Będzie trochę kontrowersyjnie. I to zarówno z perspektywy tych, którzy podzielają powszechne zachwyty nad tą płytą, jak i słuchaczy, dla których jest to już zbyt konwencjonalne, komercyjne granie. "Rumours" Fleetwood Mac to w końcu jeden z najlepiej sprzedających się albumów w historii fonografii. 40 milionów kupionych egzemplarzy - z czego 10 rozeszło się w czasie roku od premiery - daje mu miejsce w pierwszej dziesiątce światowych bestsellerów. Jest też obecny we wszelkich chyba rankingach płyt wszech czasów. I w swojej kategorii, w ścisłym mainstreamie późnych seventisów, jest to bardzo solidna muzyka: wyrazista kompozytorsko, profesjonalnie zagrana, a czasem zaaranżowana z prawdziwym kunsztem. Wciąż jednak nie rozumiem aż takiego hajpu akurat na ten album, choćby w bliskim otoczeniu mający płyty ciekawsze. Poprzedni, eponimiczny "Fleetwood Mac", gdzie merkantylne pobudki nie były jeszcze tak oczywiste, czy kolejny "Tusk", próbujący otwarcie zrywać z mainstreamem, przekonują mnie na pewno bardziej.
W przypadku "Rumours" założenie było od początku takie, by nagrać album popowy, który odniesie sukces. I w sumie można uznać za imponujące, iż udało się ten zamiar - nie bez silnego wsparcia marketingowego, ale też nie tylko dzięki niemu - zrealizować pomimo ówczesnej sytuacji w zespole. Burzliwy związek Lindsaya Buckinghama i Stevie Nicks właśnie się rozpadał, a małżeństwo Christine i Johna McVie skończyło się rozwodem (trudny okres przechodził też Mick Fleetwood, który odkrył zdradę żony) jednak muzycy pozostali profesjonalistami i ich osobiste relacje nie wpłynęły na funkcjonowanie zespołu. Za to dostarczyły mnóstwo inspiracji do warstwy tekstowej. Dziwić może też, iż wszyscy przetrwali tę sesje, jeżeli prawdziwe są opowieści o ogromnych ilościach narkotyków zażywanych podczas pracy w studiu.
Czytaj też: [Recenzja] Fleetwood Mac - "Tusk" (1979)
Chociaż "Rumours" najłatwiej określić po prostu jako album pop rockowy, to całość jest dość eklektyczna. Akustyczne, bliskie country czy folka kawałki w rodzaju "Never Going Back Again" czy naprawdę uroczego "Songbird", sąsiadują z prawie hardrockowymi - choć produkcyjnie wygładzonymi - "Don't Stop" i "Go Your Own Way". Bywa tu tanecznie, jak w funkowo podbitym "You Make Loving Fun", ale też bardziej nastrojowo, np. w lekko psychodelicznych "Dreams" i "Gold Dust Woman".
Warto na dłużej zatrzymać się przy tych dwóch ostatnich, bo to jedne z najmocniejszych punktów albumu. "Dreams" jest też jednym z popularniejszych kawałków w całym dorobku Fleetwood Mac. Skomponowana przez Nicks na poczekaniu kompozycja z początku nie zachwyciła pozostałych muzyków, ale w końcu zgodzili się nad nią pracować, wzbogacając uroczą melodię tanecznym beatem - fajnie kontrastującym z melancholijnym klimatem - oraz subtelnymi partiami gitary i zgrabnie rozpisanymi chórkami. Dopracowana aranżacja i produkcja, w połączeniu z wyrazistą kompozycją, czynią z tego utworu wzorowy kawałek pop. Nie mniej ciekawie wypada finałowy "Gold Dust Woman", gdzie dochodzi do niespotykanej fuzji country rocka z wyraźnymi nawiązaniami do hindustańskich rag. Podobny, nieco oniryczny klimat przynosi także "Oh Daddy", kolejny naprawdę udany fragment longplaya, ze świetnie pulsującym basem i dobrze wykorzystanym Moogiem.
Czytaj też: [Recenzja] Fleetwood Mac - "Fleetwood Mac" (1975)
Moim największym faworytem może być jednak "The Chain", podpisany przez cały skład, bo zlepiony z różnych niewykorzystanych wcześniej przez muzyków pomysłów. Zaczyna się dość niepozornie, zagrywką akustycznej gitary z jednostajnymi uderzeniami w bęben. Świetnie się jednak rozkręca, dochodzi klimatyczne tło organów i fisharmonii, hardrockowe wstawki i rozpisana na trzy głosy partia wokalna, będąca emocjonalnym szczytem albumu. A potem jeszcze solówka na bezprogowym basie i już zdecydowanie rockowe przyśpieszenie, z największym na płycie gitarowym popisem Buckinghama. To jakby ogniwo pomiędzy ówczesnym, popowym Fleetwood Mac, a tym wczesnym, rockowym, z czasów Petera Greena. Przy czym oba wcielenia grupy rzadko bywały aż tak dobre. I naprawdę szkoda, iż zespół, który potrafił nagrać taki utwór, czy te wyróżnione wcześniej, na tej samej płycie razi też takim banałem, jak w "Second Hand News" czy "I Don't Want to Know". Taka niekonsekwencja sprawia, iż trudno podzielać mi te powszechne zachwyty nad całością "Rumours", choć przy niektórych utworach nie są mi one całkiem obce.
Ocena: 7/10
Fleetwood Mac - "Rumours" (1977)
1. Second Hand News; 2. Dreams; 3. Never Going Back Again; 4. Don't Stop; 5. Go Your Own Way; 6. Songbird; 7. The Chain; 8. You Make Loving Fun; 9. I Don't Want to Know; 10. Oh Daddy; 11. Gold Dust Woman
Skład: Lindsey Buckingham - gitara, wokal (1,3-5,7,9), instr. perkusyjne (1,8), dodatkowy wokal; Stevie Nicks - wokal (2,7,9,11), dodatkowy wokal; Christine McVie - instr. klawiszowe, wibrafon (2), wokal (4,6-8,10), dodatkowy wokal; John McVie - gitara basowa; Mick Fleetwood - perkusja i instr. perkusyjne, klawesyn (11)
Producent: Fleetwood Mac, Ken Caillat i Richard Dashut