"Renaissance" to najnowsze dzieło argentyńskiej formacji Raptore. Dorobili się 3 albumów i od czasów powstania w 2012r rosną w siłę i pozyskują nowych fanów. To kapela jakich pełno na rynku. Czy najlepsza? Na pewno nie, ale to w niczym nie ujmuje Raptore. Każdy kto lubi klasyczny heavy metal z nutką hard rocka, nwobhm, czy speed metalu ten dobrze trafił. Raptore potrafi to dostarczyć. Nowy krążek to pozycja godna uwagi, choć nie jest wstanie przebić silną konkurencję, która w tym roku nie śpi.
Uwagę na pewno przyciąga klimatyczna okładka, która oddaje klimat lat 80. Ten klimat pojawia się w nieco przybrudzonym brzmieniu czy w samych kompozycjach. Gitarzysta Jamie Killhead i basista Critian Blade dobrze znani są fanom Savaged, który w tym roku również wydał świetny album. Akurat duet gitarowy Jammie/ Nico spisuje się dobrze, choć można odnieść wrażenie iż panowie troszkę się oszczędzają i nie wykorzystują w pełni swojego potencjału. Brakuje tutaj wykończenia i takiej przysłowiowej kropki nad i. Wokalista Nico Cattoni też radzi sobie całkiem dobrze, aczkolwiek brakuje w jego głosie trochę pewności i drapieżności.
Kiedy właśnie wkracza "Satana" to odnoszę wrażenie, iż jest to niezłe, ale jakieś bez mocy i bez tej ikry. Kto kocha stary dobry Enforcer ten gwałtownie pokocha taki przebojowy "Abaddon", który przesiąknięty jest nwobhm. Rasowy hicior i wszystko brzmi tak jak powinno. Podobne emocje wywołuje energiczny i chwytliwy "Darklight" i tutaj Raptore pokazuje na co ich stać. Prawdziwa perełka, która jest jednym z najciekawszych momentów na płycie. Warto pochwalić Raptore za prosty i przebojowy "Into the Bowels" i trzeba przyznać, iż ten chwytliwy refren robi robotę. Troszkę hard rockowo robi się w "Kingdom Come", który do mnie w 100 procentach nie przemawia. Serce zaczyna szybciej bić przy okazji "Imperium". Tutaj band zabiera nas w rejony bardziej speed metalowa i robi się naprawdę ciekawie. Na koniec lekki i przebojowy "All Fires The Fire" i znów dużo wpływów Enforcer czy NWOBHM. Pozytywnie zakręcony hit.
Raptore nie nagrał płyty roku, ale wciąż potwierdza iż grać potrafi i to na bardzo przyzwoitym poziomie. Płyta krótka i treściwa. Oddaje klimat lat 80 i pokazuje, iż Raptore nabiera mocy i pewności siebie. Na pewno nie raz jeszcze o nich usłyszymy. Nowy album warty uwagi, bo kryje kilka perełek. Całościowo też jest bardzo dobrze, więc wstydu nie ma.
Ocena: 7.5/10