Przestałaś rozumieć swojego nastolatka? Idź do kina na "Wieloryba". Odbudujesz więź

ohme.pl 1 rok temu

Jeśli przestałaś rozumieć swojego nastolatka, idź do kina na „Wieloryba”. To nie tylko opowieść o chorobliwej otyłości, w której sceny napadów obżarstwa głównego bohatera ogląda się jak te z horroru lub thrillera. To przede wszystkim opowieść o tym, jak ojciec Charlie (Brendan Fraser) próbuje odbudować więź ze swoją nastoletnia córką. Ellie (Sadie Sink), jak wiele szesnastolatek, jest zbuntowana i nienawidzi wszystkich ludzi. Nie uczy się i buntuje przeciwko wszystkiemu. Wystawia kolce, krzyczy, próbuje być wobec najbliższych okrutna i oczywiście nikt jej nie rozumie.

Jak zaczyna się magia

Matka Ellie twierdzi, iż córka jest jak demon – zła i zepsuta do szpiku kości. Kobieta nosi w sobie poczucie winy, iż jako samotna matka nie dały rady wychować jej, tak jak powinna. Wiedziona urazą, zabrania dziewczynce kontaktów z ojcem. Ta jednak pewnego dnia, po dziewięciu latach rozłąki, wpada do mieszkania ojca jak burza. Jak huragan krzyczy na niego, jest opryskliwa, bezpośrednia i zupełnie niedyplomatyczna. Mówi ojcu, iż w jego mieszkaniu śmierdzi, a ten się nie obraża, tylko stwierdza, iż dziewczyna ma słuszność. I wtedy zaczyna dziać się magia. Magia, którą powinni zobaczyć wszyscy niedogadujący się ze swoimi nastolatkami rodzice. Tacy, którzy już przestali wierzyć, iż kiedyś uda im się dotrzeć do swoich dzieci. Tacy, którzy już je skreślili. Którzy nie wierzą, iż ich córka zda do następnej klasy. Którzy kompletnie nie rozumieją, co ich syn wyprawia w mediach społecznościowych. A przede wszystkim tacy, którzy nie mogą zrozumieć, dlaczego ich dziecko nagle zmieniło się w jakiegoś… potwora bez uczuć.

Charlie, mimo iż utracił kontakt ze swoją córką przez cały czas w nią wierzy. Może mu łatwiej, bo nie widział jej dziewięć lat i nie musiał się z nią użerać każdego dnia, w nocy i w dzień? Niemniej jedno jest pewne – ten ojciec jest zachwycony Ellie. Twierdzi, iż jego córka jest niesamowitą osobą, tylko nikt tego nie dostrzega. On nie widzi w niej potwora. Widzi w niej prawdomówną, bardzo bystrą i nonkonformistyczną dziewczynę, której nikt nie pozwala na wyrażanie swoich myśli i emocji.

Dlaczego nastolatek jest wściekły i dokuczliwy?

„Wieloryb” to opowieść o tym, jak społeczeństwo blokuje w nastolatkach możliwość odczuwania złości, frustracji, gniewu, niezadowolenia, smutku, rozgoryczenia. A przecież tyle się już mówi o tym, iż nie ma „złych emocji”. W dodatku przecież my sami przeżyliśmy czas nastoletniego buntu. Powinniśmy pamiętać, jak bardzo w wieku szesnastu czy siedemnastu lat świat wydawał się nam miejscem idiotycznym i złym oraz bardzo denerwowali nas choćby ludzie. A już rodzice to w ogóle i na maksa!

Dziś przez cały czas niewielu rodziców nie tłumaczy swoim nastolatkom, iż sprzeczne i burzliwe uczucia w jednej chwili to coś naturalnego. Pamiętam taki dzień, kiedy moja córka podeszła do mnie i spojrzała mi z wściekłością prosto w oczy i powiedziała: „Zupełnie tego nie rozumiem. Kocham cię i nienawidzę jednocześnie!” Przyrzekam, moja córka była tym faktem totalnie zdziwiona. Nie umiała sobie poukładać w głowie, jak to jest możliwe. A przecież jest! Pamiętam, iż ja po tych jej słowach wybuchłam gromkim śmiechem, a ona miała jeszcze bardziej okrągłe ze zdziwienia oczy. Wtedy jej wytłumaczyłam, iż w jednej chwili poczułam dumę, iż ona dojrzewa, separuje się ode mnie, ale też przestraszyłam się i jeszcze rozśmieszyło mnie jej naturalne zdziewanie.

