Adrian Wykrota: Dlaczego wybrałeś akurat medium fotografii?
Michał Bugalski: O! To jest interesujące pytanie! Wydaje mi się, iż w tym medium przeglądają się wszystkie moje fascynacje czy też lęki dotyczące czasu, przemijania, historii rodziny oraz związane z tym rytuały przeglądania starych albumów, slajdów. To adekwatnie były moje pierwsze doświadczenia – jeszcze zanim zacząłem fotografować, to jako dzieciak zbierałem slajdy z przeszłości z mojego domu rodzinnego i robiłem pokazy dla rodziny.
Wyświetlałem te zdjęcia na ścianie i starałem się budować narracje, a z czasem choćby jakieś multiekspozycje.
Niedawno sobie o tym przypomniałem, to były moje pierwsze doświadczenia pracy z obrazem. Ponadto interesowałem się i rysunkiem, i malarstwem, i filmem, ale ta fotografia była dla mnie najbardziej, nazwijmy to, wybaczająca czy też cierpliwa. To medium umożliwiało mi progres, ale taki stopniowy.
AW: Czyli był to progres, ale na twoich zasadach.
Michał Bugalski, fot. Adrian Wykrota
MB: Tak, na moich zasadach, we własnym rytmie sinusoidy… Powracałem do fotografii, po czym traciłem zainteresowanie, a mimo wszystko gdzieś ten postęp czy zdobywanie doświadczenia miało miejsce. Inne media wymagają ciągłego zaangażowania i stałej praktyki. Fotografia mi wybaczała te moje zawahania. Myślę, iż właśnie dlatego ciągle trzymamy się razem.
AW: Czy twoim zdaniem fotografia to dobre narzędzie do zapamiętywania, czy raczej do przywoływania pamięci?
MB: Wydaje mi się, iż ona nie jest ani jednym, ani drugim. Odróżniłbym też na wstępie fotografię amatorską, czyli na przykład zdjęcia pamiątkowe wykonywane telefonem, które rzeczywiście potrafią przywołać jakieś wzruszenie…
AW: Czyli pomagają zapamiętywać.
MB: Tak. Natomiast w obszarze mojej praktyki twórczej fotografia jest syntezą wielu czynników i rzeczywiście na pewnym poziomie ma moc przywoływania pamięci, ale to nie jest do końca przewidywalne. Nie staram się kontrolować tej narracji i nie zaczynam fotografować, mając gotową tezę.
Traktuję fotografię raczej jako narzędzie do pewnego eksperymentu, w którym moje przeczucia zostają poddane obróbce i na końcu tego procesu rzeczywiście napotykam wspomnienie czy jakiś przywołany obraz, który wcale nie był moją intencją.
Czasami choćby pod koniec wernisażu ktoś podchodzi, dzieli się ze mną swoim osobistym skojarzeniem z daną fotografią i wtedy coś mi się przypomina i mówię: „wow”, rzeczywiście tak było! Odnoszę to wtedy do jakiegoś konkretnego wspomnienia, ale bardzo rzadko jest ono punktem wyjścia. Na wystawie „Królestwo”, prezentowanej w Galerii PF, tylko w przypadku fotografii szczura jest to obraz konkretnego wspomnienia. W przypadku innych zdjęć było to poruszanie się trochę po omacku. Rzeczywiście na końcu drogi znajdowałem, często, ale nie zawsze, jakiś ślad pamięci.
fot. Michal Bugalski
AW: Podsumowując, nie zamykasz się w konwencji projektu z wyraźną tezą i z konkretnym założeniem realizowanymi od A do Z. Ważniejszy jest dla ciebie sam proces tworzenia?
MB: Tak! I jest on różnorodny. Na wystawie znajdują się fotografie, które są wynikiem skrupulatnej analizy – zwykle moim szkicownikiem są znalezione kadry lub fragmenty kadrów, amatorskie zdjęcia czy notatki, które po prostu zbieram, kataloguję w różnych folderach. W tym momencie to jest kilkaset tysięcy obrazów. Potem je przeglądam, wracam do nich, często zapominam, skąd one pochodzą, i na przykład po latach wyjmuję jeden z tych obrazów i on staje się przyczynkiem do mojego kolejnego procesu twórczego i do dialogu z tym kadrem, bo to nigdy nie jest dosłowne powtórzenie.
Ale na wystawie są też fotografie czysto dokumentalne. Na przykład zdjęcie stołu ze szklanym blatem.
