Recenzja filmu Fantastyczna 4: Pierwsze Kroki

konsolowe.info 1 tydzień temu

Fantastyczna Czwórka powraca w najnowszym filmie, stanowiącym ich debiut w MCU. Już teraz mogę z pełnym przekonaniem powiedzieć: to najlepszy film o tych postaciach, jaki do tej pory powstał. Co prawda nie jest to szczególnie trudne osiągnięcie, bo Pierwsza Rodzina Marvela nie miała dotąd zbyt udanych ekranowych wcieleń. Co jednak sprawia, iż ta wersja wreszcie działa?

Pod wieloma względami Fantastyczna Czwórka: Pierwsze Kroki przypomina niedawny film o Supermanie. Oto dostajemy nową wersję znanych bohaterów, ale bez klasycznego origin story. Bohaterowie działają już od kilku lat, są rozpoznawalni i osadzeni w świecie. Film zaczyna się jednak od krótkiego, ale treściwego prologu, który klarownie wyjaśnia, kim są, skąd mają moce i co robili przez ostatnie lata.

Ten początek, podobnie jak cały film, to piękny hołd oddany komiksowej spuściźnie. Widzimy kadry żywcem przeniesione z klasycznych okładek, a pod koniec pojawia się wzruszająca laurka dla Jacka Kirby’ego. Widać, iż twórcy naprawdę kochają tę markę. Fani powinni być zachwyceni.

Nowi widzowie dostają natomiast wszystko, co trzeba, by gwałtownie odnaleźć się w tej historii. Mimo iż Fantastyczna Czwórka to kultowe postacie, nie są dziś aż tak obecni w mainstreamie jak Spider-Man czy Iron Man. Ten zwięzły wstęp świetnie wprowadza w świat filmu.

Co ważne, Pierwsze Kroki to pierwszy od dawna film Marvela, który nie wymaga od widza żadnych przygotowań. Nie trzeba znać dziesięciu poprzednich filmów ani seriali. Można wejść z ulicy i świetnie się bawić. Dzieje się tak dlatego, iż akcja rozgrywa się na alternatywnej Ziemi, poza główną linią MCU. To świeży oddech, który temu uniwersum bardzo się przydał.

Decyzja o retrofuturystycznej estetyce lat 60. okazała się strzałem w dziesiątkę. Świat przypomina animację o Jetsonach. Mamy tu klasyczne auta, taśmy magnetofonowe i winyle, ale też zaawansowaną technologię. Ten miks wypada świetnie i od razu wyróżnia film w morzu szaro-burych blockbusterów.

Ale to, co działa tu najmocniej, to postaci. O matko, jaki to jest znakomity casting! W połączeniu z mądrze poprowadzoną narracją dostajemy bohaterów z krwi i kości. Wielowymiarowych, wiarygodnych i znakomicie zagranych.

Pedro Pascal w roli Reeda Richardsa spisuje się fenomenalnie. Jest dziś u szczytu kariery, a tu pokazuje jeszcze inne oblicze. Idealnie oddaje intelekt Reeda i jego wewnętrzny konflikt między sercem a rozumem. Co ważne, nikt nie musi nam mówić, iż Richards to „najmądrzejszy człowiek świata”. Pascal po prostu to pokazuje. Widzimy, jak myśli, jak łączy wątki, jak rodzą się w nim kolejne pomysły.

Jednak to Vanessa Kirby jako Sue Storm najbardziej mnie zachwyciła. Widać, jak wiele zmieniło się w kinie superbohaterskim – jej postać nie jest już ozdobą, tylko pełnoprawną, silną bohaterką. Sue jest mądra, zdecydowana, odważna i empatyczna. Ma wpływ na wydarzenia, a nie tylko dryfuje za fabułą. Vanessa Kirby zagrała tę rolę rewelacyjnie i wierzę, iż wiele kobiet odnajdzie w niej inspirację.

Joseph Quinn jako Johnny Storm także wypada znakomicie. Owszem, to playboy i żartowniś, ale scenariusz nie redukuje go do stereotypu. Ma własny wątek i własne przejścia. Jest zabawny, ale ma też szansę pokazać własną mądrość.

Ebon Moss-Bachrach jako Ben Grimm, czyli The Thing, może nie dostał aż tylu efektownych scen, ale i tak zapada w pamięć. To spokojna, zrównoważona postać, budząca sympatię i ciepło. Taki „kochany misiek”, którego uwielbiają dzieci i który daje zespołowi stabilność.

Można zauważyć, iż kilka dotąd napisałem o supermocach. To dlatego, iż ten film stawia najpierw na ludzi, a dopiero potem na bohaterów. Ale bez obaw – sceny akcji są, moce są świetnie pokazane, a każdy z członków drużyny ma realny wpływ na rozwój fabuły i finałowe starcie z Galactusem.

I tu dochodzimy do największej siły tego filmu: rodziny. Fantastyczna Czwórka od zawsze była nazywana „Pierwszą Rodziną Marvela” i wreszcie udało się to sensownie pokazać. Rodzina nie jest tu tylko tłem, to motyw przewodni, który przenika każdy element historii. Wzajemna miłość, poświęcenie, bliskość – wszystko to wybrzmiewa bardzo mocno i emocjonalnie.

Dla mnie osobiście szczególnie istotny był wątek Franklina, syna Reeda i Sue. Jako ojciec, czułem ogromne emocje, obserwując ciążę Sue, narodziny dziecka i pierwsze miesiące jego życia. Wiem, iż nie każdy widz poczuje to samo, ale dla mnie to był bardzo osobisty wątek. Scena z montowaniem fotelika samochodowego to coś, co z pewnością wywoła uśmiech na twarzy niejednego rodzica.

Na koniec słowo o złoczyńcach. Galactus i Srebrna Surferka to klasyka. Przed premierą wiele osób obawiało się, iż Shalla-Bal będzie wyglądać sztucznie. Na szczęście CGI dopracowano i efekt końcowy wypada bardzo dobrze. Jej moce zostały przedstawione z rozmachem.

Sam Galactus jest dokładnie taki, jakim powinien być: kosmicznym olbrzymem niszczącym światy. Jego pierwsze pojawienie się na ekranie robi ogromne wrażenie, a każde słowo wypowiedziane z jego ust rezonuje w całej sali kinowej. I choć nie ma tu rewolucji względem komiksu, to finałowa walka jest dynamiczna, interesująca i daje każdej postaci moment na zabłyśnięcie.

Efekty wizualne prezentują się świetnie, podobnie jak muzyka Michaela Giacchino. Główny motyw muzyczny powraca w różnych wariacjach i zapada w pamięć. Wreszcie Marvel znów ma muzykę, którą się pamięta.

Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, to do montażu. W trzecim akcie zdarza się, iż sceny są posklejane z różnych ujęć i bohaterowie zmieniają pozycję między cięciami. To drobiazg, ale rzuca się w oczy.

Jak napisałem na początku – Pierwsze Kroki to najlepszy film o Fantastycznej Czwórce i, moim zdaniem, najlepszy film MCU od czasów Avengers: Endgame. Widać tu ogromną miłość do bohaterów, znakomite aktorstwo i przemyślany scenariusz. To film, który warto zobaczyć choćby wtedy, jeżeli nie przepadacie za komiksowymi produkcjami. Polecam z całego serca.

Idź do oryginalnego materiału