Przepływ, czyli opowieść o czułości

kulturaupodstaw.pl 1 dzień temu
Zdjęcie: fot. Sisi Cecylia


Sebastian Gabryel: Twój nowy album nosi tytuł „A Brief Insight into Life”. Czego najbardziej się obawiałaś, próbując uchwycić te najważniejsze chwile i emocje?

Agnieszka Maciaszczyk: Czy czegoś się bałam, pracując nad tym albumem? jeżeli tak, to chyba przede wszystkim tego, iż nie będę potrafiła przekazać tych przeżyć w muzyce na tyle umiejętnie, żeby ludzie naprawdę je poczuli. Nie zawsze nazywam wprost, o jaką emocję, zdarzenie czy doświadczenie chodzi – chciałam dać słuchaczom przestrzeń, by mogli odnaleźć w tych kompozycjach coś swojego. Kawałek siebie, fragment, który do nich przemówi, który ich zbuduje, otuli, wesprze w jakiejś emocji. Często bywa tak, iż idziemy na koncerty, niosąc ze sobą jakieś własne przeżycia czy emocje, i nagle coś podczas tego spotkania naprawdę nas porusza. Takie momenty, kiedy wychodzisz z koncertu i myślisz: „kurczę, ale mnie to zbudowało”, są dla mnie wyjątkowe. Sama wielokrotnie tego doświadczyłam, słuchając innych, i cieszę się, iż moja muzyka daje ludziom podobne wsparcie.

SG: Ta płyta to efekt pięciu lat. Co tak naprawdę działo się u ciebie przez ten czas? I gdybyś miała wskazać jeden moment lub przełom, który zaważył na tym, jak dziś śpiewasz i piszesz, co by to było?

Agnieszka Maciaszczyk fot. Sisi Cecylia

AM: Ten album to rzeczywiście efekt pięciu lat, choć mam wrażenie, iż również wcześniejsze doświadczenia bardzo wpłynęły na to, gdzie jestem dziś. To był czas wielu trudnych momentów i zmian – zarówno osobistych, jak i zawodowych – które pociągnęły za sobą moją wewnętrzną transformację. Szczerze mówiąc, dziś sama nie potrafię dokładnie określić, czy to faktycznie było pięć lat, bo te wydarzenia na osi czasu często się przenikają i zacierają.

W tym okresie przeżywałam rzeczy, które dotykały nas wszystkich – szczególnie mocno zapisał się czas pandemii w 2020 roku.

To był moment, który nas zatrzymał, zszokował i przestraszył. Dla mnie, mimo całego dramatu na świecie, był to jednak dobry czas – pozwolił mi się zatrzymać, zwrócić uwagę na siebie, bliskich i naturę, oderwać się od ciągłej gonitwy. Pracowałam wtedy online, ale miałam więcej przestrzeni na wyciszenie, bycie z rodziną i refleksję nad tym, co dalej. Wtedy zadawałam sobie wiele pytań o przyszłość – jak będzie wyglądał świat, gdy wszystko ruszy na nowo. Gdy świat rzeczywiście znowu się rozpędził, tempo wydawało mi się jeszcze szybsze i intensywniejsze niż wcześniej, i nie do końca dobrze się w tym odnajdywałam. W tym czasie założyłam też własne studio wokalne, przy ogromnym wsparciu bliskich. jeżeli chodzi o samą pracę nad płytą, pierwsze utwory zaczęły powstawać już w 2020 roku, a może choćby wcześniej. Pracowałam wtedy z Michałem Ciesielskim, który mieszkał w Chinach – próbowaliśmy aranżować utwory zdalnie, ale efekty nie były do końca satysfakcjonujące. Czułam, iż te kompozycje wymagają osobistego spotkania, więc musieliśmy poczekać.

To oczekiwanie, choć długie, było dla mnie bardzo twórcze i rozwijające. Gdy wróciliśmy do tych pomysłów, zaczęliśmy razem aranżować utwory – wysyłałam Michałowi niekiedy gotowe formy i szkice.

