Kiedyś telewizja muzyczna pokroju kultowego MTV nie była jeszcze aż tak znana. Jej początkiem w Polsce były takie projekty jak 30 Ton czy Viva Polska. Muzyka filmowa natomiast była pojęciem znanym, ale jeszcze niewystarczająco docenianym. Było też jeszcze daleko do momentu, w którym określenie soundtrack stało się czymś istotnym dla rynku muzycznego.
Jako nastolatek obejrzałem naprawdę sporo filmów. Dlaczego? Głównie ze względu na to, iż ojciec nie interesował się żadnym sportem, który dominowałby wieczorami na ekranie, a jednocześnie oferta telewizji cyfrowej była znacznie ograniczona. Nie mogę jednak powiedzieć, bym żałował tego, co mnie spotkało. Dzięki temu, kiedy w radiu usłyszę Come with me P. Diddy’ego, wiem, iż jeszcze przed reaktywacją serii Matthew Broderick uciekał kiedyś przed Godzillą z 1998 roku. W momencie kiedy Seal zaśpiewa o pocałunku z róży, będę miał przed oczami Jima Carrey’a jako przerysowanego Człowieka Zagadkę. A kiedy w głośniku zabrzmi smętne Requiem dla snu to… cóż, dzięki niemu nigdy nie zacznę się odchudzać na starość.

Muzyka filmowa bywa czasem bardziej osobliwa niż sama gra aktorska czy scenografia. Możemy zachwycać się starożytnym Rzymem w wizji Ridley’a Scotta, jednak za serce chwyta nas on dopiero wtedy, kiedy Hans Zimmer swoim Now We Are Free wieńczy katorżniczą walkę Maximusa. Znamy na pamięć historię Chudego i Buzza Astrala, ale lepiej rozumiemy historię tej przyjaźni Andy’ego i szamcianego kowboja, kiedy niedawno zmarły Staszek Sojka przekonuje, iż Ty druha we mnie masz. Motywy muzyczne z serii takich jak Ghostbusters, Neverending Story czy Terminator także wciąż pozostają niezniszczalną wizytówką mówiącą o sile sentymentu wobec danej marki.
Już choćby będąc dzieckiem, jesteśmy podatni na to, co robi z nami Myszka Miki i jej studio. Większość jej klasycznych (ale też tych współczesnych) produkcji przepełniona jest pięknymi piosenkami takich gwiazd jak Phil Collins czy Elton John. W trakcie dłuższej podróży samochodem złapane na korzystnej częstotliwości radio przypomni Ci, czy wciąż Can You Hear the Love Tonight?. I choć zagraniczny dobytek muzyczny filmów Disneya jest przepastny, polskie wersje dźwiękowe niekiedy bywają przyjemniejsze dla ucha aniżeli te oryginalne. Ale o polskim dubbingu kiedy indziej.
Soundtrack to zestaw utworów, które zostały zawarte w danym filmie, serialu czy grze. Jednak rzadko mówi się o ścieżce dźwiękowej jako o całości, osobnym produkcie godnym zakupu. Ja sam, bazując na sentymencie, skusiłbym się najpewniej na kupno zbioru rapowych, ale też i rockowo-metalowych utworów, które umilały mi jazdę na deskorolce w THPS 2. Jednocześnie DOOM z 1993 roku czy Prince of Persia: Warrior Within z 2004 ze swoim muzycznym zapleczem spełniają się jako osobne produkty. Nie mam więc potrzeby oddzielać tych przeżyć na przestrzeni rozrywki, jak i muzycznego relaksu. Bywało też tak, iż również nowo odkryty serial przynosił sporo odkryć muzycznych (macham do ciebie, Misfits). Aż dziw brał, ile można było wycisnąć z taniego popcorniaka, choćby na poczet zapełnienia na nowo odtwarzacza MP3.

I to właśnie jest piękne – muzyka może jednocześnie nas definiować i, wpleciona w ruchomy obraz, dopełniać jego sens. Czym byliby Guardians of the Galaxy bez garści muzycznych pereł z lat 60 i 70-tych? Być może kolejnym ładnie pokolorowanym obrazkiem MCU, w najlepszym wypadku. choćby w pozornie niezbyt ambitnych projektach, takich jak Baby Driver czy odległy w czasie Drive, muzyka stała się integralną częścią filmowej akcji. Nie jest to też wyłącznie domena kina Hollywood. choćby produkcjach takich jak Luke Cage powolny, zdzierający gardło jazz w opozycji do płynącego z serca gospelu potrafił dać mi prawdziwą namiastkę Bronxu. Można by powiedzieć, iż każdy gatunek muzyki mógłby opowiedzieć nam zupełnie inną historię…
Czy idealny soundtrack w ogóle istnieje? Zakładam, iż o tym nie jest w stanie zdecydować choćby i żadna statuetka Oscara (szczególnie w konkretnej kategorii). Warto jednak czasami przysłuchać się, o ile nagłośnienie w domu czy sali kinowej pozwala, jaka historia toczy się w tle. Umiejętnie łączyć tę oś „muzyczną” z tym, co cieszy aktualnie nasze oczy.
Źródło obrazka wyróżniającego: kadr z filmu Toy Story