Prywatna telewizja

imagazine.pl 1 tydzień temu

Dość często zdarza mi się rozmawiać z ludźmi na temat tego, iż obecny rynek usług VOD nie ma do zaoferowania zbyt wiele jakościowych treści. Apple TV+, od czasu debiutu w roku 2019, próbuje się na tym polu zdecydowanie wybijać, ale przy tak małym procencie udziału w rynku (około 7%) wiele nie zdoła zmienić. przez cały czas jest to moja ulubiona i jedyna platforma, którą na bieżąco opłacamy z żoną w ramach pakietu rodzinnego Apple One. O szczegółach dotyczących tego, dlaczego tak jest, wyjaśniłem bardzo szeroko w odcinku mojego podcastu „Bo czemu nie?”.


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 3/2024


Wracając do wspomnianych dyskusji. One wszystkie sprowadzają się do tzw. naszej prywatnej telewizji, o której ramówce sami z żoną decydujemy, a platformą jej dystrybucji jest… YouTube. I dziś właśnie ten temat chciałbym szerzej opisać.

Wykrojony czas

Zacznę od tego, iż mamy taki domowy rytuał, który polega na tym, iż każdego wieczora mamy przeznaczone maksymalnie 60 minut czasu w content wideo. Tak, to tyle, co odcinek serialu lub kilka filmów na YouTube. W weekendy robimy od tej reguły wyjątek i wówczas oglądamy filmy lub kilka odcinków serialu naraz. Co nam daje taka rutyna?

Po pierwsze, pozwala dbać o higienę głowy, a pozostały czas i tak krótkiej doby, przeznaczyć na lekturę książki (przed snem unikamy w ten sposób świecących ekranów) lub rozmowę.

Po drugie, nie tracimy czasu w przeglądanie opasłych katalogów usług streamingowych w poszukiwaniu czegoś, co może nas zainteresować. Prawie nigdy tego nie robimy, ponieważ mamy to szczęście, iż nasi znajomi potrafią polecić dobre treści, jeżeli ich o to zapytamy, a do tego znają się na kinie. Na bieżąco śledzimy także rynek podczas sobotnich lektur naszych prywatnych gazet, o czym napiszę innym razem, a jeżeli coś nas zainteresuje, to momentalnie tytuł tej produkcji trafia do odpowiedniej notatki w Apple Notes. To tam zaglądamy w pierwszej kolejności, a nie do aplikacji streamingowych. Przy tej okazji od razu polecę Wam serwis Upflix.pl, w którym wpisując tytuł dowolnej produkcji, możecie otrzymać gwałtownie informację o tym, gdzie w sieci można ją obejrzeć.

Po trzecie, od lat YouTube’a traktujemy jako osobisty uniwersytet i telewizję, obserwując tam kanały osób i firm, które w jakiś sposób nas inspirują, edukują lub po prostu pokazują świat w taki sposób, w jaki nie jest tego w stanie zrobić telewizja linearna ani serwisy VOD. Z różnych powodów. Telewizji (kablówki, satelity, czegokolwiek) nie mamy od 12 lat i to jedna z najlepszych decyzji w życiu, jakie podjęliśmy. Absolutnie nie odcięła nas ona od informacji, za to zdecydowanie sprawiła, iż kiedy przebywamy w pomieszczeniu z włączonym w tle kanałem telewizyjnym (zwłaszcza polskim), czujemy się nieswojo. Jeszcze gorzej jest, gdy z uwagą posłuchamy przez moment treści tam serwowanych. Tak, jest to kłopotliwe przy okazji rodzinnych odwiedzin, ale mamy rodziny, które to rozumieją. Na szczęście!

„Watch Later” nie musi znaczyć „Nigdy”

Podobnie jak artykuły w sieci, tak i filmy z obserwowanych na YouTube kanałów zawsze trafiają do listy „Watch Later” w ramach aplikacji YouTube. Nigdy nie oglądamy ich od razu po zobaczeniu! Dzięki temu zachowujemy koncentrację w ciągu dnia i wspomnianą higienę głowy. I dzięki temu również, wieczorem czeka na nas całkiem zgrabna ramówka treści, które w 90% przypadków chcemy obejrzeć.
Są to vloggerzy podróżniczy, technologiczni, biegacze prowadzący kanały o naszym ukochanym sporcie, jogini, youtuberzy serwujący czysto rozrywkowe treści, ale także masa treści dokumentalnych czy omawiających różne dzieła kultury. Nie, nie słuchamy podcastów na YouTube, choć wg. aktualnych badań robi to 75% Polaków i pod tym względem jesteśmy światowym liderem. Nie pytajcie mnie dlaczego.
Bardzo często, kiedy mówimy znajomym o takim odkładaniu treści na później, spotykamy się z tezą: „Na później to znaczy na nigdy”. To nie jest prawda! A przynajmniej nie musi być, jeżeli robi się to w konkretnym celu i w ramach konkretnego procesu. Nie jest też tak, iż czasami nie pominiemy treści, która wydawała się interesująca, ale taka nie była. Natomiast wiedząc, iż na konsumpcję tych treści mamy przeznaczony konkretny czas w ciągu dnia i tygodnia, także mądrzej je dodajemy do listy „Na późnej”.

To, co nazywamy prywatną telewizją, może być równie dobrze prywatną rozrywką, edukacją, planowaniem kolejnej podróży czy szukaniem inspiracji do niej. Kluczem tutaj jest to, iż to my decydujemy, kogo do ramówki tej telewizji wpuścimy, a kogo z niej (czasami bardzo szybko) usuniemy. Polecamy spróbować takiego podejścia do treści ogółem. Nie tylko tych w formie wideo.

Idź do oryginalnego materiału