Zrobiłem to zdjęcie po śmierci mojej babci, w momencie kiedy jej mieszkanie zostało opróżnione i ten blat był oparty o ścianę. Sfotografowałem go z zachodzącym słońcem, może to nie jest widoczne, ale ja się odbijam w tej szybie. Czasami z kolei łapię za kamerę 16 mm i wiem, iż owocem tej pracy będzie zdjęcie, bo potrzebuję w nim ruchu, a czasami ta droga prowadzi mnie z powrotem do obrazu wielkoformatowego. Pracuję na kamerze 4×5 i 8×10 cala, to też jest dla mnie istotne w tym procesie. Wielki format domaga się specyficznego podejścia, koncentracji. Obraz jest na matówce odwrócony do góry nogami, to wymaga spowolnienia.
AW: Mam poczucie, iż wszystkie twoje prace są wręcz namacalnie fotograficzne. Czy wiesz, o co mi chodzi?
fot. Zachar Szerstobitow
MB: Rozumiem, o czym mówisz. Rzeczywiście to dla mnie ważne, iż jest to namacalna fotografia. Oglądam dużo zdjęć, szczególnie takich amatorskich, użytkowych, dokumentacyjnych. Czasami nie jest dla mnie istotne, co zostało sfotografowane, ale w jaki sposób. W niektórych swoich zdjęciach próbuję powtórzyć kadry zainspirowane amatorskimi ujęciami, które znalazłem chociażby na pchlim targu. Na przykład zdjęcie tańczących – dla mnie było istotne, jak ono zostało źle skadrowane, jakie jest prześwietlone i iż jest takie… surowe.
AW: Mocno skupiasz się na analizie obrazu fotograficznego?
MB: Tak, ale w moich fotografiach jest mimo wszystko ciągle dużo przypadku… Ja nie jestem takim fotografem, który celuje i trafia. Wykonuję bardzo dużo powtórzeń. Jestem potem dosyć krytyczny w wyborze i w edycji moich fotografii.
AW: Co jest dla ciebie ważniejsze: czy wizualność, o której mówiliśmy, czy treść? Może jakiś ostateczny komunikat formułowany dzięki obrazu fotograficznego? A może jedno prowadzi do drugiego?
MB: Wydaje mi się, iż to musi się gdzieś po prostu spotkać. Trudno jest wytyczyć jakieś czytelne granice między jednym i drugim, bo przez cały czas bardzo dużo, według mnie, odbywa się w takim obszarze, który jest nie do końca dostępny dla naszej świadomości. Ten ostateczny odbiór odbywa się na kanwie przeczuć, tego, co nam się wydaje. Na pewno zależy mi, żeby tą napotkaną wizualność uwzględnić, bo nie da się jej zaplanować. A ta treść to jest adekwatnie cały zasób naszego doświadczenia, czyli zarówno pamięć, jak i pewne obawy czy odczucia związane z tym, co aktualnie przeżywamy. To zawsze odbija się jedno w drugim.
AW: Można zatem powiedzieć, iż jesteś soczewką, przez którą filtrowane są wszystkie obrazy, które znasz i które reinterpretujesz. One przechodzą przez ciebie. Dotykasz intymności, wspomnień… To chyba dla ciebie bardzo ważne?
Michał Bugalski, fot. Adrian Wykrota
MB: Tak. Na pewno moje projekty to odzwierciedlenie historii mojej rodziny czy mojego doświadczania przeszłości, pamięci, ale takie poszatkowane, fragmentaryczne. Wrócę do pierwszego pytania, o przyczyny wyboru medium fotografii. W znacznym stopniu zacząłem zajmować się sztuką z powodu niepamięci. Mam bardzo mały dostęp do swoich wspomnień – całe lata są po prostu wyblakłe, ale czasami napotykam jakieś ślady… Nagle z powodu zapachu, rytmu w przestrzeni lub obrazu czuję, iż to gdzieś mnie przerzuca, iż do czegoś się zbliżam, iż to jest istotne, i podejmuję wysiłek, żeby z tym pracować.
AW: Wystawa „Królestwo” prezentowana w Galerii PF CK Zamek to zestawienie fotografii z kilku twoich cykli. Czy to sygnał dla odbiorcy, iż nie zamykasz się na jeden rodzaj narracji i zestawiasz ze sobą swoje wcześniejsze projekty?
MB: Choć pracuję seriami – czyli inaczej takimi chwilami, kiedy to skupienie jest większe i wytwarzam wtedy dużo obrazów, a potem nadchodzi okres przerwy i zbierania powodów do powstania następnego cyklu – to mimo wszystko te moje zestawy mają wspólny kręgosłup i sprawdzają się w twórczym przemieszaniu. Zależało mi, żeby na tej wystawie pójść w poprzek tego, jak te cykle powstały. To są prace z lat 2013–2023, które nie są prezentowane chronologicznie, adekwatnie układ ekspozycji był stworzony już w galerii, na miejscu.
AW: Czyli ciągły proces…
MB: Można by powiedzieć, iż tak.