Agnieszka Maciaszczyk fot. Sisi Cecylia

Choć czasem miałam trudność z połączeniem niektórych fragmentów, w takich chwilach Michał tworzył piękne muzyczne łączniki, a także aranżował powstające utwory. Nie potrafię wskazać jednego, konkretnego przełomu. Przez ostatnie lata bardzo starałam się rozwijać, codziennie pracować nad sobą i być lepszym człowiekiem – dla siebie i dla innych. Zawsze byłam osobą spontaniczną, co bywa zaletą, ale wiązało się też z niecierpliwością, z którą chciałam się pożegnać. Zaczęłam bardziej doceniać łagodność i miękkość – czuję, iż właśnie wtedy jestem najbardziej sobą. Nie wiem, czy był jeden moment, który wszystko zmienił. Myślę, iż przede wszystkim nauczyłam się ufać sobie – po raz pierwszy w życiu tak głęboko poczułam, iż wiem, co robię i dokąd zmierzam. Zaufałam także życiu, wierząc, iż prowadzi mnie w dobrym kierunku – żebym mogła rozwijać się jako człowiek i jako muzyk. Cały czas nad tym pracuję, szukam nowych barw, emocji i pewności siebie. I mam poczucie, iż właśnie to zaczęło działać – potrafię dziś wyrazić w muzyce swoje doświadczenia i emocje w sposób, który okazuje się wyjątkowy także dla słuchaczy.

SG: Twoje piosenki kipią zmysłowością – są w nich smaki, zapachy, gesty, drobiazgi codzienności. Jak wyglądał proces chwytania tych ulotności? Masz swój własny rytuał łapania flow?

Agnieszka Maciaszczyk fot. Sisi Cecylia

AM: U mnie to raczej konsekwencja codzienności, drobnych rytuałów – parzenia kawy z dripa, spacerów, chwil medytacji czy świadomego oddechu. Bardzo ważne jest dla mnie uspokajanie myśli, uziemianie się, ale to nie jest coś, co robię od święta – to praca nad własnym dobrostanem, której potrzebuję na co dzień.

Zdarza się, iż czasem opuszczę któryś z tych rytuałów i od razu to czuję – pojawia się zmęczenie albo poczucie, iż coś zaniedbałam.

Oczywiście nie każdego dnia udaje mi się zrobić wszystko, o czym wspomniałam – to naturalne. Najistotniejsze jednak jest dla mnie to, by coraz mocniej podążać za tym, czego naprawdę potrzebuje moje ciało, słuchać intuicji – już nie zmuszam się na siłę do rzeczy, do których nie mam przekonania. Staram się być wierna sobie, swojemu ciału, sercu i głowie. Kiedy udaje mi się zachować tę autentyczność, wszystko zaczyna się układać – pojawia się miękkość, kobiecość. W takich momentach czuję, iż jestem bliżej kobiet z mojej rodziny, ale też bliżej tej męskiej energii, która daje mi równowagę.

Balans, rytm w relacjach z braćmi, tatą, bliskimi przyjaciółmi i znajomymi – to wszystko wpływa na moje kolejne doświadczenia, dźwięki i to, jak się czuję w śpiewaniu, jak postrzegam te chwile.

Kiedy nie jestem spięta stresem, pojawia się ten przepływ – i wtedy naprawdę jestem w tym przepływie, jestem „przepływem”. Tak to właśnie u mnie wygląda.

SG: A są na tej płycie takie utwory, które nabrały dla ciebie zupełnie nowego znaczenia od czasu ich napisania?

Agnieszka Maciaszczyk fot. Sisi Cecylia

AM: Tak, przykładem jest „What You Gonna Do” – to utwór, który powstał już 12-13 lat temu. Napisałam go, kiedy byłam bardzo zła na kogoś i wtedy miał zupełnie inny wydźwięk. Nagraliśmy go wtedy w innym składzie, ale teraz poczułam, iż chcę do niego wrócić, bo miałam wrażenie, iż wcześniej nie wydobyłam z niego wszystkiego, co mogłam. Udało się to dopiero teraz – także patrząc na reakcje ludzi, wiem, iż ta piosenka naprawdę trafia i wzbudza zachwyt.