Silne sprzeczne emocje są Ok

Wydaje mi się, iż powinniśmy uczyć nasze dzieci tego, iż sprzeczne i silne emocje są jak najbardziej naturalne. Jakiś czas temu psycholożka Katarzyna Kucewicz wrzuciła na swój Instagram jedno zdanie, które mnie zastanowiło i zatrzymało na dłużej: „Fakt, iż za kimś tęsknisz, nie oznacza, iż chcesz mieć go znów w swoim życiu”. To jest jedna z tych rzeczy, która zrozumiałam późno. Późno dotarło do mnie, iż wcale nie jestem dziwna albo szalona, jeżeli moje potrzeby lub emocje pozornie są sprzeczne w jednej sekundzie. Dziś wiem, iż czuć tak jest okey i uważam, iż tego właśnie powinniśmy uczyć nasze nastolatki.

Powinniśmy je jeszcze uczyć też tego, co mówi Brene Brown na temat emocji. Słynna amerykańska terapeutka twierdzi, iż młodzi, z którymi rodzice kiedyś nie rozmawiali o emocjach i nie nazywali ich, potem rozpoznają tylko: strach, złość i radość. To cholernie niewiele!

Tacy młodzi ludzie nie potrafią szukać w sobie emocjonalnych niuansów. Bo jeżeli nie wiedzą, co teraz czują, to nie potrafią celnie zdiagnozować, co się z nimi w danym momencie dzieje. I trudno im z tą nienazwaną emocją coś sensownego zrobić. Mam na myśli to, iż trudno im ją zmienić albo poddać się jej świadomie bez reszty, by mogła wybrzmieć tak mocno, by jej potencjał w końcu stracił na sile i mógł wygasnąć. jeżeli nastolatkowie są zrozpaczeni z powodu swojej bezradności – nazywają to smutkiem. jeżeli są zdegustowani – znowu smutkiem. jeżeli są emocjonalnie wydrenowani nadmiarem nauki – też smutkiem. Dlatego tak ważne, by nasze dzieci umiały dokładnie nazywać to, co czują i co dzieje się z nimi w danym momencie.

Uczmy więc nastolatki rozpoznawać własne emocje. jeżeli się wściekają, nie mówmy: „Morda w kubeł”, „Zamknij się, milcz!”. Lepiej powiedzieć: „Widzę, iż jesteś zdenerwowany. Spróbuj mi powiedzieć, co czujesz?”, a potem: „Dlaczego tak czujesz?”. Nie serwujmy naszemu nastolatkowi o razu porad i reprymend w stylu: „Ja na twoim miejscu teraz zrobiłbym tak i tak”. Dajmy się dzieciakowi wygadać. Nie zgadujmy go swoją narracją, choć pewnie na usta cisną się nam porady. Pomóżmy mu nauczyć się zrozumieć jego uczucia. On przecież teraz przeżywa burzę hormonów, ogromną.

Biorąc lekcję od Charliego – zachwycajmy się swoimi dziećmi

To jest im potrzebne, bo świat i tak pewnie im trochę da po dupie. To my jesteśmy od tego, by KOCHAĆ i WZMACNIAĆ ich poczucie wartości. Byleby tylko adekwatnie, bo jak zaczniemy śpiewać peany na ich cześć i usuwać spod stóp każdy pyłek, zbudujemy w nich cechy narcystyczne. Niemniej solidna porcja zachwytu jeszcze nie zaszkodziła żadnemu dzieciakowi.

A stara banalna prawda mówi, iż jeżeli wspieramy nasze dzieci, jeżeli w nie wierzymy, mimo wszystko… jeżeli stoimy za nimi murem, choć nikt ich nie rozumie. jeżeli jesteśmy silni, wspierający i dobrzy, to dziecko odpowie w końcu tym samym. Ogrzeje się w naszym słońcu i w naszym optymizmie. Może będzie wstydziło się przyznać, iż to lubi? Ale… przecież uśmiech zaraża. Serdeczność też. I spokój ma te samą adekwatność.

Idź do oryginalnego materiału