[Recenzja] Blood Incantation - "Absolute Elsewhere" (2024)

pablosreviews.blogspot.com 1 tydzień temu


Z "Absolute Elsewhere" jest trochę jak z "Joker: Folie à deux". Filmem, który sprzedaje się kiepsko i zdobywa fatalne oceny nie dlatego, iż jest obrazem kiepskim, ale obrazem kompletnie innym niż chcieliby otrzymać miłośnicy przewidywalnego kina superbohaterskiego czy choćby wielbiciele pierwszej części, odchodzącej od komiksowej sztampy na rzecz inspiracji dramatami Scorsesego. Najnowszy album Blood Incantation akurat oceniany jest na ogół bardzo pozytywnie, ale również może odrzucić ortodoksów, dla których nie do zaakceptowania są jakiekolwiek zmiany stylu i sięganie po inspiracje bardzo odległe od spodziewanego gatunku.

Poprzednie dwie płyty Blood Incantation nie odchodziły daleko od estetyki ekstremalnego metalu. Tym razem też z początku wszystko wydaje się być na swoim miejscu. Okładka "Absolute Elsewhere", z nieczytelnym logo i grafiką wpisującą się w gatunkowe klisze, nie zapowiada żadnych zmian. Być może niektórym słuchaczom tytuł skojarzy się z efemeryczną grupą Billa Bruforda z połowy lat 70., ale na tym etapie można to jeszcze wziąć za przypadkową zbieżność, którą - jak wynika z materiałów prasowych - wcale nie jest. Tym, co nie znają, należy się wyjaśnienie, iż Absolute Elsewhere na swoim jedynym albumie "In Search of Ancient Gods" z 1976 roku zaproponował muzykę na pograniczu progresywnego rocka i progresywnej elektroniki. Nie ma w tym jednak przypadku, iż mimo udziału Bruforda grupa nie zdobyła większej popularności. Muzycy niezbyt dobrze odnajdują się w takim graniu, nie mają na nie żadnego oryginalnego pomysłu, a kompozycje są jedynie pretekstowe.

Czytaj też: [Recenzja] God - "Possession" (1992)

Inaczej sprawa ma się z "Absolute Elsewhere" Blood Incantation, pokazującym całkiem odświeżające podejście do metalu. Już sama struktura albumu kojarzy się raczej z progiem: to tylko dwa utwory, składające się z trzech segmentów każdy. Początek pierwszego z nich "The Stargate", pomijając samo intro z syczącym syntezatorem, może nieco uspokoić ortodoksów, bo to czysto deathowe napieprzanie, z growlem, brutalnymi riffami i perkusyjnym łomotem. Po ledwie dwóch minutach następuje jednak instrumentalne zwolnienie, z czystym brzmieniem gitar, mniej gęstą pracą bębniarza oraz melodyjnymi partiami oldskulowego syntezatora, ustępującymi potem gilmourowskiej solówce, po której zespół wraca do deathowego wygrzewu. Jeszcze bardziej zaskakuje środkowy segment "The Stargate", bo to już niemal w całości coś w rodzaju hołdu dla Tangerine Dream. Na klawiszach - w tym na melotronie - zagrał tu zresztą Thorsten Quaeschning z obecnego składu tamtej grupy. Dopiero w samej końcówce następuje agresywne zaostrzenie, płynnie przechodzące w trzeci segment, najbardziej brutalny, ale z znów klimatycznymi zwolnieniami, a choćby wejściami czystego śpiewu.

Równie zróżnicowanym utworem jest "The Message". Tu akurat pierwszy segment utrzymany jest w stricte metalowym stylu, przeplatając jednak deathową brutalność z bardziej melodyjnym graniem. Pojawiają się jedne z najbardziej miażdżących riffów na płycie, za to gitarowa solówka dodaje nieco subtelności. W środkowym segmencie wracają syntezatory i czysty śpiew, a po półtorej minuty utwór znacznie łagodnieje, imitując stylistykę Pink Floyd z okresu "Dark Side of the Moon" i "Wish You Were Here" - partie wokalne i gitarowe to niemal David Gilmour, a całość zatopiono w bardzo klasycznym brzmieniu organów. W ostatnim segmencie muzycy podkręcają tempo, a także przywracają ciężar i agresję. Nie zabrakło jednak wolniejszych momentów, przywołujących skojarzenia z latami 70. - ten zaczynający się w trzeciej minucie to najładniejszy pod względem melodii oraz klimatu fragment płyty, w dodatku niebudzący aż tak oczywistych skojarzeń z żadnym konkretnym wykonawcą.

Czytaj też: [Recenzja] Dysrhythmia - "Coffin of Conviction" (2024)

O ile sam pomysł na "Absolute Elsewhere" jest bardzo ciekawy, to mam pewne zastrzeżenia do tego, jak go zrealizowano. Przede wszystkim brakuje mi tu tego, by elementy metalowe i inspiracje prog-rockiem czy progresywną elektroniką faktycznie się tu ze sobą miksowały. Zamiast syntezy jest przeplatanie się jednego z drugim. Trochę jak u Opeth, choć z lepszym skutkiem, bo nie jest to tak statyczne i anemiczne granie, a spokojniejsze fragmenty faktycznie udanie przywołują brzmienie oraz klimat lat 70. z okolic Tangerine Dream czy Pink Floyd. Mimo wszystko doceniam odwagę Blood Incantation, jaką było nagranie płyty tak bardzo wbrew oczekiwaniom dotychczasowych słuchaczy. Poza tym zespół bardzo sprawnie odnajduje się w każdym stylu, po jaki tu sięga.

Ocena: 7/10

Nominacja do płyt roku 2024



Blood Incantation - "Absolute Elsewhere" (2024)

1. The Stargate [Tablet I]; 2. The Stargate [Tablet II]; 3. The Stargate [Tablet III]; 4. The Message [Tablet I]; 5. The Message [Tablet II]; 6. The Message [Tablet III]

Skład: Paul Riedl - wokal, gitara, syntezator, melotron; Morris Kolontyrsky - gitara, syntezator; Jeff Barrett - gitara basowa, syntezator; Isaac Faulk - perkusja i instr. perkusyjne, gitara, melotron
Gościnnie: Nicklas Malmqvist - instr. klawiszowe; Thorsten Quaeschning - instr. klawiszowe (2), programowanie (2); Mors Dalos Ra - wokal (3-5)
Producent: Arthur Rizk


Idź do oryginalnego materiału