My sami bardzo lubimy ją grać, a utwór nabrał głębszego znaczenia, brzmienia i jest zagrany z zupełnie nową energią.

Podobnie mam z utworem „Breathing”, do którego powstał teledysk na YouTubie. To bardzo intymny, głęboko osobisty utwór, przy którym się odsłaniam, pokazuję swoją wrażliwość – za każdym razem, gdy go śpiewam, jest to dla mnie niemal na granicy wzruszenia. To odczuwanie z biegiem czasu zdecydowanie się pogłębiło. Mam też wrażenie, iż piosenka „With My Heart” zyskała nowy sens. W ogóle ta płyta jest dla mnie wyjątkowa – pisanie i śpiewanie tych utworów często było dla mnie formą autoleczenia.

Czasem trudno mi wskazać jeden czy dwa konkretne utwory, bo z każdym koncertem czy próbą inna piosenka wychodzi na pierwszy plan, nabiera szczególnego znaczenia.

To także bardzo zależy od naszej formy jako zespołu – oczywiście moi muzycy zawsze grają świetnie, ale chodzi też o taki psychofizyczny stan i wzajemne zgranie. Nigdy nie ustalamy szczegółowo, jak dany utwór ma zabrzmieć – bardzo dużo opieramy na wzajemnym słuchaniu siebie i na tym, co czujemy w danym momencie. To daje niesamowity efekt.

SG: Twoja muzyka raczej nie daje się łatwo sklasyfikować. To wyraz artystycznej przekory, czy po prostu masz poczucie, iż jazz już dawno wymknął się ze wszystkich szufladek?

Agnieszka Maciaszczyk fot. Sisi Cecylia

AM: To, iż moja muzyka nie daje się łatwo sklasyfikować, wcale nie wynika z przekory. Powiem więcej – kiedyś bardzo pilnowałam, żeby nie stać się „gwiazdeczką”, zależało mi na pokorze i na tym, by nie „uderzyła mi sodówka”.

Z czasem jednak zauważyłam, iż ta pokora potrafiła mnie trochę usztywnić. Potrzebowałam więc znaleźć własną drogę i zrozumieć, kim naprawdę jestem jako artystka.

Odkąd mieszkam w Gdańsku, środowisko muzyczne często próbowało mnie szufladkować – czy to w akademii, czy podczas studiów magisterskich. Do dziś pamiętam, jak jedna z pań pedagog powiedziała, iż śpiewam świetnie, ale nie mam określonego kierunku, tylko „wszystkiego próbuję”. Bardzo przeżyłam te słowa, bo nie chciałam być szufladkowana. Nie jestem przecież tylko taka czy inna – jestem różna, mam wiele barw, emocji i doświadczeń. Nie będę śpiewać jak koleżanka z klasy wokalnej ani jak znana światowa wokalistka – bo nie jestem nimi.

Jestem sobą, Agnieszką Maciaszczyk, i wiem, iż mam w sobie wiele kolorów i odcieni.

Jestem też osobą wysoko wrażliwą, co bywa trudne we współczesnym świecie, szczególnie przy przeżywaniu choćby najprostszych codziennych spraw. W moim głosie słychać wiele „temperatur” i emocji. Pozwalam sobie na to, by w śpiewaniu wyrażać wszystko, co w danym momencie czuję – każdą emocję, która się pojawia. Właśnie dlatego czerpię z różnych muzycznych „szuflad” i nie ograniczam się do jednej estetyki. Myślę, iż to sprawia, iż ta płyta jest tak różnorodna i naprawdę wiele oferuje.

SG: Kto lub co dziś najbardziej cię inspiruje – może zupełnie spoza świata jazzu?

