Jako iż czytałam „Statek śmierci”, już po pierwszej ofierze wiedziałam, jak książka się skończy (i nie pomyliłam się). Im bardziej zaś zagłębiałam się w lekturę, tym bardziej utwierdziłam się w przekonaniu, iż S.J. Lorenc jednak czytał więcej niż jedną książkę Yrsy, bo tajemniczy uśpiony wirus i potencjalna epidemia wydały mi się zaczerpnięte z innej jej książki, „Lód w żyłach”. I zrobiło mi się przykro, bo „Koniec mapy” nie jest książką złą, tylko za dużo jak dla mnie jest w niej pomysłów, które widziałam już gdzie indziej.