Raz jeszcze opera

kulturaupodstaw.pl 1 rok temu
Zdjęcie: fot. Dominika Górna, Tydzień Ziemi Śremskiej


23 sierpnia w Jarosławkach, w klimatycznej Ceglarni odbyła się premiera najnowszego projektu zrealizowanego przez Stowarzyszenie „Z Muzyką do Ludzi”. Tym razem widzowie zostali zaproszeni do obejrzenia spektaklu Moliera „Mieszczanin szlachcicem”, z pięknymi fragmentami barokowej opery Jeana Baptiste’a Lully’ego.

To była nowa odsłona opery. Nieco inna niż do tej pory (w Ceglarni odbyło się już pięć przedstawień operowych). Inna, bo też komedia Moliera nie jest operą, więc i formuła musiała zostać trochę zmieniona. Za reżyserię odpowiadała tym razem Patrycja Kozyra, za choreografię Oliwier Korejwo. W głównych rolach zobaczyliśmy Bartosza Remesza (Jourdain), Magdalenę Szymańską (Dorymena), Joannę Mazurkiewicz (służąca), Pawła Walkowiaka (filozof) i Oliwera Korejwo (nauczyciel tańca i fechtunku). Kierownikiem muzycznym była jak zwykle nieoceniona Lilianna Stawarz.

Po spektaklu Ewa Smoleńska, która spięła to wszystko w całość – powiedziała:

„Dziękujemy za obecność, owacje, gratulacje i bardzo ciepłe przyjęcie naszej francuskiej interpretacji Moliera. Dziękuję w imieniu Ogólnopolskiego Stowarzyszenia „Z Muzyką do Ludzi”, Centrum Kultury Książ Wielkopolski za świetną współorganizację, Liliannie Stawarz i jej zespołowi za francuski, klimatyczny barok, Fundacji Obszar Działań Twórczych SOMA i Patrycji Kozyrze za komediowe „ą”, „ę” i wprowadzenie na scenę operową Teatru w Raju, zespołowi INSPIRO Ensemble za muzykalność, piękne brzmienie i przyjaźń z naszym drugim zespołem wokalnym osób z niepełnosprawnością wzroku oraz Przemysławowi Czekale, jego opiekunowi. To jest wspólna praca wszystkich, dlatego efekty są tak fantastyczne. I dziękuję Krzysztofowi, właścicielowi Ceglarni za to, iż jest”.

Jakiś czas po przedstawieniu rozmawiałam z Ewą Smoleńską, duszą całego przedsięwzięcia.

Ewa Nowak: Kolejny spektakl… i kolejny sukces. Jak to się robi?

Ewa Smoleńska: Pracujemy, pracujemy, pracujemy. Jak coś się nie udaje, coś nie wychodzi… to znowu się pracuje, pracuje, pracuje. Poprawiamy, wyciągamy wnioski, jeszcze raz poprawiamy i znowu pracujemy… Praca, praca, praca i jeszcze raz praca – to gwarantuje sukces. Nikt z nas nie jest doskonały, nic nie przychodzi samo, sukces również. Ostateczna wersja jest efektem pracy.

EN: Ostatni spektakl to jednak sukces…

ES: To jest dla mnie bardzo duży sukces, tym bardziej, ze związany z bardzo dużą zmianą organizacyjną. Pojawiła się pantomima, której przedtem nie było. Oprócz tego, opieki nad całością i reżyserii podjęła się bliżej mi nieznana Patrycja Kozyra, która nigdy do tej pory nie była reżyserem opery. Wymagało to więc dużo więcej pracy niż zwykle, zarówno jej, jak i mojej. Efekt w związku z tym był trudny do przewidzenia. Ale się udało.

fot. Dominika Górna, Tydzień Ziemi Śremskiej

Trzeba jednak podkreślić, iż wszyscy uczestnicy projektu dali z siebie wszystko, byli niezwykle zaangażowani, również emocjonalnie i wszystkim nam bardzo zależało, żeby całe przedsięwzięcie wyszło tak, jak sobie zaplanowaliśmy.

W trakcie pracy już widziałam, iż będzie dobrze.

EN: A czemu akurat Moliere?

ES: Szukaliśmy „łatwej opery”, łatwej do wystawienia w Ceglarni, przyjemnej w odbiorze i odpowiedniej do środków, którymi dysponowaliśmy, a nie były to wielkie środki.

Nie mamy stałej dotacji, jak teatry czy inne placówki kulturalne. Sami musimy zadbać o finanse, a nie zawsze są takie, o jakie wnioskujemy. Zawsze staramy się robić wszystko na jak najwyższym poziomie w stosunku do środków, które mamy.

Dużą część pracy wykonujemy społecznie, dbając jedynie o odpowiednie wynagrodzenie orkiestry, aktorów i śpiewaków. „Mieszczanin szlachcicem” Moliera, to adekwatnie nie jest opera. To jest komedia, do której została napisana muzyka przez J.B. Lully’ego. Wydało mi się, iż to jest właśnie to czego potrzebujemy i co jest możliwe do zaadaptowania do warunków Ceglarni i co odpowiada naszym możliwościom.