AM: Najbardziej inspirują mnie relacje międzyludzkie – to, co dzieje się podczas spotkań, rozmów, w emocjach. Bardzo poruszają mnie moi uczniowie – to oni dają mi szansę ich prowadzić, wspierać, a czasem po prostu im towarzyszyć. Widzę, jak rozkładają skrzydła i jak niesamowite rzeczy dzieją się na zajęciach – to mnie naprawdę rozwija, wzrusza i porusza. Ogromną inspiracją są dla mnie także uczucia, rozmowy, a także to, co dzieje się na świecie, historie ludzi, których spotykam. Inspirują mnie dźwięki miasta, chociaż zdecydowanie wolę te pochodzące z natury – zwłaszcza dźwięki lasu, które od zawsze kojarzą mi się z moim tatą.

Oczywiście, ogromnym źródłem inspiracji są także moi muzycy z zespołu.

Chłopaki umieją wydobyć ze mnie takie przestrzenie, o których sama nie wiedziałam, iż istnieją. Prawie na każdym koncercie potrafią mnie czymś zaskoczyć i wzruszyć – to naprawdę niezwykłe. Moje inspiracje zdecydowanie wykraczają więc daleko poza świat jazzu.

SG: Od lat jesteś związana z Trójmiastem, które od dawna jest dla ciebie ważnym źródłem inspiracji. A jak jest w przypadku Poznania, z którego przecież pochodzisz?

Agnieszka Maciaszczyk fot. Sisi Cecylia

AM: Tak, w Trójmieście mieszkam już prawie szesnaście lat, we wrześniu znowu stuknie mi kolejny rok. Ono wciąż bardzo mnie inspiruje, miało i ma ogromny wpływ na mój rozwój i na to, kim jestem. To się nie zmieniło – to miejsce jest dla mnie naprawdę ważne. jeżeli chodzi o Poznań, mam do tego miasta ogromny sentyment. Ostatnio graliśmy w nim koncert – jechaliśmy z Przemkiem Jaroszem, moim perkusistą i bliskim przyjacielem, i kiedy wjeżdżaliśmy do miasta, poczułam ogromną ekscytację.

Powroty do Poznania są dla mnie zawsze miłe.

Choć generalnie miasta trochę mnie męczą – są głośne, szybkie, intensywne – ale sentyment do Poznania jest bardzo silny. To też dlatego, iż właśnie tam i w okolicach mieszka wiele bliskich mi osób, które nieustannie mnie inspirują i z których jestem dumna. Poznań wzrusza mnie i inspiruje właśnie przez ten osobisty, sentymentalny wymiar.

SG: Uczysz śpiewu, emisji, interpretacji. Przez twoje ręce przewinęło się wiele młodych głosów. Na ile to, czego uczysz innych, przekłada się na twoje własne śpiewanie i pisanie? I czy zdarza ci się czasem karcić siebie samą lub prowadzić jak własnego ucznia? (śmiech)

AM: Uczenie innych ma ogromny wpływ także na moje własne śpiewanie i pisanie, choć nie zawsze jest to wpływ bezpośredni, który mogłabym łatwo wskazać w konkretnym utworze. To raczej proces, który działa długofalowo. Pamiętam, jak kiedyś na warsztatach rozmawialiśmy o relacji uczeń–mistrz, a ja pomyślałam, iż to wcale nie jest relacja jednokierunkowa – często moi uczniowie, a mam ich od dziewięciu, dziesięciu lat aż po pięćdziesiąt plus, inspirują i uczą mnie równie mocno, jak ja ich.

Widzę, jak rozwijają się, przekraczają swoje granice, wychodzą ze strefy komfortu – i wiem, iż tworzę dla nich bezpieczną przestrzeń, gdzie mogą próbować, popełniać błędy i być sobą.

