RECENZJA: Jak się udał "Napad" na platformie Netflix?

filmweb.pl 1 tydzień temu
Zdjęcie: plakat


Od dziś na platformie Netflix można oglądać polską produkcję pod tytułem "Napad". Olaf Lubaszenko wciela się tu w zdyskredytowanego byłego policjanta, który dostaje szansę na odzyskanie swojego dawnego życia w zamian za pomoc w rozwiązaniu sprawy brutalnego napadu na bank. Wrażeniami po obejrzeniu filmu Michała Gazdy ze scenariuszem Bartosza Staszczyszyna dzieli się Bartosz Czartoryski.

Fragment naszej recenzji znajdziecie poniżej. Całą można przeczytać na karcie filmu POD LINKIEM TUTAJ.

***


recenzja filmu "Napad", reż. Michał Gazda


Va banque
autor: Bartosz Czartoryski

Stary ubek mocno nie śpi, choć jego żywot po transformacji ustrojowej przypomina coś na styku hibernacji i jawy. Tak jak i sytuacja polityczno-społeczna całego kraju, przechodzącego bolesny okres dostrajania się do zachodniego standardu demokratycznego. Tyle iż koło fortuny częściej zatrzymuje się na polu bankruta niż przy skrzyni ze skarbami, nieważne, czy jest się obiektem lustracji, usiłującym strzepać z ramion złogi starego ustroju, czy młodym, silnym i pełnym beznadziei na lepsze jutro. Tadek Gadacz swojego czasu weryfikacji nie przeszedł, choć to dobry glina, ale zamiast podchwytliwymi pytaniami zeznania z podejrzanego zwykł wyciągać pięścią.


Stąd dziwić może już jedna z pierwszych wypowiadanych przez niego kwestii, kiedy zamiast dobić targu, poucza kontrahenta o szacunku do drugiego człowieka. I nie wynika to z charakterologicznego skomplikowania tej postaci, definiowanej zwykle przez ostentacyjne ponuractwo i demonstracyjną pogardę dla nowych, policyjnych zasad, czy scenariuszowej zmyślności. Zbyt dużo "Napad" składa na ołtarzu źle pojmowanej fajności, zbyt dużo konsekwencji zaprzedaje wysilonemu dramatyzmowi, zbyt dużo pieczeni chciałby upiec na jednym ogniu. To film o przemianach, to kryminał, to rodzinny obyczaj, to psychologiczna gra łowcy i zwierzyny, zawziętego gliny i bezwzględnego bandziora, tyle iż zamiast gorączki mamy co najwyżej trzydzieści sześć i osiem. Michał Gazda od Michaela Manna jeszcze musi się poduczyć.

Co nie znaczy, iż jego "Napad" to złe kino, nie, bynajmniej, ale od pierwszego do ostatniego ujęcia chaotyczne narracyjnie, pozoranckie, nie dość ociosane, pełne pustosłowia niemającego pokrycia na ekranie i, niestety, asekuracyjne. Zabrakło chociażby mocniejszego rysu postaci Gadacza granego przez Olafa Lubaszenkę, który zamiast być ubeckim sukinsynem, jakim się go maluje, częściej przypomina filozofującego wujaszka. Niemal każdy – może poza prokurator graną przez Magdalenę Boczarską – zabiega tu o sympatię oglądających niczym zbity psiak; choćby zabójca odpowiedzialny za masakrę w jednym z banków, do jakiej dochodzi podczas tytułowego napadu. To do jego ujęcia Gadacz, na prośbę ministra, niegdyś, co ciekawe, skatowanego przez glinę, zostaje chwilowo przywrócony do czynnej służby, a za upragniony wynik śledztwa obiecuje mu się ponowne rozpatrzenie jego sprawy i powrót do policji.

Całą recenzję filmu "Napad" przeczytacie na jego karcie POD LINKIEM TUTAJ.

fabuła i zwiastun filmu "Napad"



Początek lat 90., wydalony ze służby funkcjonariusz policji, grany przez Olafa Lubaszenkę, otrzymuje szansę na odzyskanie swojego dawnego życia w zamian za rozwiązanie sprawy brutalnego napadu na jeden z warszawskich banków. Wspólnie z młodą policjantką przydzieloną do sprawy, detektyw musi działać gwałtownie - zainteresowanie mediów napadem nie jest na rękę nowej władzy. Śledztwo prowadzi do grupy trzech przyjaciół, którym przewodzi zdesperowany młody ochroniarz, w którego rolę wciela się Jędrzej Hycnar.



Idź do oryginalnego materiału