Recenzja: Like a Dragon: Pirate Yakuza in Hawaii (PS5)

konsolowe.info 4 godzin temu
Zdjęcie: Recenzja: Like a Dragon: Pirate Yakuza in Hawaii (PS5)


Ryu Ga Gotoku Studios to jedno z najbardziej szalonych, a do tego owocnych studiów branży gier wideo. Twórcy niemal co roku serwują nam produkcje trzymające naprawdę wysoki poziom. Zeszłoroczne Like a Dragon: Infinite Wealth było w końcu jednym z czołowych kandydatów do miana gry roku. Nieco ponad dwanaście miesięcy później znów mamy okazję wrócić do świata Yakuzy, tym razem za sprawą Like a Dragon: Pirate Yakuza in Hawaii. Czy ta poboczna odsłona serii to kolejny strzał w dziesiątkę od Japończyków? Sprawdźmy to.

Gangsterskie kino familijne

Protagonistą Pirate Yakuza in Hawaii jest ulubieniec fanów – Goro Majima we własnej (no, nie do końca) osobie. Na krótko po wydarzeniach z ósmej części cyklu Majima budzi się na tajemniczej Rich Island. Okazuje się, iż bohater dotknięty amnezją nie wie, jak znalazł się na wyspie, a choćby nie pamięta własnego imienia. Bez wspomnień, ale z niezawodnym ostrzem u boku, gwałtownie nawiązuje relację z młodym chłopcem o imieniu Noah, którego tygrys – zupełnie przypadkowo – nosi imię Goro. Kilka scen później Majima zostaje kapitanem własnego statku i razem z załogą wyrzutków rusza na poszukiwanie legendarnego skarbu.

Główna linia fabularna Like a Dragon: Pirate Yakuza in Hawaii tonem znacząco odbiega od głównych gier cyklu. Historia Majimy jest zaskakująco lekka i często wchodzi w rejony filmu familijnego o przygodach beztroskich i szalonych piratów. W prologu dostajemy choćby musicalowy numer śpiewany przez gotową do wyprawy załogę statku. Nie uznaję tego jednak za minus – to całkiem miła odmiana po nomen omen poważnej fabule ósmej części serii.

Ahoj, ku przygodzie!

Akcja rozgrywa się głównie w Honolulu oraz na wyspie Madlantis. Honolulu, znane z poprzednich odsłon, oferuje wiele aktywności pobocznych, takich jak zadania dodatkowe, poszukiwanie przestępców czy różnorodne minigry. Madlantis, z kolei, to nowe miejsce inspirowane cmentarzyskiem statków, przypominające oceaniczną wersję Mad Maxa. Choć mapy nie są ogromne, ich pomysłowy design i atrakcyjność wizualna rekompensują niewielki rozmiar.

Znajdziemy tu sporo nowych i całkiem angażujących wątków, które często kończą się odblokowaniem kolejnego członka naszej załogi. Duża część zawartości opcjonalnej jest jednak żywcem skopiowana z poprzedniej gry. Z jednej strony to dobrze, bo nie możemy narzekać na brak zawartości. Z drugiej jednak nadmiar recyklowanych zadań sprawia, iż fabuła bardzo się rozwadnia. Dodatkowo chęć zrobienia każdej aktywności pobocznej skutkuje kompletnym zniszczeniem balansu rozgrywki, przez co gra nawet na najwyższym poziomie trudności staje się trywialna i zwyczajnie nudna.

Kulą i szpadą

Like a Dragon: Pirate Yakuza in Hawaii powraca do korzeni serii, oferując dynamiczny system walki w czasie rzeczywistym. Nasz Majima dysponuje dwoma stylami walki: Wściekłym Psem oraz Morskim Wilkiem. Wściekły Pies (Mad Dog) to klasyczny styl, znany z wcześniejszych gier, oparty na szybkich atakach nożem i unikach. Jest on idealny do starć z pojedynczymi przeciwnikami lub mniejszymi grupami. Morski Wilk (Sea Dog) to nowość wprowadzająca pirackie akcenty. Majima włada w nim dwoma mieczami, pistoletem i hakiem. Styl ten sprawdza się w starciach z większymi hordami wrogów.

Abstrahując od wspomnianych wcześniej problemów z poziomem trudności przyznam, iż walka jest tu całkiem wciągająca. Styl Morskiego Wilka wprowadza sporo świeżości w starciach, a oglądanie widowiskowych ciosów kończących zawsze sprawia ogromną frajdę. Cieszy mnie, iż twórcy nie odchodzą od klasycznej formuły rozgrywki, która w głównych odsłonach serii została wyparta na rzecz walki turowej.

Nowością w Pirate Yakuza in Hawaiibitwy morskie, które realizowane są na pokładzie statku Goromaru. Jako kapitan możemy dostosowywać uzbrojenie okrętu, zamieniając klasyczne armaty na miotacze ognia, lasery czy działa strzelające wiązkami energii. Naszym zadaniem będzie też odpowiednia selekcja i rozlokowanie członków załogi. Walki na morzu to miły dodatek, a pojawiające się na mapie wyspy skarbów mocno zachęcają do eksploracji Hawajów.

Jedno oko można przymknąć

Oprawa graficzna najnowszej produkcji RGG Studios nie odbiega znacząco od kilku poprzednich odsłon serii. Typowo dla gier tego studia odbywa się tu spory recykling, jednak jest to kompletnie zrozumiałe biorąc pod uwagę ilość nowych tytułów, jakie dostajemy w swoje ręce niemal co roku.

Na uwagę zasługują jednak projekty nowych lokacji, takich jak Madlantis. Pomimo niewielkich map, ich szczegółowość i estetyka przyciągają uwagę. Doceniam różnorodność w modelach postaci na plaży Honolulu, a skrupulatny poziom detali nie ominął choćby zwierzątek spotykanych w świecie gry. Nie jestem pewien, czy widziałem gdziekolwiek wcześniej decyzję o wymodelowaniu różnych rodzajów szelek dla pupilów postaci NPC. Muzyka i efekty dźwiękowe podkreślają piracki klimat, a aktorstwo głosowe stoi na wysokim poziomie, co jest standardem w serii.

Koja wymarzona w snach?

Like a Dragon: Pirate Yakuza in Hawaii to bardzo solidna propozycja nie tylko dla fanów twórczości Ryu Ga Gotoku Studios. Natłok aktywności pobocznych może być przytłaczający, jednak zanurzenie się w świecie pirackiej przygody warte jest swojej ceny. Miło widzieć, iż ktoś wciąż próbuje tworzyć dobre gry o piratach.

Za egzemplarz gry do recenzji dziękujemy firmie CENEGA.
Idź do oryginalnego materiału