„Queer” – Pośrodku guadagninowskiego spektrum [RECENZJA]

filmawka.pl 6 dni temu

Ostatni czas artystycznej kreatywności Luki Guadagnino pozwolił mu na zrealizowanie aż sześciu filmów i miniserialu, w tym dwóch filmowych adaptacji, które wymarzył sobie jeszcze jako nastolatek. Pierwszą z nich była Suspiria – 13-letni Włoch obejrzał horror Dario Argento, zakochał się w nim i 34 lata później zaprezentował światu wersję przepuszczoną przez swoje bogate imaginarium. Z kolei powieść Williama Burroughsa przeczytał jako 17-latek. Książka poruszyła go tak bardzo, iż niemal cztery dekady później, na planie Challengers, przekazał ją dalej – w ręce scenarzysty Justina Kuritzkesa. Już niedługo po zejściu z filmowego kortu ruszyły zdjęcia do Queer – jak mówi Luca – dotychczas najważniejszego projektu w jego filmografii.

Rok 1950, stolica Meksyku. William Lee, około pięćdziesięcioletni ekspat, alkoholik i heroinista, spędza swoje dni w niekończącej się wędrówce między jednym a drugim barem. Zawsze nietutejszy (puto gringo), pijany i spocony, snuje się po ulicach miasta w poszukiwaniu uciech. Próbuje podrywać młodszych mężczyzn, często mówi za dużo i opowiada żarty, z których nikt się nie śmieje. Jego niezaspokojone pragnienie spotyka się zwykle z grymasem zażenowania czy śmiechem podszytym współczuciem. To rola wymykająca się emploi wcielającego się w tę postać Daniela Craiga, kojarzonym z portretem agenta 007, zawsze pewnego siebie, ze stereotypowo męskimi atrybutami. Aktor zdaje się bawić swoim bondowskim wizerunkiem, a jego kreacja wielokrotnie wywołuje ciarki żenady. Każdy nadekspresyjny gest Craiga świadczy o jego niezręczności i desperacji, ale także palącym pożądaniu bycia akceptowanym i kochanym.

Eugene Allerton, w którym momentalnie zauroczy się Lee, jest jego totalnym przeciwieństwem. To typ tajemniczy. Ten, który na początku intryguje ambiwalencją, by później zmrozić obojętnością. Nieznany jeszcze w świecie filmu Drew Starkey kreuje rolę poprzez minimalistyczną ekspresję – jest zachowawczy i nie pozwala zbyt dobrze siebie poznać. Natomiast zrozumiałe jest czym przyciągnął do siebie pięćdziesięciolatka – z gracją i charyzmą flirtuje z kamerą, a co ważniejsze, robi to z niezwykłą lekkością, przez co sprawia wrażenie, jakby nie kosztowało go to żadnego wysiłku. Między bohaterami zaczyna budzić się uczucie i mogłoby się wydawać, iż kolejne dwie godziny filmu spędzimy obserwując linearną, zmysłową historię miłosną – Tamte dni, tamte noce, osadzone trzydzieści lat później i nad innym równoleżnikiem. Nic bardziej mylnego. Przebieg relacji zmienia się z niemal każdą sceną, pozostawiając widza w ciągłej niepewności. Podczas gdy intencje Lee pozostają czytelne, trudno rozszyfrować pobudki Allertona – tajemnicą pozostaje nawet, a może raczej przede wszystkim, jego orientacja seksualna.

„Queer” / Gutek Film

Jednym z elementów filmowego świata, który zawsze zwraca moją uwagę w dziełach Guadagnino, jest martwa natura. W Queer nie jest inaczej – przedmioty codziennego użytku z uważnością ułożono w artystycznym nieładzie na stołach, ławach i stolikach nocnych. Ogromną przyjemnością jest dla mnie odnajdywanie tych małych poszlak, które pomagają w układaniu złożonej całości studium postaci. Ich zadaniem nie jest jednak urealnienie filmowego świata – Guadagnino w swoim najnowszej produkcji na każdym kroku udowadnia, iż na naturalizmie mu nie zależy.

