[Recenzja] Autechre - "LP5" (1998)

pablosreviews.blogspot.com 1 miesiąc temu


Zanim Warp Records zaczęło samodzielnie wydawać w Stanach płyty ze swojego katalogu, ich dostępność na amerykańskim rynku zależała od tego, czy uda się przekonać do nich jakiegoś dystrybutora. Nie udało się to w przypadku "Chiastic Slide", czwartego albumu Autechre, który do dziś nie miał oficjalnej premiery w USA. Wydaniem kolejnego pełnowymiarowego wydawnictwa Seana Bootha i Roba Browna zainteresowanie wykazała natomiast Nothing Records, wytwórnia Trenta Reznora. "LP5" - album tak naprawdę nie ma tytułu, ale takie nazewnictwo przyległo do niego po późniejszym ukazaniu się "EP7" - pojawił się w jej ofercie pomiędzy płytami Nine Inch Nails, Marilyn Mansona czy ścieżek dźwiękowych "Urodzonych morderców" i "Zagubionej autostrady". Co mogło budzić obawy, o zwrot brytyjskiego duetu w bardziej komercyjne rejony.

Stało się jednak zupełnie na odwrót. "LP5" jest tym wydawnictwem Autechre, na którym pozostały już tylko śladowe ilości tej względnej normalności wczesnych płyt. Dominuje tu muzyka o bardzo abstrakcyjnym charakterze, często całkowicie podporządkowana warstwie rytmicznej - bardzo złożonej, dalekiej od konwencjonalnych rozwiązań - z niemal śladowymi ilościami melodii. Wyjątkiem od tej reguły jest przede wszystkim "Rae", jeden z... najładniejszych utworów duetu. Tu również na pierwszy plan wybija się rytm, jednak stosunkowo prostszy, nie aż tak gęsty, dzięki czemu odpowiednio wybrzmieć może także melodyjne, czillujące tło. W podobnym stylu utrzymany jest też "Corc", kolejny bardzo przyjemny, choć już nie aż tak wyrazisty melodycznie kawałek. "Arch Carrier" to z kolei połączenie tej autechrowej abstrakcji z bardziej konwencjonalnymi rozwiązaniami - pierwsza połowa mogłaby w sumie być kawałkiem Depeche Mode czy Kraftwerk, dopiero z czasem robi się dziwniej. Całkiem przystępnie wypadają jeszcze "Melve" i początek "Under BOAC", ale ten wcześniejszy to miniatura o nieco humorystycznym charakterze, a drugi z czasem rozwija się w zdecydowanie bardziej pokręconym kierunku.

Czytaj też: [Recenzja] Autechre - "Chiastic Slide" (1997)

I taka jest też reszta tej płyty. Już otwieracz "Acroyear2" wysoko podnosi próg wejścia tą zwariowaną rytmiką i humorystycznymi efektami dźwiękowymi. Całość może wręcz wydawać się zlepkiem losowo generowanych dźwięków. Podobnej dekonstrukcji duet dokonuje w masywnych, gęstych "777" i "Vose In", gdzie oszczędne, poszatkowane melodie zlewają się ze złożonymi rytmami, a także w zgliczowanymi "Caliper Remote" czy popsutym ambiencie "Drane2", gdzie melodyjne tło z trudem przebija się spod przedziwnej, natarczywej konstrukcji z sampli. Wszystkie te utwory pokazują jednak niesamowity kunszt producencki Browna i Bootha, a także ogromną wyobraźnię, która pozwala im tworzyć.tak skomplikowaną, abstrakcyjną, a zarazem starannie dopracowaną i przemyślaną muzykę. Najlepszym przykładem wydaje się zresztą "Fold4,Wrap5", gdzie pomysłowe zestawienie rozmytych, quasi-ambientowych plam dźwięku oraz szybszego, jednostajnego beatu tworzy złudzenie, jakby utwór na przemian zwalniał i przyśpieszał.

Na "LP5" Autechre po raz kolejny przesuwa granice, zmierzając w coraz mniej przystępnym kierunku. Pierwszy kontakt, zwłaszcza gdy nie miało się do czynienia z innymi dokonaniami duetu, może być przytłaczający, ale warto podejść do tego z otwartą głową. Bez oczekiwań, jak powinno to brzmieć. Po prostu skupić się na tych przedziwnych rytmach oraz ich interakcji z pozostałymi elementami. A wtedy już łatwiej będzie docenić kunszt i wyobraźnię Anglików.

Ocena: 9/10



Autechre - "LP5" (1998)

1. Acroyear2; 2. 777; 3. Rae; 4. Melve; 5. Vose In; 6. Fold4,Wrap5; 7. Under BOAC; 8. Corc; 9. Caliper Remote; 10. Arch Carrier; 11. Drane2

Skład: Sean Booth; Rob Brown
Producent: Autechre


Idź do oryginalnego materiału