EN: Jak wyglądały przygotowania, jakie były założenia ?

ES: Całość była śpiewana w oryginale, po francusku. Dopełniliśmy ją pantomimą: grą ciałem, gestem, mimiką. Słowa i ich rozumienie tym razem nie były najważniejsze. Odwołujemy się też do znajomości utworu Moliera. W trakcie przygotowań bardzo pomogła mi Magdalena Szymańska, która razem ze mną sczytywała całość i wspólnie z piecioaktowego dzieła komediowego zrobiłyśmy nową całość, trwającą 1 godz.15 min, nie wyrzucając przy tym nic, co uniemożliwiłoby adekwatny odbiór. Dodatkowo do wszystkiego, co wybrałyśmy, Patrycja Kozyra ułożyła sekwencje pantomimy. Skracałyśmy i dopasowywałyśmy to wielokrotnie, żeby powstała spójna i nie za długa całość. Od libretta i pracy nad nim, do premiery upłynęło ładnych parę miesięcy.

Chciałam, żeby statyści, którzy z nami pracują, nieco dłużej mieli okazję poczuć klimat przygotowań. Wszyscy, którzy przyjeżdżają, są już przygotowani, aktorzy znają tekst, śpiewacy swoje arie, muzycy swoje. Na miejscu składamy to wszystko w całość, szlifujemy, próbujemy i powoli powstaje spektakl. Musieliśmy dostosować czas trwania muzyki do pantomimy i pantomimę do muzyki, żeby wszystko pasowało, żeby układało się w całość. Cały czas myślę też o nowych formach, o angażowaniu młodzieży i dzieci, o wprowadzaniu łatwiejszych w odbiorze form, bo musimy pamiętać, iż naszymi odbiorcami, naszymi gośćmi, często są ludzie, którzy do tej pory nigdy nie słuchali oper, nie bywali na przedstawieniach operowych.

EN: A skąd pomył na pantomimę w operze?

ES: Szukałam czegoś nowego, innego. Dzięki Patrycji, dla której pantomima, gra ciałem, gestem, nie ma adekwatnie tajemnic, udało się to połączyć i zrealizować. To było duże wyzwanie. Ale wyszło świetnie!

EN: W tym przedstawieniu pojawiła się jeszcze jedna nowość…

ES: Tak. Były to osoby z niepełnosprawnością wzrokową. Prowadzę projekt wspierany przez fundację „Dzięki Tobie”. Mam więc obowiązek włączenia do działań ludzi z taką niepełnosprawnością. Mam już doświadczenie z pracą z takimi osobami- w szkole mamy nauczyciela- pianistę właśnie z niepełnosprawnością wzrokową. To on mnie namówił na taki eksperyment. Idea upowszechniania muzyki klasycznej wśród takich osób bardzo mi się spodobała. Oni mają świetny słuch. Jestem zafascynowana tym, jak oni słyszą. A słyszą więcej. Nie wiem, może jest to kwestia uważności, skupienia. Potrafią na przykład po barwie głosu rozmówcy, nie widząc go przecież, określić, w jakim jest nastroju. To grupa wymagająca, ale chętna do działania i bardzo otwarta.

Najtrudniejsze jest dla nich wyjście na scenę, przemieszczanie się w przestrzeni. Trzeba im w tym pomóc. Nawiązaliśmy wspaniałe relacje, poczuli się bezpieczni i zaopiekowani, co dało im pewien komfort występu na scenie przed publicznością. Przed publicznością, której przecież nie widzieli, z zespołem, którego również zobaczyć nie mogli.

fot. Dominika Górna, Tydzień Ziemi Śremskiej

To było wspaniałe doświadczenie: widzieć, jak ludzie się zmieniają, jak zaczynają się rozumieć nawzajem, jak zaczynają wierzyć w powodzenie projektu.

Jak to, co mamy w wyobraźni staje się rzeczywistością. Wszyscy i muzycy, i śpiewacy i, aktorzy, byli bardzo zadowoleni z końcowego efektu.

EN: Skład zespołu był też nieco inny…

ES: Nie było tym razem naszej gwiazdy, Katarzyny Hołysz. Godnie zastąpili ją śpiewacy z poznańskiego zespołu INSPIRO Ensemble. Ograniczenia w składzie wynikały również z budżetu, jaki mieliśmy. Ale też nie jest to prawdziwa opera, wymagająca większego zespołu muzyków i śpiewaków. To komedia muzyczna, a to jednak jest coś innego. Nie ma tak wymagających partii, jak w prawdziwej operze. Z tym nowym zespołem udało się zrobić coś niesamowitego. Wszyscy ciężko zapracowaliśmy na ten sukces.

EN: Jakie plany na przyszłość…

ES: Jest już pomysł. Zaczęłam pisać już projekt na konkurs ogłoszony przez PFRON. To będzie znowu coś, czego do tej pory nie było. Na pewno nie będzie to muzyka dawna. Na pewno będzie to coś, co wszyscy znamy. I na pewno znów wszystkich zaskoczymy. Na razie tyle.

Idź do oryginalnego materiału