[Recenzja] Neil Young + Crazy Horse - "Ragged Glory" (1990)

pablosreviews.blogspot.com 2 miesięcy temu


O ile w latach 80. Youngowi kompletnie nie szło odnalezienie się w nowej muzycznej rzeczywistości, to w kolejnej dekadzie przyszło mu to bez trudu. Do rockowego mainstreamu wróciło bardziej klasyczne, surowe granie, inspirowane zresztą także jego własną twórczością. Wpływy dawnych dokonań Neila Younga, szczególnie tych z grupą Crazy Horse, miały być odtąd wyraźnie słyszalne i u grup grunge'owych z Pearl Jam na czele, i u łagodzącej swoje oblicze Metalliki, i choćby u post-hardcore'owców ze Slint. Kanadyjczyk nie mógł jednak jeszcze tego wiedzieć, gdy u progu lat 90. odnawiał współpracę z Billym Talbotem, Ralphem Moliną i Frankiem Sampedro. Nagrany wówczas "Ragging Glory" to jeden z jego najbardziej czadowych albumów, idealnie antycypujący to, jak w ciągu kilku miesięcy miała zmienić się rockowa scena.

Album przypomina zapis jakiegoś jam session, podczas którego muzycy dopiero ćwiczyli nowy materiał, na luzie, spontanicznie, nie przejmując się chropowatym, zgiełkliwym brzmieniem, ani żadnymi ograniczeniami czasowymi. I tak właśnie wyglądało tworzenie tej płyty. Kwartet przez kilka tygodni przebywał na ranczu Younga, grając dziennie po dwa sety z różnymi zestawami kompozycji, korzystając jedynie z gitar, bębnów, mikrofonów, wzmacniaczy i rejestratora dźwięków. Potem po prostu wybrano najlepsze wykonania - o ile było z czego wybierać, bo taki np. "Farmer John", przeróbka przeboju duetu Don and Dewey, został zagrany tylko jeden raz - i umieszczono je na płycie bez żadnych dogrywek czy studyjnej obróbki.

Czytaj też: [Recenzja] Neil Young with Crazy Horse - "Everybody Knows This Is Nowhere" (1969)

Takie podejście słychać przede wszystkim w dwóch trwających powyżej dziesięciu minut nagraniach, "Love to Burn" i "Love and Only Love", czy kilka krótszych "Over and Over" i "Country Home". We wszystkich z nich piosenkowe fragmenty okazują się jedynie punktem wyjścia do dłuższych improwizacji, z ekscytującymi, pełnymi sprzęgnięć solówkami Younga oraz bardzo solidnym akompaniamentem pozostałej trójki. Ale choćby w krótszych kawałkach, w rodzaju "White Line", "Mansion on the Hill" czy najbardziej stąd znanego "Fuckin' Up", słychać ten jamowy luz. Od reszty repertuaru odstaje natomiast finałowy "Mother Earth (Natural Anthem)", oparty na starej brytyjskiej pieśni "The Water Is Wide", zagrany w wolniejszym tempie, z wokalnymi harmoniami w stylu Crosby, Stills, Nash & Young i bez udziału sekcji rytmicznej, ale także ze zgiełkliwym brzmieniem gitary, przywodzącym skojarzenia z Hendrixem wykonującym amerykański hymn podczas Woodstock Festival.

"Ragging Glory" to bardzo przyjemny album i z pewnością przypadnie do gustu wszystkim tym słuchaczom, którzy z wczesnego dorobku Neila Younga najwyżej cenią takie płyty, jak "Everybody Knows This Is Nowhere", "Zuma" czy drugą połowę "Rust in Peace". Albo po prostu uwielbiają takie klasyczne rockowe granie o bardziej przybrudzonym brzmieniu, długimi solówkami, a także sporą dawką luzu i energii. Z drugiej strony, nie dzieje się na tym albumie nic szczególnie spektakularnego czy wnoszącego cokolwiek nowego do dyskografii Kanadyjczyka.

Ocena: 7/10



Neil Young + Crazy Horse - "Ragged Glory" (1990)

1. Country Home; 2. White Line; 3. F*!#in' Up; 4. Over and Over; 5. Love to Burn; 6. Farmer John; 7. Mansion on the Hill; 8. Days That Used to Be; 9. Love and Only Love; 10. Mother Earth (Natural Anthem)

Skład: Neil Young - wokal, gitara; Frank "Poncho" Sampedro - gitara, dodatkowy wokal; Billy Talbot - gitara basowa, dodatkowy wokal; Ralph Molina - perkusja, dodatkowy wokal
Producent: David Briggs, Neil Young i Crazy Horse


Idź do oryginalnego materiału