[Recenzja] Joni Mitchell - "Ladies of the Canyon" (1970)

pablosreviews.blogspot.com 2 miesięcy temu


Może i kolejny w dyskografii "Blue" jest najpopularniejszą płytą Joni Mitchell, ale to "Ladies of the Canyon" zawiera najwięcej spośród jej najsłynniejszych kompozycji. To właśnie tutaj znalazł się chociażby proekologiczny hymn "Big Yellow Taxi". Mitchell napisała ten tekst podczas pobytu na Hawajach, gdy przeraził ją kontrast pomiędzy pięknem przyrody, a niedającym się ogarnąć wzrokiem wybrukowanym parkingiem hotelowym. Są też odniesienia do szkodliwych dla środowiska chemikaliów stosowanych w rolnictwie. Po ponad pięciu dekadach tekst wydaje się jeszcze bardziej aktualny. Muzycznie to wyjątkowo, jak na wczesną Joni, energetyczna, pogodna i chwytliwa piosenka, choć zagrana jedynie z akompaniamentem akustycznej gitary. Pierwotny singiel z "Big Yellow Taxi" nie był wielkim przebojem - dotarł jedynie do 67. miejsca na amerykańskiej liście. Nieco lepiej poradziła sobie cztery lata póżniej jego koncertowa wersja, notowana na 24. pozycji, jednak dzisiejszą popularność zawdzięcza przede wszystkim zsamplowaniu w "Got 'til It's Gone" Janet Jackson, wykorzystaniu w sitcomie "Przyjaciele" oraz wersjom Amy Grant i Counting Crows.

Czytaj też: [Recenzja] Joni Mitchell - "Clouds" (1969)

Inną słynną kompozycją - wydaną zresztą na stronie B singla "Big Yellow Taxi" - jest "Woodstock". Chociaż sama Mitchell nie wzięła udziału w tym wydarzeniu - menadżer przekonał ją, iż korzystniej będzie w tym czasie pojawić się w programie Dicka Cavetta - tekst utworu jest jednym z jego najlepszych opisów; artystka ponoć doskonale uchwyciła w nim klimat festiwalu i jego znaczenie dla kontrkultury. Muzycznie to jeden z najmocniejszych fragmentów płyty, wyróżniający się znakomitą, niebanalną melodią, fantastycznym popisem wokalnym Joni i jej nastrojowym akompaniamentem na elektrycznych organach, które wykorzystała po raz pierwszy w karierze. "Woodstock" stał się przebojem, ale w wydanej niemal równolegle wersji Crosby, Stills, Nash & Young. Cała czwórka pojawia się zresztą na "Ladies of the Canyon" w chórkach "The Circle Game". To już bardziej typowa dla artystki akustyczna ballada, będąca optymistyczną odpowiedzią na "Sugar Mountain" Neila Younga, a zarazem jedna z najczęściej przerabianych kompozycji Mitchell. Swoje wersje nagrali m.in. Tom Rush, Ian & Sylvia, Byffy Sainte-Marie czy Tori Amos. Tę przedostatnią można choćby usłyszeć w "Pewnego razu w Hollywood" Tarantino.

Wyczerpując wątek CSN&Y warto wspomnieć, iż David Crosby na wiele lat do własnego repertuaru włączył pochodzący z tej płyty "For Free". Natomiast całkiem niedawno kompozycję tę przypomniała Lana Del Rey z gościnnym udzialem Weyes Blood, której glos często jest porównywany z Joni Mitchell. Oryginał "For Free" to bardzo ładna ballada fortepianowa, zaskakująca lekko jazzującą solówką na klarnecie oraz wiolonczelą w tle. Z takim instrumentarium łatwo byłoby przesłodzić aranżację, a choćby popaść w kicz, ale nic takiego się tutaj nie dzieje. Kompozycję zaaranżowano i wykonano ze smakiem. W temacie utworów, po które chętnie sięgali inni twórcy, trzeba jeszcze wymienić tytułowy "Ladies of the Canyon" - nawiązujący do kalifornijskiego Laurel Canyon, gdzie artystka wówczas mieszkała - nagrany póżniej przez Annie Lennox z Eurythmics. W wersji Mitchell to kolejna piosenka z niby dość oszczędnym akompaniamentem akustyka, jednak tak zagrana i zaśpiewana, iż nie odczuwa się w niej żadnych braków.

Czytaj też: [Recenzja] Joni Mitchell - "Song to a Seagull" (1968)

Pozostałe kompozycje nie zdobyły może podobnego uznania, ale tu nie ma słabych utworów. Mocnym punktem jest na pewno "Rainny Night House", nawiązujący do krótkiego romansu artystki z Leonardem Cohenem, a muzycznie prowadzony całkiem chwytliwymi zagrywkami na pianinie, nieznacznie dopełnianymi wiolonczelą. A jak świetnie jest to zaśpiewane! Mitchell jako wokalistka szczególnie błyszczy też w "The Arrangement", z bardzo emocjonalnym, wchodzącym w naprawdę wysokie rejestry śpiewem, któremu towarzyszą akurat mocno ascetyczne dźwięki pianina. "Ladies of the Canyon" zawiera zresztą całkiem sporo takich nastrojowych pieśni z fortepianem, czego kolejnymi przykładami "Willy" i "Blue Boy". Instrument ten wzbogaca także bardzo melodyjny, uroczy "Morning Morgantown", gdzie jednak o pierwszeństwo konkuruje z gitarą. Ta ostatnia dominuje natomiast w żywszym "Conversation" - w końcówce dopełniona fletem i saksofonem - oraz najbardziej klasycznie folkowym "The Priest", który mógłby być interpretacją jakiejś starej angielskiej lub irlandzkiej pieśni, z bardzo ładnie poprowadzoną linią wokalną.

Trzeci album Joni Mitchell pod względem kompozycji i wykonania jest co najmniej tak samo dobry, jak obie poprzednie płyty, choć moim zdaniem to album jeszcze lepszy, bardziej dojrzały pod tymi względami. A bez wątpienia aranżacje "Ladies of the Canyon" są bardziej różnorodne i dzięki temu całość jest ciekawsza. Na dobre wyszło częstsze wykorzystanie klawiszy - w tym nieużywsnych wcześniej przez Mitchell organów - a także większy udział gości, których partie bardzo udanie wzbogacają ten materiał.

Ocena: 9/10



Joni Mitchell - "Ladies of the Canyon" (1970)

1. Morning Morgantown; 2. For Free; 3. Conversation; 4. Ladies of the Canyon; 5. Willy; 6. The Arrangement; 7. Rainy Night House; 8. The Priest; 9. Blue Boy; 10. Big Yellow Taxi; 11. Woodstock; 12. The Circle Game

Skład: Joni Mitchell - wokal, gitara, instr. klawiszowe; Teresa Adams - wiolonczela (2,7); Paul Horn - klarnet. (2), flet (3); Jim Horn - saksofon barytonowy (3); Milt Holland - instr. perkusyjne (8); David Crosby, Stephen Stills, Graham Nash & Neil Young - dodatkowy wokal (12)
Producent: Joni Mitchell


Idź do oryginalnego materiału