
Już po okładce można się spodziewać niekonwencjonalnej płyty. Wydany w tegoroczny prima aprilis "The Heart Is In the Body" to drugi album londyńskiego septetu Lost Crowns. Grupa powstała w 2018 roku z inicjatywy wokalisty i multiinstrumentalisty Richarda Larcombe'a (Admirals Hard, Stars In Battledress), który otoczył się innymi doświadczonymi muzykami, udzielającymi się wcześniej m.in. w Cardiacs, Knifeworld, North Sea Radio Orchestra czy Scritti Politti. Rok później ukazał się debiutancki longplay "Every Night Something Happens", co oznacza, iż na jego następcę przyszło czekać aż sześć lat. Korzenie nowego albumu sięgają jeszcze czasów pandemii. To wtedy kilku bliżej niezidentyfikowanych muzyków folkowych spotkało się na zdalnej sesji, by sobie razem pograć, ale kompletnie nie udało im się zsynchronizować. Ponoć zainspirowało to wydarzenie Larcombe'a do poszerzenia już i tak bogatego instrumentarium Lost Crowns o smyczki, harfę, dudy czy koncertynę, nadając grupie momentami quasi-folkowego brzmienia. Przy czym jest to folk mocno udziwniony, pozornie jakby właśnie zdesynchronizowany.
"The Heart Is in the Body" jest jedną z tych płyt, w przypadku których choćby po kilku przesłuchaniach wciąż nie bardzo wiadomo, co tu adekwatnie się wydarzyło. Bo przez całą płytę dzieje się naprawdę sporo. Muzyka Lost Crowns przypomina pod tym względem dokonania Franka Zappy albo Henry Cow i innych przedstawicieli ruchu Rock In Opposition, a także Gentle Giant czy Cardiacs, których estetyki jest najbliżej. Z Łagodnym Olbrzymem skojarzenia wywołuje już sam spis muzyków: w większości - poza tajemniczym perkusistą o pseudonimie Keepsie oraz wokalistką Sharron Fortnam - multiinstrumentalistów, często udzielających się także wokalnie, choć główny głos należy do Larcombe'a. Na tym jednak podobieństwa dopiero się zaczynają, a wymienić trzeba podobne bogactwo instrumentalne - łączące zarówno te współczesne, zelektryfikowane, jak i akustyczne, kojarzące się z muzyką dawną brzmienia - i wokalne, a także liczne wykorzystanie kontrapunktów, polifonii, złożonej i zmiennej rytmiki czy ogólnego eklektyzmu. Choć pod tym ostatnim względem bliżej akurat do jeszcze bardziej nieprzewidywalnego szaleństwa Cardiacs. W każdym momencie może się tu wydarzyć cokolwiek i nigdy nie wiadomo, czy dany fragment prowadzi do jakiejś konkluzji, kulminacji, czy jest kolejnym pobocznym wątkiem. Melodycznie to również bardziej estetyka zolo z okolic Cardiacs niż mediewalno-renesansowa Gentle Giant.
Czytaj też: [Recenzja] Cardiacs - "A Little Man and a House and the Whole World Window" (1988)
Dominują tu bardziej żywiołowe, frywolne kawałki, bliższe estetyki Cardiacs, choć niepozbawione aranżacyjnych, rytmicznych czy wokalnych rozwiązań przywołujących skojarzenia z Gentle Giant. Mimo swojej intensywności, złożoności, nieprzewidywalności, szaleńczego eklektyzmu i dość campowego humoru, są to nierzadko kawałki o całkiem wyrazistych, atrakcyjnych melodycznie liniach wokalnych, by wspomnieć tylko o "I Might Not", "She Didn't Want", "Et tu brute" czy najbardziej olbrzymowym - mimo kompletnie innego podejścia do wielogłosów - "Weaker Than Me". Ale tak naprawdę mógłbym tu wymienić każde z tych żywszych nagrań, włącznie z najbardziej z nich rozbudowanymi, trwającymi po około siedem minut "The Same Without" i "Did Look a Fool". Całości dopełniają dwa subtelniejsze, bardziej jednorodne stylistycznie utwory. Folkujący "O Alexander" przypomina te pastoralne pieśni Gentle Giant, a blisko 10-minutowy "A Sailor and His True Love", startując z tego samego miejsca, rozwija się z czasem w bardziej eksperymentalne rejony. O ile w pozostałych utworach wokal Larcombe brzmi jak mieszanka Tima Smitha z Kerrym Minnearem, tak tutaj dodatkowo zbliża się do Richarda Sinclaira z Caravan i Hatfield and the North, brzmiąc tak samo dostojnie i brytyjsko.
"The Heart Is in the Body" powinien spodobać się miłośnikom wymienionych w poprzednich akapitach twórców, zwłaszcza gdy cenią wszystkich tych wykonawców. Lost Crowns nie jest jednak jednym z tych retro-progowych epigonów, którzy po prostu naśladują dwa lub trzy podobne do siebie zespoły. Tu raczej wzięto wybrane elementy od kilku grup, niekoniecznie zbliżonych stylistycznie, po czym połączono je w nowym kontekście, bez żadnej wintażowej stylizacji. A choćby jeżeli inspiracje pozostają ewidentne, to zespół nadrabia naprawdę znakomitym warsztatem wykonawczym oraz kompozytorsko-aranżacyjnym kunsztem, czy też po prostu muzyczną wyobraźnią. Odkrycie wszystkiego, co muzycy tu wyszponcili, wymaga wielu powrotów do tego materiału, ale sam wracałem z wielką przyjemnością.
Ocena: 9/10
Nominacja do płyt roku 2025
Lost Crowns – "The Heart Is in the Body" (2025)
1. I Might Not; 2. She Didn't Want; 3. Weaker Than Me; 4. The Same Without; 5. Et tu brute; 6. O Alexander; 7. Did Look a Fool; 8. A Sailor and His True Love
Skład: Richard Larcombe – wokal, gitara, dulcimer, harfa, fisharmonia, koncertyna, flet, skrzypce, wiolonczela, dudy; Rhodri Marsden - instr. klawiszowe, theremin, fagot, flet, gitara, instr. perkusyjne, wokal; Josh Perl - instr. klawiszowe, wokal; Nicola Baigent - klarnet, klarnet basowy, saksofon, flet; Charlie Cawood - gitara basowa, kontrabas, sitar, instr. perkusyjne; Keepsie – perkusja i instr. perkusyjne; Sharron Fortnam – wokal
Gościnnie: Mark Cawthra - wokal (2,5,6); Sarah Nash - wokal (3,7); Susannah Henry - wokal (3); James Larcombe - lira korbowa (8)
Producent: Richard Larcombe i Rhodri Marsden








