwiastun





Idź do oryginalnego materiału