Recenzja – Fire Emblem Engage – pierścienie i smoki, barok i anime

pixelpost.pl 1 rok temu

Po Fire Emblem: Three Houses moje oczekiwania na kolejna opowieść ze światów ujętych pod wspólnym tytułem Fire Emblem były ogromne.

Jeśli w pewnym momencie świadomego sięgania po kolejne części Fire Emblem dostaniecie do rąk szkółkę magii i oręża, takie skrzyżowanie soczystej strategii turowej (z czego zawsze słynął Fire Emblem) z rozbudowanym menedżerem powiązań pomiędzy postaciami (takim Gryffindorem w wersji anime) i wyborem jednego z trzech rodów, to można w tym świecie zagubić się na długie dziesiątki godzin. Three Houses na Switcha wyjątkowo dla serii powstawał w kooperacji Koei Tecmo z Intelligent Systems, Engage powraca do źródeł, jako gra, która w całości powstała w studiu Intelligent Systems.

Fire Emblem miałem okazję poznać późno, dopiero w 2012 roku, wraz z limitowaną edycją 3DS-a, oznaczonym godłem serii, która w tym czasie właśnie odradzała się jak feniks z popiołów. Wyobraźcie sobie moje pierwsze wrażenie, gdy taktyczne mapy wystawały ponad powierzchnię ekranu, a postacie (już w wtedy przepięknie animowane), w rytmie bojowych potyczek z combosami wywijały bronią (również wspaniale wynurzającą się ze swojej cyfrowej rzeczywistości w prawdziwym powietrzu). Dosyć o wrażeniach. Przecież teraz nastał czas Engage!

Pierwsze, czym Fire Emblem Engage zaskakuje to muzyka i oprawa graficzna fabularnej części gry. Gdyby ktokolwiek zaproponowałby mi oglądanie Engage w formie animowanego filmu – byłaby to przyjemność, bo to nie tylko świat pięknie (barokowo) zarysowany, pełen epickich walk i zwrotów akcji, ale i opowieść wzruszająca, choćby jeżeli sami bohaterowie są tak mocno przerysowani. Jak na możliwości Switcha – twórcy Fire Emblem Engage osiągnęli mistrzostwo w budowaniu opowieści w formie anime – i choć nie każdemu komiksowa, japońska stylistyka przypadnie do gustu, to najnowszy Fire Emblem zrealizowany jest ze smakiem, dobrze łącząc charakter mangi z epickością fabuły i specyfiką bohaterów.

W samym rdzeniu Fire Emblem Engage pozostaje niezmienny – wciąż mamy do czynienia z wymagającą, taktyczną grą turową, rozpisaną na bohaterów o zróżnicowanych umiejętnościach. Wciąż obowiązują zasady walki przypominające rozgrywki w Papier, nożyce, kamień, które definiują zależności pomiędzy obroną i ofensywą (a tych warto się trzymać, prowadząc swoich bohaterów do boju). Więcej – zachowano typowe wprowadzenia postaci do gry, z których każda to bohater z własną historią, problemami, umiejętnościami itp. Nie ma rozdrabniania się na pododdziały, zamieszania rozpisanego na setki jednostek – to gra, w której każdy z bohaterów rozstawionych na szachownicy (z przeszkodami) jest istotny, ma wpływ na losy całej potyczki. Dla fanów serii bazowy szkielet mechaniki rozgrywki jest doskonale znany i gwałtownie odnajdą się w Engage. Dla zupełnie nowych graczy ire Emblem Engage będzie dobra grą na start, dzięki cierpliwemu tłumaczeniu poszczególnych zagadnień w samouczku i bardzo umiejętnie wyważonej relacji pomiędzy wstawkami fabularnymi, taktyką i odrobiną swobody w eksploracji otoczenia.

O samej fabule Fire Emblem Engage można by snuć długie opowieści, ale… nie warto tego czynić choćby ze względu na potencjalne (i niezamierzone) spoilery. Jest intrygująco, ciekawie, z nagłymi zwrotami fabularnymi i… doskonale znanymi postaciami i lokacjami. Zapytacie, jak to, przecież Fire Emblem słynie z tego, iż za każdym razem buduje nowa opowieść i wprowadza do gry nowych bohaterów! I tak jest też tym razem, ale… są też pierścienie. I smoki. A pierścienie dają nam dostęp do tytułowego Engage – wzmocnienia bazowej postaci, przez dawnego wojownika, którego duch związany jest z pierścieniem. Nowa mechanika wprowadzona do Fire Emblem, obok dziesiątek subtelności (jak ataki łańcuchowe, wsparcie w obronie, współpraca) daje sporo frajdy w trakcie walki – z jednej strony do solidnie wzmocnione ataki (lub obrona), z drugiej konieczność planowania walki na szachownicy w taki sposób, by Engage dało się wykorzystać w kluczowych momentach potyczki, albo doładować kolejny atak na specjalnie wyznaczonych polach. Ok, to już wiecie jak wprowadzono do potyczek starych, dobrze znanych bohaterów. Drugie zapożyczenie z poprzednich edycji Fire Emblem to… same pola walki, które u fanów serii kilka razy wywołają déjà vu. Tak, już tam kiedyś byliście, walczyliście, ale przy zmieniającym się (w rytm fabuły i jak w kalejdoskopie) składzie drużyny choćby stare pole walki wygląda zupełnie odświeżająco.

