Razem na naszej drodze

polregion.pl 3 dni temu

Zawsze w drodze
Zosia od zawsze była samodzielnym i posłusznym dzieckiem. Rodzice pracowali całymi dniami, a ona wracała ze szkoły, podgrzewała zupę, jadła i odrabiała lekcje. Czasem sama gotowała makaron. Tak było już od pierwszej klasy.

Gdy była w jedenastej klasie, do ich szkoły przyszli studenci na praktyki przeddyplomowe. Lekcje historii prowadził wysoki, poważny Dominik Michałowski, w okularach i szarym garniturze. Chłopaki nazywali go kujonem, śmiali się nad nim i próbowali przeszkadzać na lekcjach. Ale pod koniec słuchali go z otwartymi ustami. Opowiadał historię tak, jak żaden nauczyciel przed nim. Zadawał pytania, zmuszał do myślenia, do wyrażania własnych opinii, proponowania innych wersji wydarzeń.

Chłopcom błyszczały oczy. Po raz pierwszy mieli okazję mówić, zmieniać bieg historii, choć tylko teoretycznie. Dominik studził ich zapał, gdy zbytnio się rozpędzili w projektowaniu nowego świata. Czekali na jego lekcje z niecierpliwością i nigdy ich nie odpuszczali.

Podczas zajęć Zosia nie spuszczała z Dominika zakochanych oczu. Zaczęła czytać książki historyczne, by też brać udział w dyskusjach. Pewnego dnia odważyła się i wyraziła swoją opinię. Dominik ją pochwalił, powiedział, iż gdyby reformy poszły jej śladem, żyliby dziś w zupełnie innym społeczeństwie. Ale wyjaśnił, iż w tamtych czasach było to prawie niemożliwe.

– Niestety, historii nie da się przepisać. Można tylko zmienić podręczniki, podkreślając ważne wydarzenia – powiedział znacząco.

A potem jego praktyki się skończyły, a Zosia natychmiast straciła zainteresowanie historią. Pewnego dnia szła ze szkoły do domu, gdy zobaczyła idącego jej naprzeciw Dominika.

– Cześć, Zosiu – przywitał się.

Pamiętał jej imię! Serce Zosi podskoczyło z radości.

– Pan idzie do szkoły? Lekcje już się skończyły – powiedziała zmieszana.

– Nie, chciałem cię spotkać.

Zosia szeroko otworzyła oczy i zaczerwieniła się ze wstydu.

– Idziesz do domu? Odprowadzę cię.
Szli obok siebie, a on wypytywał ją o szkołę, przyjaciół, plany na studia.

– Nie na historię? Wydawało mi się, iż się tym zainteresowałaś. Swoją drogą, mam mnóstwo ciekawych książek, mogę ci pożyczyć.

Zosia zamarła ze szczęścia. Zapraszał ją do siebie? Nie Alę Kowalską, najładniejszą dziewczynę w klasie, tylko ją, Zosię Nowak, Zosiulkę, jak czule nazywał ją tata. Bała się na niego spojrzeć.

– Dziękuję, ale wybieram ekonomię… – wymamrotała. – Ale książki chętnie bym przeczytała.

– Dobrze. Następnym razem przyniosę ci kilka, wybiorę według własnego uznania, jeżeli nie masz nic przeciwko – powiedział.

*„Następnym razem? Czyżby mieli się jeszcze spotkać?”* Serce Zosi waliło w piersi od emocji.

– A będzie ten następny raz? – usłyszała swój głos i poczuła, jak twarz płonie ze wstydu.

– Oczywiście. jeżeli chcesz – uśmiechnął się Dominik.

Od uśmiechu jego twarz stała się piękna i chłopięco młoda. Zosia nagle zrozumiała, iż nie jest od niej dużo starszy. Pierwszy raz widziała jego uśmiech.

– I mów mi po prostu Dominik. Nie jesteśmy w szkole, już nie jestem twoim nauczycielem. Doszliśmy? To twój dom?

Zosia skinęła głową, nie mogąc mówić od nadmiaru uczuć. Pożegnał się i odszedI wtedy Zosia zrozumiała, iż życie to nie tylko proste ścieżki wyznaczone przez innych, ale też własne, nieoczekiwane zakręty, które warto czasem przebyć z uśmiechem i bez lęku.

Idź do oryginalnego materiału