[Recenzja] Krzysztof Penderecki - "Dies irae (Oratorium oświęcimskie)" (1967)

pablosreviews.blogspot.com 6 dni temu


Kwestionowanie Holokaustu dla zbijania politycznego kapitału - czy z jakiegokolwiek innego powodu - to jedna z najbardziej ohydnych, głupich i szkodliwych narracji, jakie ostatnio zaczęły zyskiwać na popularności. Odcinają się od tego choćby pozostałe środowiska polityczne z prawej strony, choć same robią rzeczy wcale nie mniej obrzydliwe i niebezpieczne, cynicznie podsycając ksenofobiczne, rasistowskie oraz przemocowe nastroje w społeczeństwie. Nastroje owe zaczynają przypominać te sprzed stu lat w sąsiednim kraju, które ostatecznie doprowadziły do powstania obozów zagłady.

Pamięci ponad miliona ofiar eksterminowanych w samym tylko obozie Auschwitz-Birkenau, poświęcony jest utwór Krzysztofa Pendereckiego "Dies irae - oratorium ob memoriam in pereniciei castris in Oświęcim necatorum inextinguibilem reddendam", czyli "Dzień gniewu - oratorium dla utrwalenia na zawsze pamięci ofiar obozu zagłady", skrótowo nazywany "Oratorium oświęcimskim". Dzieło powstało na początku 1967 roku, zamówione na uroczystość odsłonięcia Międzynarodowego Pomnika Ofiar Obozu w Oświęcimiu-Brzezince. Wydarzenie miało miejsce 16 kwietnia na terenie dawnego obozu. Wówczas też odbyła się premiera utworu Pendereckiego, w wykonaniu chóru i orkiestry Filharmonii im. Karola Szymanowskiego w Krakowie pod batutą Krzysztofa Missony, z udzialem trójki solistów: sopranistki Delfiny Amroziak, tenora Wiesława Ochmana oraz basa Bernarda Ładysza.

Czytaj też: [Recenzja] Krzysztof Penderecki - "Kosmogonia" (1974)

"Oratorium oświęcimskie" to nie pierwsze ani ostatnie dzieło Pendereckiego, w którym kompozytor nawiązał do średniowiecznej sekwencji "Dies irae". Tym razem jednak zaczerpnął jedynie sam tytuł. Za tekst posłużyły natomiast fragmenty Apokalipsy, Psalmu 114, I listu do Koryntian, a także "Eumenid" Ajschylosa, "Cmentarza morskiego" Paula Valéry'ego, "Auschwitz" Louisa Aragona, "Ciał" Władysława Broniewskiego czy "Warkoczyka" Tadeusza Różewicza - wszystkie przetłumaczone na łacinę. Podobnie jednak, jak w innych ówczesnych dziełach polskiego kompozytora - by wymienić nieco późniejszą "Jutrznię" czy "Kosmogonię" - znaczenie słów ma mniejsze znaczenie niż sama interpretacja, a wręcz samo brzmienie głosów trojga solistów i chóru mieszanego.

Niedługo po premierowym wykonaniu utwór zarejestrowano na potrzeby płytowego wydania. Udział ponownie wzięli chórzyści i orkiestra krakowskiej filharmonii, tym razem pod dyrekcją Henryka Czyża. W roli solistów swoje występy powtórzyli Ładysz i Ochman, sopranem zaś zaśpiewała Stefania Woytowicz. Jeszcze w 1967 lub 1968 roku - zależnie od źródła - nagranie trafiło na album "Dies irae (Auschwitz Oratorio); Polymorphia; De natura sonoris", opublikowany przez Phillipsa w Niemczech, Francji, Hiszpanii, Holandii, Wielkiej Brytanii oraz Stanach Zjednoczonych (była też nieco późniejsza edycja brazylijska), a w naszym kraju wydany nakładem Polskich Nagrań "Muza". Materiał nie został nigdy wznowiony na CD, ani nie ma go w serwisach streamingowych, ale w momencie pisania rltej recenzji można odsłuchać całą płytę na YouTube.