Queer zostało bowiem w całości zrealizowane w studio – wyjątek stanowi jedna scena w ogrodzie botanicznym, tworząca atmosferę teatralnej umowności. Zacieranie granicy między rzeczywistością a fikcją sprzyja budowaniu złożonego portretu Lee. Scenografia nie próbuje wiernie replikować uliczek Meksyku, ponieważ główny bohater czuje się w tym mieście wyobcowany. Odwiedza jedynie miejsca, w którym imprezują inni Amerykanie, czym pogłębia swoją pozycję jako przybysza z zewnątrz, który nigdy nie zasymiluje się z Meksykańczykami. Być może czuje się obco także w swoim ciele – jako homoseksualista, w wiecznej walce o godność i wolność w wyrażaniu siebie, czy jako starzejący się człowiek, który codziennie poszukuje cielesnych doznań, zwykle u osób znacznie młodszych.

Swobodne podejście do doboru środków wyrazu sprzyja filmowi, którego dynamika zmienia się co chwilę. Raz zanurzamy się z bohaterem w poczuciu beznadziei, później jesteśmy świadkami kilkuminutowej sceny pospiesznego seksu (konsumowanego pełnymi garściami – na wypadek, gdyby chwila miała się nagle skończyć), a następnie trafiamy do samego serca tropikalnej dżungli. Z podróżą, która na początku może kojarzyć się jedną z wypraw Indiany Jonesa, wiąże się jedna z najbardziej surrealistycznych scen filmu. Bohaterowie zażywają w niej ayahuascę, by porozumieć się na telepatycznym poziomie – ich narkotyczny trip oglądamy w onirycznej, pięknej choreografii, gdy ich ciała splatają się w tańcu, a umysły scalają w jedność.

Na eklektyczną formę filmu składa się także świetna ścieżka dźwiękowa, często wybijająca się na pierwszy plan. Choć czas fabuły to lata 50. XX wieku, postaciom towarzyszą między innymi kultowe utwory lat 80. i 90. – od otwierającej film Sinead O’Connor, przez Prince’a, aż do New Order i dominującej Nirvany. Bohater często chodzi do muzyki w slow motion, dając wybrzmieć słowom (Przyjdź, jaki jesteś / jaki byłeś / jaki chciałbym, żebyś był), a Guadagnino nie wstydzi się popełnić kilku scen dedykowanym estetycznym doznaniom.

„Queer” / Gutek Film

Wizualia w Queer pobudzają wyobraźnię i wytężają zmysły – łatwo poczuć zapachy czy parność powietrza, które oblepia ciała bohaterów; krople potu spływające po ich czołach i plecach. Te skojarzenia – wilgoć, duszność, brak przepływu powietrza – świetnie współgrają z emocjami Lee, w którym płonie niespełnione pożądanie. Bohater jest wiecznie rozedrgany od wypełniających go pragnień. Skąd w ciele pięćdziesięciolatka tyle „młodzieńczego” dążenia do fizycznych uniesień? Być może to bohater, który dopiero niedawno żyje w zgodzie ze swoją nieheteronormatywnością; może jest emocjonalnie niespełniony, a fizyczność to jedyna osiągalna dla niego sfera namiętności; a może ta ocena opiera się na banalnych stereotypach i powinna zostać w zarodku.

Jako nieoficjalny polski ambasador twórczości Guadagnino, mam do niego tyle samo miłości, co oczekiwań. Jego zdolność do tworzenia sensualnych obrazów nie przestaje mnie zachwycać, a wrażliwość w portretowaniu queerowych postaci jest czymś, czego w kinie przez cały czas brakuje. Na guadagninowskim spektrum Queer zajmuje miejsce gdzieś pośrodku. Stoi w pewnym rozkroku między cechami, które lubię w jego kinie najbardziej. Nie jest bowiem tak zmysłowe i emocjonalne jak Tamte dni, tamte noce, ani tak znaczeniowo pojemne czy eksperymentalne w formie jak Suspiria. Stanowi miks tych elementów, ale nie osiąga geniuszu poprzednich dzieł. Guadagnino na 80%.

Korekta: Magda Wołowska

Idź do oryginalnego materiału