Choć jestem rozwódką i wychowuję dziecko sama, nie zamierzam godzić się na byle co. Moja mama jednak uważa inaczej i wciąż mi wyrzuca:
– W twojej sytuacji, chcesz czy nie, musisz obniżyć wymagania! – mówi. – Książąt na białym koniu nie starczy choćby dla młodych i wolnych dziewczyn. A ty – z dzieckiem, już nie „pierwszy sort”, więc wybieraj z tego, co jest. Nie podoba się? A nie mówiłam! Po co się rozwodziłaś z Piotrem?
Mam 33 lata i siedmioletniego syna. Z ojcem rozstałam się, kiedy chłopiec nie miał jeszcze trzech lat. Żyję jak większość samotnych matek: przedszkole–praca–przedszkole–dom, i żadnych perspektyw. Za chwilę dojdzie jeszcze szkoła, ale to nie ulga – wręcz przeciwnie. Lekcje, wcześniejsze odbieranie, więcej obowiązków. I znów pewnie będę musiała prosić mamę o pomoc.
Trzeba przyznać – wnuka kocha i zawsze pomoże: odbierze, posiedzi, zaprowadzi do lekarza. Problem w tym, iż później na pewno mi to wypomni. Mama nie potrafi mi wybaczyć rozwodu, choć minęło już pięć lat. Były zięć bardzo jej się podobał, a w moim rozstaniu widzi źródło wszystkich dzisiejszych kłopotów.
– Nie trzeba się było rozwodzić! – powtarza z wyrzutem. – Sama jesteś sobie winna!
Te rozmowy doprowadzają mnie do szału. Może dlatego, iż w głębi duszy – choć nigdy się do tego nie przyznałam – czasem żałuję rozwodu. Byłam młoda, niecierpliwa. A Piotr… był miękki, mało ambitny. Pieniędzy prawie nie przynosił. Co to za mężczyzna, który nie potrafi zarobić? Był dobrym fachowcem, ale uważał, iż pójście do szefa po podwyżkę to wstyd, a szukanie nowej pracy – fanaberia. Prosił, żebym „poczekała, jeszcze się ułoży”. Tylko jak się miało ułożyć, skoro on nic nie robił, żeby to zmienić?
Wszyscy mówili: „Piękna, mądra, znajdziesz sobie lepszego”. A ja liczyłam grosze, marząc o nowych butach jak o cudzie.
Choć trzeba mu oddać sprawiedliwość – z dzieckiem był niezastąpiony. Kąpał, nosił po nocach, kiedy ząbkowało, sprzątał, gotował, nie dzielił obowiązków na „męskie” i „kobiece”. I chyba naprawdę mnie kochał. Błagał, żebym nie rozwalała rodziny. Ale ja już nie chciałam „raju w altance”. Byłam pewna, iż gwałtownie znajdę kogoś lepszego.
Na początku Piotr walczył o kontakt z synem. Mały tęsknił, płakał, a ja z zazdrości zabroniłam mu spotkań. Mówiłam, iż to rozbija dziecko. On jeszcze próbował, ale w końcu odpuścił. Po roku miał nową partnerkę, później ślub, córeczkę, a naszemu synowi zostały tylko alimenty na konto. choćby na urodziny nie zadzwonił – bo był akurat za granicą. Ot, taki ojciec.
Najgorsze, iż u niego teraz wszystko jak w bajce: nowa praca, piękna żona, mieszkanie, podróże. A ja? Ja stoję w miejscu. Owszem, faceci się zdarzają, ale… bez pracy, bez mieszkania, niezaradni. Po rozwodzie wszystko się zmieniło.
Może mama ma rację i naprawdę powinnam „zejść z oczekiwań”? Rozwódka z dzieckiem i szuka ideału – może to faktycznie brzmi śmiesznie?