[Recenzja] Neil Young & Crazy Horse - "Arc-Weld" (1991)

pablosreviews.blogspot.com 1 miesiąc temu


Najbardziej czadowe wcielenie Neila Younga, z muzykami Crazy Horse u boku, jeszcze lepiej niż na płytach sprawdzało się w warunkach koncertowych. Nic wiec dziwnego, iż trasa promująca album "Ragged Glory" doczekała się płytowego podsumowania. "Arc-Weld" należy do najbardziej intensywnych wydawnictw Kanadyjczyka, który zresztą jego miksowanie przepłacił trwałym pogorszeniem słuchu. Trzypłytowy pierwotnie zestaw gwałtownie został rozbity na dwa osobne albumy - po 1991 roku nie zostały już nigdy wydane razem, w streamingu też funkcjonują oddzielnie. Warto sprawdzić oba, bo mają kompletnie odmienny charakter. I o ile "Weld" uchodzi za jedną z najlepszych koncertówek Kanadyjczyka, tak "Arc" należy do jego najbardziej kontrowersyjnych dokonań.

Z "Weld" sprawa jest prosta, bo to po prostu dwupłytowy zbiór doskonale znanych kompozycji, z naciskiem na te najbardziej czadowe, które w tych wersjach na ogół zyskują jeszcze więcej energii, przestery brzmią ostrzej i bardziej surowo, a całość ma bardzo swobodny, spontaniczny charakter. Znaczną część repertuaru stanowi materiał z "Ragged Glory", który idealnie sprawdza się na żywo, czego najlepszym przykładem lekko rozimprowizowany "Fuckin' Up". Są też dwa kawałki z poprzedniego "Freedom", w tym kultowy "Rockin’ in the Free World", koncertowy samograj, jaki trudno byłoby zepsuć. Niespodzianką jest natomiast "Crime in the City", który z przydługiego, niemrawego kawałka o akustycznej aranżacji zmienił się w bardziej zwarty, energetyczny i ostry numer, niesamowicie na tym zyskując.

Czytaj też: [Recenzja] Neil Young + Crazy Horse - "Ragged Glory" (1990)

W repertuarze nie brakuje też klasyków z lat 70., zresztą w przeważającej większości powtarzających się z podsumowującym tamten okres "Live Rust". Tutejsze wykonania takich utworów, jak "Hey Hey, My My (Into the Black)", "Cinnamon Girl", "Powderfinger", "Like a Hurricane", "Tonight's the Night" oraz przynoszącego trochę odpoczynku od rockowego czadowania "Cortez the Killer", wypadają jednak równie porywająco. Nowością w repertuarze jest natomiast "Blowin' in the Wind", antywojenny protest song Boba Dylana, zagrany w reakcji na trwającą wówczas wojnę w Zatoce Perskiej. W tej wersji oszczędny, akustyczny akompaniament oryginału ustępuje miejsca melodyjnej, ale przesterowanej gitarze oraz odgłosom syren i zrzucanych pocisków. Trochę to chyba zbyt dosłowne.

"Arc" to z kolei eksperyment. Na płycie nalazł się tylko jeden, 35-minutowy utwór, będący tak naprawdę kompilacją fragmentów - głownie wstępów i zakończeń - wykonań różnych utworów, podanych następnie odpowiedniej obróbce. Young postanowił przygotować taki materiał pod wpływem dokonań grupy Sonic Youth, która otwierała jego koncerty na części ówczesnej trasy. To w zasadzie półgodzinny kolaż gitarowych sprzężeń, takie youngowe "Metal Machine Music", tylko brudniejsze oraz z dodatkiem sekcji rytmicznej, wokalu (wziętego głownie z "Like a Hurricane") czy brzmień elektronicznych Sala Trentino, dogranych już na etapie pracy studyjnej. Neil w wydaniu noise-rockowym wypada jeszcze bardziej surowo, nieco chaotycznie, jednak słuchanie "Arc" jest dla mnie znacznie bardziej intrygującym przeżyciem, niż dość jednak przewidywalnych płyt numer jeden i dwa. Nie brakuje tu zresztą naprawdę świetnych momentów.

Czytaj też: [Recenzja] Neil Young & Crazy Horse - "Rust Never Sleeps" / "Live Rust" (1979)

O ile naprawdę trudno przyczepić się do wykonania na "Weld", to trochę jednak rozczarowuje repertuar, gdzie większość to powtórki albo z wydanego chwilę wcześniej "Ragged Glory", albo z poprzedniej koncertówki, "Live Rust". Jak wspomniałem, tutejsze wersje wypadają równie fantastycznie, ale z drugiej strony - nie wnoszą jakiejś nowej jakości do tych kompozycji. Szkoda, iż nie skrócono tego blisko dwugodzinnego materiału do jednej płyty, albo nie zamieszczono więcej niespodzianek w rodzaju "Crime in the City" czy - mimo pewnych zastrzeżeń do aranżacji - "Blowin' in the Wind". Za to "Arc", choć można dywagować nad jakością tego eksperymentu, był niewątpliwie czymś nowym w dyskografii Neila Younga, jego najbardziej szalonym przedsięwzięciem. W dodatku trwa w sam raz, by nie było przesytu. Obu tytułów można słuchać osobno, ale dopiero razem zdają się w pełni oddawać ówczesne zainteresowania Kanadyjczyka.

Ocena: 7/10



Neil Young & Crazy Horse - "Arc-Weld" (1991)

CD1: 1. Hey Hey, My My (Into the Black); 2. Crime in the City; 3. Blowin' in the Wind; 4. Welfare Mothers; 5. Love to Burn; 6. Cinnamon Girl; 7. Mansion on the Hill; 8, F*!#in' Up
CD2: 1. Cortez the Killer; 2. Powderfinger; 3. Love and Only Love; 4. Rockin' in the Free World; 5. Like a Hurricane; 6. Farmer John; 7. Tonight's the Night; 8. Roll Another Number
CD3: 1. Arc

Skład: Neil Young - wokal i gitara; Frank "Poncho" Sampedro - gitara, syntezator, dodatkowy wokal; Billy Talbot - gitara basowa, dodatkowy wokal; Ralph Molina - perkusja, dodatkowy wokal
Gościnnie: Sal Trentino - elektronika (CD3)
Producent: Neil Young; David Briggs (CD1 i CD2); Billy Talbot (CD1 i CD2)


Idź do oryginalnego materiału