Rozgrywka podzielona jest na kilkadziesiąt rozdziałów, każdy obudowany otoczką fabularną, niemal za każdym razem poznajemy kolejnych bohaterów i antybohaterów. Po fazie przygotowań do walki (czytaj: doborze drużyny, uzbrojenia, ćwiczeniach…) i samej potyczce (która może skończyć się permanentną utrata niektórych jednostek, jeżeli gramy w najtrudniejszym trybie rozgrywki) możemy przez chwilę swobodnie eksplorować pole walki w widoku TPP, zbierając gadżety oraz zwierzaczki (do prywatnego schronienia, na maleńkiej, lewitującej wyspie). W trakcie walk jest… jak zawsze emocjonująco, zwycięstwa w większość potyczek wiszą dosłownie na włosku, a satysfakcja z adekwatnego przełamania obrony lub sprawnie wykonanego uniku, albo solidnego combo z ciosów, ilustrowana krótkimi, acz treściwymi animacjami – jest ogromna! Jest epicko, a każde (małe i duże) zwycięstwo po prostu daje dużo radości.

W centrum świata, opowiadającego o historii i teraźniejszości kontynentu Elyos lewituje sobie wyspa z niewielkim, ale bogato wyposażonym zamczyskiem – schronieniem, do którego wraz z grupą spotkanych w grze bohaterów powracamy, by zregenerować siły. Sam Somniel – lewitująca wyspa, unosząca się nad uświęconą ziemią, to miejsce gdzie Alear (główny protagonista lub protagonistka) spędził(-a) 1000 lat we śnie, teraz powraca do świata żywych, by toczyć nierówny bój z Upadłym Smokiem i jego podwładnymi. Na wyspie przygotowano dla nas sporo zróżnicowanych aktywności – od głaskania i karmienia zwierzątek, po wykwintne obiady z innymi bohaterami, ćwiczenia na arenie, wspólne walki online na wybranych mapach oraz wspieranie finansowe wybranych państw kontynentu Elyos, co oczywiście przekłada się na pewne profity. Do tego przygodne spotkania, zręcznościowe ćwiczenia (gry rytmiczne), zakupy uzbrojenia, czyszczenie pierścieni, nowe stroje… czegóż tu nie ma! Choć w zestawieni ze swobodą poruszania się po akademii w Tree Houses – Somniel wypada skromnie, to dostępne dodatkowe aktywności mogą nam pożreć długie godziny czasu, a ten przełoży się na lepszą współpracę i większe możliwości ofensywne i obronne na polu boju (co było łatwe do przewidzenia). Wiem, iż nie wypada choćby poddawać dziś w wątpliwość istnienie takiej opcji a JRPG-u, ale połowienie ryb w Fire Emblem Engage przewidziano (szkoda tylko, iż w jednym stawie). No to już wiecie.

Elyos to miejsce urokliwe, sama mapa prezentuje się przepięknie. Chociaż cztery państwa i nacje zamieszkujące kolisty atol kontynentu są zaplanowane schematycznie (od zielonych pól, przez mroźne góry, po piaszczyste pustynie) i w sumie niezbyt rozległe powierzchniowo, to Intelligent Systems zadbało o to, żebyśmy się nie nudzili, bo losowe wydarzenia i potyczki z małego kontynentu czynią miejsce, w którym cały czas coś się dzieje. Warto zwrócić uwagę na to, iż od czasów Three Houses Fire Emblem coraz więcej wagi przykłada do ekonomicznej i towarzyskiej warstwy gry. interesujące jak ta seria rozwinie się w ciągu najbliższej dekady.

Podsumowanie: Taktyczne, turowe walki, wspaniale narysowane i animowane, opowiedziane z dużą dawką epickości i zwrotów akcji to coś, w czym studio Intelligent Systems zawsze brylowało. adekwatnie dla Fire Emblem wśród gier fantasy, umiejętnie łączących RPG z taktyczną, turowa strategią nie ma zbyt dużej konkurencji, a choćby jeśli, to nikt tak umiejętnie jeszcze nie połączył epicko-barokowej walki z anime oraz bohaterami, do których tak łatwo się przywiązujemy, iż aż trudno pogodzić się z ich utratą na polu walki. Na szczęście, od pewnego czasu w Fire Emblem obowiązuje mechanizm cofania czasu (z czego skrupulatnie, niżej, a może i powyżej podpisany chętnie korzystał). Co oczywiście nie uchroni nas w każdej możliwej sytuacji. jeżeli weźmiemy pod uwagę fakt, iż główny wątek fabularny to jakieś 30-35 godzin rozgrywki, a oboczne, losowe zadania rozrzucone na mapie kontynentu Elyos mogą zabrać pewnie drugie tyle, to niewątpliwie zakup Fire Emblem Engage to najlepsze co można zrobić dla swojego Switcha. Niezależnie od tego, czy dopiero zaczynamy swoją przygodę z taktycznymi, turowymi grami RPG, czy też jest to kolejna wyprawa do świata Fire Emblem.

Gatunek: turowa gra taktyczna JRPG

Producent: Intelligent Systems

System: Nintendo Switch

Język polski: nie

Premiera: 20.01.2023 r.

Ocena: Koniecznie grać!

Idź do oryginalnego materiału