Czytaj też: [Recenzja] Krzysztof Penderecki - "Jutrznia" (1970/71)

Wybór Krzysztofa Pendereckiego, aby to właśnie on stworzył oratorium upamiętniające ofiary nazistowskich zbrodni, nie był może oczywisty - biorąc pod uwagę awangardowy charakter jego ówczesnej twórczości - ale na pewno całkiem logiczny. Kto inny, jeżeli nie autor "Trenu - ofiarom Hiroszimy", potrafiłby lepiej przy pomocy dźwięków oddać cierpienie ofiar i okrucieństwo oprawców? "Dies irae" to kolejny bezkompromisowy przykład sonoryzmu. Partie dużej orkiestry pełne są niekonwencjonalnych, niepokojących dźwięków - przypominających odgłosy łańcuchów, biczów czy syren (słychać też prawdziwe syreny) - zaś trudno w nich szukać wyrazistych melodii. Wprawdzie nierzadko filharmonicy grają bardzo cicho, ale lepiej nie zwiększać wtedy głośności, ze względu na nagłe wzrosty natężenia dynamiki, jakie pojawiają się tu często i niespodziewanie. Także głosy wykorzystywane są w sposób nietypowy - często przechodzą w krzyk, jęk czy szept. W połączeniu z bardzo posępnym nastrojem całości, daje to wszystko niezwykle sugestywną muzyczną ilustrację okropności, jakie działy się w obozach zagłady.

Podobno Stanley Kubrick planował wykorzystanie fragmentów "Dies irae" w "Odysei kosmicznej". Ostatecznie zdecydował się jednak na "Requiem" Györgya Ligetiego - węgierskiego kompozytora, którego większość najbliższej rodziny zginęła w Auschwitz. Kubrick nie zapomniał jednak o Pendereckim i kilkanaście lat póżniej umieścił w "Lśnieniu" fragmenty obu pozostałych utworów ze wspomnianego albumu, czyli "Polymorphii" i "De natura sonoris". Pierwszy z nich już wcześniej pojawił się w "Egzorcyście" Friedkina.

Czytaj też: [Recenzja] Igor Strawiński - "Święto wiosny" (1913)

Szczególnie ciekawym nagraniem - od strony stricte muzycznej najbardziej fascynującym na płycie - jest "Polymorphia", napisana w 1961 roku dla hamburskiego radia. W tamtym okresie muzyka Pendereckiego przybierała najbardziej radykalne formy, bywa nazywana sonoryzmem totalnym. Ten akurat utwór napisał na 48 instrumentów smyczków, z których dźwięk wydobywany jest np. poprzez uderzanie dłonią w struny oraz pudło rezonansowe, ale także walenie samymi instrumentami w meble. Dopiero na samo zakończenie rozbrzmiewa zupełnie normalny akord, który po tych wszystkich zgrzytach sam brzmi dziwnie. Ta nietypowa artykulacja, jak adominuje przez większość utworu, daje intrygujący efekt, który powinien zainteresować miłośników industrialu, eksperymentalnej elektroniki czy choćby awangardowych form rocka. Utworem już nieco mniej totalnym, choć wciąż szeroko wykorzystującym sonorystyczne efekty, jest natomiast rozpisany na dużą orkiestrę "De natura sonoris" z 1966 roku. Obie kompozycje bardzo udanie dopełniają "Oratorium oświęcimskie", choć nie niosą ze sobą tak dużego ciężaru historyczno-emocjonalnego. Są po prostu abstrakcją, a po przygnębiającym "Dies irae" - dziś, w obliczu nasilających się postaw ksenofobicznych, nawet bardziej dołującym - wydają się całkiem rozrywkową muzyką.

Ocena: 8/10


Okładka polskiego wydania.
Krzysztof Penderecki - "Dies irae - oratorium ob memoriam in pereniciei castris in Oświęcim necatorum inextinguibilem reddendam" (1967)
Kompozytor: Krzysztof Penderecki
Premiera: 16 kwietnia 1967 roku, Oświęcim



Wersja recenzowana:

Chór i Orkiestra Filharmonii im. Karola Szymanowskiego w Krakowie pod dyrekcją Henryka Czyża - "Dies irae (Auschwitz Oratorio); Polymorphia; De natura sonoris" (1967)

1. Dies irae - Oratorio Dedicated to the Memory of Those Murdered at Auschwitz: I. Lamentatio / II. Apocalypsis / III. Apotheosis; 2. Polymorphia; 3. De natura sonoris

Dyrygent: Henryk Czyż
Orkiestra: Orkiestra Filharmonii im. Karola Szymanowskiego w Krakowie
Dyrygent chóru: Janusz Przybylski
Chór: Chór Filharmonii im. Karola Szymanowskiego w Krakowie
Soliści: Stefania Woytowicz - sopran; Wiesław Ochman - tenor; Bernard Ładysz - bas


Idź do oryginalnego materiału