Wspólnie przeżywamy wzruszenia, śmiejemy się, ekscytujemy podczas zajęć. To wszystko sprawia, iż sama staję się pewniejsza, bardziej wierna sobie, nie chowam się już w sobie po krytyce czy niepowodzeniach, tylko pozostaję otwarta i szczera w tym, co robię. A czy zdarza mi się „karcić” siebie albo prowadzić jak własnego ucznia? Muzycznie raczej nie, ale jeżeli chodzi o codzienne życie – czasem rzeczywiście próbuję spojrzeć na siebie z dystansem, obserwuję, co robię, co mówię. Uczę się wtedy nazywać swoje emocje i trudności bardziej miękko niż kiedyś, z większą akceptacją dla siebie. To pozwala mi być w zgodzie ze sobą i czuć szczęście płynące z autentyczności.

Dzięki uczeniu innych stałam się cierpliwsza, bardziej pokorna, potrafię przyznać, iż nie zawsze mam rację – moi uczniowie często mają świetne pomysły, które możemy łączyć z moimi i to jest naprawdę wartościowe.

Zawsze chciałam być takim nauczycielem, który daje poczucie bezpieczeństwa i wspiera rozwój w przyjaznej atmosferze – nie takim, który wymaga tylko ciężkiej pracy i nieustannego wysiłku, ale raczej takim, do którego można się zwrócić, porozmawiać, poczuć się dobrze i swobodnie. Początkowo wcale nie chciałam być pedagogiem, ale z czasem zrozumiałam, iż chcę być dobrym nauczycielem – ciepłym, obecnym i wspierającym. Mam też piękne przykłady na to, jak te relacje się rozwijają – na przykład Marta, która uczy się u mnie śpiewu, dziś śpiewa ze mną na drugim wokalu na płycie i koncertach. Pamiętam, jak od początku świetnie się zgrywałyśmy, brzmiałyśmy w dwugłosach, a Marta pięknie się rozwijała. Zbliżyłyśmy się do siebie, poznałyśmy lepiej, a sama mogłam dać jej szansę spróbowania pracy w studiu – od razu trafiła na głęboką wodę w Custom 34 w Gdańsku, co było dla niej stresujące, ale też bardzo rozwijające. Teraz przy każdym koncercie uczy się nowych rzeczy i widzi, iż za każdym razem to inne doświadczenie – każdy realizator, każda sala i scena jest inna. To naprawdę niesamowite móc obserwować, jak moi uczniowie rosną, rozwijają się i przeżywają muzykę razem ze mną.

Agnieszka Maciaszczyk Quintet – zespół pochodzącej z Poznania Agnieszki Maciaszczyk, wokalistki, autorki tekstów i muzyki. Liderka formacji, absolwentka Akademii Muzycznej w Gdańsku (dyplom z wyróżnieniem cum laude), jest laureatką licznych nagród i wyróżnień na ogólnopolskich i międzynarodowych festiwalach jazzowych, takich jak Blue Note Jazz Competition, Novum Jazz Festival czy Azoty Tarnów Jazz Contest. Jej muzyczne poszukiwania i wieloletnie doświadczenie sceniczne stały się podstawą dla brzmienia i repertuaru kwintetu. Kwintet tworzą znakomici instrumentaliści, aktywnie związani z polską sceną jazzową: Agnieszka Maciaszczyk – wokal prowadzący, Michał Ciesielski – fortepian, rhodes, Michał Bąk – kontrabas, Przemysław Jarosz – perkusja, Szymon Łukowski – saksofony (tenorowy, altowy, sopranowy), klarnet, klarnet basowy, flet, flet altowy, oraz Marta Buschmann – wokal wspierający. Zespół powstał z potrzeby artystycznej ekspresji i wspólnego tworzenia muzyki opartej na autorskich kompozycjach oraz oryginalnych aranżacjach. Koncerty kwintetu to połączenie intymnych opowieści i żywiołowej improwizacji, a repertuar zespołu oscyluje wokół współczesnego jazzu, wzbogaconego o elementy muzyki autorskiej.

Idź do oryginalnego materiału