AW: Już niebawem odbędzie się kolejna wystawa twoich prac, tym razem w Wojewódzkiej Bibliotece i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu.
fot. Zachar Szerstobitow
MB: Tak, to jest w sumie interesująca sprawa – normalnie unikałbym sytuacji, w której w krótkim czasie w jednym mieście mam dwie wystawy, ale one będą się w jakiś sposób w sobie przeglądać. Ekspozycja w Galerii PF jest przekrojem dziesięciu lat pracy, a ta w WBPiCAK będzie dotyczyła wyłącznie procesów, źródeł i metod. adekwatnie nie będę tam pokazywał swoich fotografii, a obiekty, szkice, inspiracje. Wystawa powstaje w ścisłej współpracy z ekipą Działu Sztuk Wizualnych biblioteki, czyli z Mateuszem Kiszką, Olą Polerowicz i Tobiaszem Jankowiakiem. Udostępniłem im dyski z prywatnymi fotografiami. Przyjadą także do mojego domu, żeby wybrać pewne obiekty na wystawę. W cichy sposób kuratorują tę ekspozycję.
AW: Na wystawie w Galerii PF widzimy duże zdjęcia, wydruki na papierze. Patrząc na prace twoich koleżanek i kolegów z Wydziału Fotografii Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu, to jesteś chyba w odwrocie. Większość osób działa na styku gatunków i porusza się w przestrzeni intermedialnej. Czy fotografia jest w naszych czasach medium zamkniętym, czy może dostępność innych mediów jest tak duża, iż nie ma po prostu ograniczeń w tworzeniu?
MB: Sądzę, iż w procesie tworzenia ludzie naturalnie oddają się temu, czym nasiąkli w trakcie życia, dojrzewania. Moje podejście do fotografii wiąże się z moim prywatnym doświadczeniem, a w pewien sposób jest anachroniczne.
AW: Wytworzyłeś swój bardzo spójny język wizualny, niezależny od technologii, której używasz. Mam wrażenie, iż posługujesz się własnymi kodami wizualnymi zaczerpniętymi np. z amatorskiej fotografii. Wykorzystujesz również estetykę błędu, a czasem choćby język fotografii dokumentalnej.
MB: Jakiś czas temu intensywnie o tym myślałem, przy okazji wystawy, której kuratorką była moja siostra Małgorzata Widomska, która w tekście poruszała ten wątek. W dzieciństwie oglądałem bardzo dużo filmów. Wtedy w ramówce hitem był cykl „Sto na sto, czyli sto filmów na stulecie kina”. Gdy miałem 10 lat, oglądałem zatem klasyków: Kurosawę, Felliniego, Bergmana. Miałem ich filmy nagrane na kasetach i wracałem do nich. Można się domyślić, iż nie miałem w tym okresie wielu tematów do rozmów z rówieśnikami. Później zdałem sobie sprawę, iż koduję świat często poprzez ten język filmowy.
Michał Bugalski, fot. Adrian Wykrota
AW: A skąd pasja do kolekcjonowania obrazów?
MB: Na początku zacząłem robić to bardzo intuicyjnie – kiedy miałem zupełny przestój, nie wykonywałem zdjęć. Owładnęło mną uczucie bezsilności wobec przemijania, zapominania, zatracania i tego, iż nie jestem w stanie odtworzyć tak wielu ważnych, wzruszających momentów. W trakcie tego przedłużającego się marazmu zacząłem intensywnie zbierać obrazy. Przeglądałem filmy, nie patrząc na ich kontekst, tylko adekwatnie klatkując je lub czasami choćby oglądając od tyłu. Wychwytywałem nie całe kadry, ale fragmenty.
Kupowałem również zdjęcia na pchlich targach i na Allegro. Im więcej tego były, tym lepiej. Nie myślałem dlaczego, ale w pewnym momencie zacząłem zauważać, iż te wybory mają pewną logikę, iż na przestrzeni miesięcy wybieram obrazy, które przeglądają się w sobie.
Chodzi mi zarówno o zdjęcia amatorskie, jak i kadry z filmów. Zaobserwowałem powtórzenia pewnych rytmów, relacji postaci, układu ciała i zacząłem myśleć o tym, iż gdzieś w tym musi być po prostu jakiś kod, którego nie rozumiem, ale który intuicyjnie wychwytuję; iż te fragmentaryczne obrazy odnoszą się do jakiegoś szerszego obrazu, który stoi za moimi wyborami. I w jakimś sensie to się sprawdziło.
Wystawa „Źródła i metody” Michała Bugalskiego będzie czynna od 9.05 do 8.06.24 w galerii Wielkopolskiej Biblioteki Publicznej i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu.
Wystawa „Królestwo” jest dostępna do 26.05.24 w Galerii PF CK Zamek w Poznaniu.