[Recenzja] Joni Mitchell - "For the Roses" (1972)

pablosreviews.blogspot.com 2 tygodni temu


W dyskografii Joni Mitchell "For the Roses" położony jest dość niefortunnie. Tuż po "Blue" i zaraz przed "Court and Spark" - albumami, którym przeważnie poświęca się znacznie więcej uwagi. Piąte autorskie dzieło Kanadyjki może przez to wydawać się mniej istotne. A tymczasem to właśnie tutaj po raz pierwszy ujawniła się jej fascynacja jazzem. Nie znaczy to bynajmniej, iż artystka nagle zaczęła konkurować z Milesem Davisem czy Charlesem Mingusem. Ten album to wciąż przede wszystkim granie folkowe. Nierzadko jednak pojawiają się tu subtelne wpływy innych gatunków, wzbogacające muzykę Mitchell, ale jeszcze nie na zasadzie jakiejś drastycznej zmiany stylu.

Jazz jest tu obecny przede wszystkim za sprawą udziału w nagraniach takich muzyków, jak grający na różnych dęciakach Tom Scott czy basista Wilton Felder. Egzemplifikacją tego są przede wszystkim solówki Scotta na saksofonie sopranowym w jazzująco-bluesowym "Cold Blue Steel and Sweet Fire" oraz przepięknej balladzie "Let the Wind Carry Me", w której Joni wspina się na swoje wokalne wyżyny i proponuje interesującą, nieoczywistą progresję fortepianowych akordów. Bardzo interesująca jest też jej gra oraz śpiew w "Judgement of the Moon and Stars (Ludwig's Tune)", zainspirowany życiem i twórczością Beethovena, co objawia się chociażby zaskakująco - w kontekście wcześniejszej twórczości Mitchell - bogatą orkiestracją w kulminacji utworu, z klasycyzującymi partiami wiolonczeli czy klarnetu. Bliższy wcześniejszych dokonań może wydawać się z początku "Blonde in the Bleachers", jednak w końcówce - m.in. za sprawą udziału Stephena Stillsa - nabiera wręcz rockowego charakteru.

Czytaj też: [Recenzja] Joni Mitchell - "Blue" (1971)

Reszta płyty to po prostu kolekcja bardziej typowych dla artystki, ale znakomitych piosenek folkowych, przeważnie tylko z jej własnym akompaniamentem pianina lub gitary akustycznej (np. "Banquet", tytułowy "For the Roses", "Electricty"), czasem jedynie ze skromnym dodatkiem dęciaków ("Barangrill"). I po raz kolejny Joni udowadnia, iż choćby dzięki tak skromnych środków wyrazu, jak głos plus jeden instrument, można tworzyć wciągające utwory. Wystarczy charyzma, zaangażowanie oraz kreatywne, kunsztowne podejście do linii melodycznych czy harmonii, jakie prezentuje tu Mitchell. Dzięki temu wszystkiemu broni się choćby ewidentnie komercyjny "You Turn Me On, I'm a Radio", wzbogacony dylanowskimi partiami Grahama Nasha na harmonijce. Kawałek powstał zresztą tylko dlatego, iż wydawca zażyczył sobie nagrania nadającego się na singiel.

Swój stosunek do przemysłu muzycznego artystka chciała zresztą wyrazić na okładce albumu. Ta oryginalnie miała zawierać stworzony przez nią rysunek bukietu róż wetkniętego w koński zad. Pomysł oczywiście nie przeszedł, ale Joni się nie poddawała - zaproponowała własne zdjęcie, na którym stoi nago, obserwując morze z przybrzeżnych skał. To rownież nie spodobało się wydawcy. Interweniował sam David Geffen, który przekonał Mitchell słowami, iż sklepy mogłyby zasłaniać jej tyłek nalepką z ceną. Ostatecznie zdjęcie trafiło do środka rozkładanej koperty, a na froncie wykorzystano zupełnie inną fotografię. W sumie nieźle oddającą nastrój muzyki, choć raczej niezapowiadającą aż tak dobrego materiału.

Ocena: 9/10



Joni Mitchell - "For the Roses" (1972)

1. Banquet; 2. Cold Blue Steel and Sweet Fire; 3. Barangrill; 4. Lesson in Survival; 5. Let the Wind Carry Me; 6. For the Roses; 7. See You Sometime; 8. Electricity; 9. You Turn Me On, I'm a Radio; 10. Blonde in the Bleachers; 11. Woman of Heart and Mind; 12. Judgement of the Moon and Stars (Ludwig's Tune)

Skład: Joni Mitchell - wokal, gitara, pianino; Tom Scott - instr. dęte; Wilton Felder - gitara basowa; Russ Kunkel - perkusja; Bobbye Hall - instr. perkusyjne; Bobby Notkoff - instr. smyczkowe; James Burton - gitara (2); Graham Nash - harmonijka (9); Stephen Stills - zespół rock'n'rollowy (10)
Producent: Joni Mitchell


Idź do oryginalnego materiału